niedziela, 24 listopada 2024
l.tomczukCzłowiek cichutko sobie żyje na rubieży a gdzieś, w dalekiej stolicy, ktoś w jego imieniu, ba, w imieniu caluśkiego narodu (!), walczy o symbol dla Polaków najważniejszy.



Z poziomu domowej wersalki, szary w zwyczajności swojego żywota Polak, dzięki wszędobylskim kamerom, podziwia krzyżowy heroizm tych, którzy umęczają się w jego intencji. O nie, to nie brazylijska telenowela. Na czołową Polkę wyrosła ostatnio p. Joanna Burzyńska, która 3 sierpnia nieomal przywiązała się do krzyża i uniemożliwiła w ten sposób jego przeniesienie. Pani Joanna wykrzykiwała, że „nie jest spełniona wola narodu". Skrytykowała również oświadczenie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, ogłoszone przez abpa Kazimierza Nycza, który wezwał do umożliwienia przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny. - Jeden ksiądz arcybiskup nie stanowi całego Kościoła - mówiła.

Pani Joanny nie poruszają skarżący się na swój mundurowy los policjanci, którzy są już zmęczeni „polityczną awanturą wokół krzyża". Ostatnio nawet, w sile kilkunastu funkcjonariuszy, musieli pilnować okolic domu Jarosława Kaczyńskiego, gdzie zamierzali zgromadzić się z krzyżami (a jakże!) internauci - przeciwnicy... krzyża smoleńskiego. Jak się miało okazać, fałszywy alarm podniósł zatroskany o bezpieczeństwo prezesa szeregowy członek PiS-u, człowiek o nic nieznaczącym nazwisku, ale za to czujny i oklikany w cyfrowym realu.
Policjanci lamentują: - To nam już wychodzi bokiem. - Dzień, dwa to nie problem, ale jesteśmy na Krakowskim Przedmieściu już kilkanaście dni. Zamiast łapać przestępców, musimy pilnować, żeby ci spod krzyża nie skoczyli sobie do gardeł - opowiada oficer stołecznej policji.
Powiem tak: niech nie ględzą, za to biorą pieniądze z państwowej tacy. Bezpieczeństwo Prawdziwych Polaków-Bojowników jest teraz priorytetem, wszak Joanna od Krzyża z przybocznym aktorem Marcinem Bulskim, który brawurowo zagrał barmana w „M jak miłość" i ochroniarza w „Klanie" oraz reszta niezłomnych obrońców to nasze narodowe dobro!
Ale sława bojowników bywa słodko-gorzka. Dzisiaj jesteś na ustach całego narodu (lepiej byłoby napisać - tefałenu), a już jutro nie znaczysz nic. Zrobią z ciebie oszołoma, zgnoją i spotwarzą. Przykładów w Polsce mamy multum. Ot, choćby nieciekawy los żywej legendy, człowieka-ikony wolnej Polski, który przed laty przeskoczył (albo i nie, kto to dzisiaj wie?) płot Stoczni Gdańskiej.

babcie_z_laptopem

Bywa, że miewam wyrzuty sumienia, że tak łatwo godzę się by za mnie ktoś tak wiele robił. Momentami popadam w autopogardę i z powodu wersalkowego lenistwa rumienię się niczym płacząca Beata Kempa. TVN do Brzegu zagląda nieczęsto, ostatnio widziany był na wałach, toteż lokalni bojownicy łatwo nie mają. Ze swoimi uzasadnionymi lamentami nie mogą się przebić. Tylko niektórzy zaznaczają ślad na prywatnych, w ogóle nieodwiedzanych blogach, bądź na rozlicznych portalach, których mnogość wszystko rozmywa.

Osobiście jestem szczęściarzem, któremu niezasłużonej sławy przysparza brzeski kaznodzieja. Parę felietonów temu w tym miejscu napisałem o upolitycznionym proboszczu (anonimowo i bez wskazania kościoła) a ten odezwał się na zasadzie: uderz w stół... Perorował coś o „pismakach" i „szmatławcach", powodowany zapewne miłością wobec błądzących owieczek. Mimowolnie zahaczył o ojca naszego pięknego miasta, któremu tenże „szmatławiec" - wedle twierdzeń przeciwników - wysługuje się w każdym zdaniu. Od teraz określenie „pismak" traci zabarwienie pejoratywne. Cóż, cel został osiągnięty, słowo trafiło tam, gdzie trafić miało - niczym w poetyckiej mrzonce wieszcza - pod strzechę skromnej plebanii. Ale temu tematowi na dziś mówię: amen.

Jak wspomniałem nieprosto przebić się z autoreklamą. Nie każdy błyszczy talentem serialowego artysty Marcina Bulskiego. Nie wystarczy też programowo nie zgadzać się ze wszystkim, co powie burmistrz. Życie wetem to nieżycie, człowiek może zawetować się na śmierć. W czasach postpolityki liczy się przekaz gromki, taki by w świadomości wyborcy wyorać bruzdę nie do zaorania. By wyborca ów, niczym pies Pawłowa, właściwie zareagował i dobrze zagłosował.
W taki kontekst wpisuje się wydrukowany w „nieregularniku brzeskim" wywiad-rzeka z pewnym samorządowcem, który wypłakuje się w mankiet redaktora naczelnego. Tenże działacz kojarzy się brzeżanom z czymś zgoła najpiękniejszym: z młodością mianowicie. Zawiaduje on stowarzyszeniem, które „młodość" wyhaftowało na partyjnym sztandarze. Ale to proporzec obszerny, jego łopot owiewa siwiznę weterana samorządu brzeskiego, który „trochę za stary ciałem, choć nie duchem" rześko młodzianom sekunduje. Oto maszeruje młodość, z dziadkiem w odwodzie! Złośliwcy twierdzą, że to dziadunio wyjątkowo zgryźliwy i mocno na młodych oddziaływujący.

Cóż, dopełnia się już kadencja a towarzystwo ze stowarzyszenia nic a nic się nie zestarzało. Oto cud, tryumf wiecznej młodości. Zero fałdek tłuszczu odłożonego z konsumpcji sutych diet. Ale na licu przewodniczącego pojawiła się już..., no nie... zmarszczka? A kysz!, to bynajmniej nie oznaka utraty urody, a dowód głębokiej troski o źle zarządzany organizm miejski.
Podobną bruzdę kamera HD wyłapała na czole Joanny od Krzyża.

leszek.tomczuk@gmail.com

tomczuk na pasku