piątek, 03 maja 2024
l.tomczuk- Polska wczoraj przegrała – i nie boję się tego powtórzyć – Polska wczoraj przegrała! – grzmiał z ambony jeden z brzeskich proboszczów, patriotycznie lamentujący przed grupką zaawansowanych wiekowo parafian.
Wypowiedź owa miała miejsce w powyborczy poranek i stanowiła zwieńczenie uprawianej w tej świątyni agitacji. Podobnych sytuacji w kraju odnotowano wiele, stąd brzeski przypadek nie jest wyjątkowy. Ot, trzymamy parafialny standard. Ciekawe jest to, że księży-agitatorów w Brzegu praktycznie nie mamy i najmocniej zaznacza się ten, którego zacytowałem. Z relacji parafian regularnie uczęszczających do kościoła wiem, że apele o głosowanie na jedynie słusznego kandydata są tam czymś zwykłym i nikogo już specjalnie nie dziwią. Po sądnej niedzieli proboszcz musi odczuwać wyjątkowy dyskomfort. Rozpatrując problem w kategoriach statystycznych, parafianie przecież swojego duszpasterza nie posłuchali i zagłosowali nie tak. Czyli? To nie Polska przegrała, a ksiądz proboszcz, niestety.

Znam parę sfrustrowanych osób, które rozstrzygnięcie wyborów prezydenckich potraktowali, jako ojczyźnianą katastrofę, co w ich ocenie jest początkiem końca Polski. Ale to dramat nie mój i nie mnie wraz z nimi łkać. Z jednym tylko pogodzić się nie mogę, że ja, który zagłosowałem jak zagłosowałem, wychodzę na drania. Ukradłem im Polskę! Robię za złodzieja, chociaż nigdy nic nikomu nie podiwaniłem. Skąd to wiem? Wystarczy, że spojrzę w roziskrzone oczy Joachima Brudzińskiego, Antka Macierewicza, Jacka Kurskiego czy paru, zradykalizowanych na starość, moich starych znajomych. Nawet bez zerkania w zwierciadło zaczynam im wierzyć, że coraz bardziej upodabniam się (a, fuj!) do Janusza Palikota, Stefana Niesiołowskiego lub Kazimierza Kutza.

Jeszcze na moment chcę wrócić do wspomnianego na wstępie proboszcza. Po dwakroć oznajmiając „przegraną Polski" kaznodzieja zademonstrował całkowity brak lęku. Zastanawiam się po co takie zastrzeżenie, czyżby ksiądz uprzedzał parasolkowy atak krewkiej parafianki? Myślę, że to nie te czasy, kiedy trzeba się lękać. Zwłaszcza prezydenta-elekta, który zamieniwszy myśliwską flintę na aparat fotograficzny całkowicie się rozbroił. Proboszczowy brak przestrachu jawi się zatem operetkowo.

polskie_lzyMoje cotygodniowe wpisy spotykają się z różnym odbiorem. W sumie nie powinienem narzekać, bo komentarzy agresywnych i jawnie obraźliwych jest niewiele. Wyzłośliwiają się ze dwie, góra trzy osoby. Na trwałe zdaje się zamilkł „krótki", jeszcze do niedawna najaktywniejszy w Brzegu internetowy troll. Nikt na tym portalu za nim nie tęskni, wszak był wyjątkowym ględą. Krytykował wszystkich i wszystko poza samym sobą, choć w tym konkretnym przypadku łomot w chudą klatkę piersiową byłby bardzo na miejscu. Niektórzy plotkują, że to chytra zmiana wizerunku, coś na kształt przepoczwarzenia się w baranka pokoju, co w całej krasie zaprezentował niedawno pan prezes Jarosław Kaczyński.

Dość egzotycznymi przypadkami są dwaj „komentatorzy" moich tekstów (dla nich to wypociny), których prawdziwych nicków litościwie nie ujawnię i na potrzeby niniejszego tekstu nazwę: „Śliczny" i „Joachimek". Jako, że w skali politycznego zacietrzewienia i fanatycznego przekonania o otaczających ich zdrajcach są jednojajowymi bliźniakami, sensowniej o tych osobnikach byłoby mówić, jak o jednej osobie, np.: Śliczny Joachimek.

„Śliczny" jest już stary i od zawsze nieładny. Wiem, co piszę, bo znam go długo, choć w roli „ślicznego" zaledwie od paru miesięcy. Za wiele w życiu nie osiągnął, jeżeli już, to nie to o czym zamarzył w młodości. Wykonuje robotę co prawda siedzącą, ale w kurzu i w swojej firmie znalazł parę książek z których wyczytał, że jest prawdziwym Polakiem i patriotą. Z czasem młodzieńcza złośliwość przepoczwarzyła się w starczą zgryźliwość. A że jest niespełnionym artystą postanowił na forum, jak mu się zdawało anonimowo, szarpać nogawki starego kolegi. Kolegi z którym onegdaj chodził do tej samej klasy i brawurowo odeń ściągał! W inny sposób swojej klasy nie byłby w stanie zaprezentować. Tyle i aż tyle mogę powiedzieć o „ślicznym", któremu po raz już któryś z rzędu ukradłem Polskę.

„Joachimek" - gościu w średnim wieku, co rusz skromnie podkreślający swoje wybitne wykształcenie, własnym organizmem zadający kłam twierdzeniu, że elektorat prezesa to ludzie nie za bardzo wyedukowani. Słynny na cały Brzeg miłośnik wina, który raczył się tym trunkiem w okolicznościach dość niezwykłych. Spożywał mianowicie po słynnej plenerowej wystawie wyeksponowanej na Placu Polonii Amerykańskiej. Na dowód nich rymem przemówi sam „Joachimek": „i ja tam byłem świetną wystawę zobaczyłem, a potem w domu za pamięć śp. Pana Prezydenta wino piłem". Apetyczne - prawda?
Czy ów człowiek również został obrabowany z Polski? Skoro stać go na wino - myślę, że wątpię.

leszek.tomczuk@gmail.com

tomczuk na pasku