Polityka na wałach, Kampania na wałach, Piknik na wałach, Piar na wałach, Skandal na wałach, Cyrk na wałach... To tylko niektóre zajawki, jakie szeroką falą przelały się przez polską prasę. W naszej okolicy podtapiało Brzeskie Zagłębie Prasowe, które paradoksalnie wałom wiele zawdzięcza.
(nieobiektywny przegląd popowodziowej prasy lokalnej)
Teraz zastanawiam się, czy ktoś nie robi ze mnie wała. Myślę tutaj o mądralach gazetowych, co to znają się na wszystkim, podtopień nie wyłączając, a może zwłaszcza na tym, wszak wodolejstwo stanowi immanentną część ich dziennikarskiego bytu. Nachalny talent, żeby nie odfrunął w przestworza, trzeba dociążyć balastem a woda do tego pasuje - nomen omen - jak ulał. Jeśli dziennikarze zobaczą (albo: nie zobaczą) polityka na wałach rzecz staje się wielce podejrzana. Jeśli tenże podjedzie pod wał służbowym samochodem i tym samym sposobem z wału zjedzie (wprzódy arogancko trzaskając drzwiami) - robi się wielkie halo, mamy mega hit na pierwszą stronę. Mógł przecież, albo wręcz powinien!, wpław... A on nie. On paraduje w eleganckich woderach, ma sucho, kiedy inni mokro mają.
Co robił podczas powodzi taki burmistrz Wojciech H.? Jak to co robił? Kampanię przedwyborczą robił! Dla niepoznaki zamaskował się w strażacki rynsztunek z elementami odblaskowymi. Nie wiecie po co tak się wystroił? Natychmiast wyjaśniam: żeby flesze aparatów fotograficznych rozbłyskiwały na burmistrzowej sylwetce, podobnie jak to się dzieje w ?Tańcu z gwiazdami", gdzie dominują cekiny i złotości. Trzeba powiedzieć więcej: kiedy znowuż załapie się na kolejną kadencję, zamiast zająć się wałami, nie zajmie się nimi (niezatopionym pokaże wała), następnie wywoła kolejną powódź, bo przecież lubi, kiedy mu się powodzi. A zresztą, jako ten przekarmiony rekin, w mętnych płynach pływa, jak ryba w wodzie. I za pieniądze, brane wiadomo że za darmo, wstawi sobie garnitur złotych zębów, żeby jeszcze bardzie błyszczeć i złotym uśmiechem szyderczo szydzić z powodzian. Panie burmistrzu koniec z rozbłyskami!
Mniej więcej o tym można było poczytać w patriotycznym pisemku, płatnym choć darmowym, które w sklepie w Pawłowie rozdają za jeden uśmiech, wystarczy doceniać hojność skarbimierskiego wójta - strategicznego sponsora na wpółżywego tygodnika.
Jeszcze bardziej wyrafinowany jest ten polityk, który zamiast udrażniać rowy we Wronowie pojechał do suchego miasta rozsławionego w świecie przez księdza Jana Dzierżona, uczonego pszczelarza, który odkrył partenogenezę pszczół. Po co tam pojechał? - trzeba zapytać z bolszewicką czujnością. Żeby choć wcześniej przemókł, a on nie, on w suchutkich lakierkach wybrał się do niezalanego Kluczborka. Zalać się udał, miodu pitnego popróbować? Jego zawsze do słodkiego ciągnęło, dzieworództwa mu się zachciało, pasiekę sobie szykuje!
My toniemy, a pan, panie przewodniczący, zawsze wypływa. Wstydź się pan, weź się i utop i nie licz, że rzucimy ci ratunkowe koło! Przeciwnie - odepchniemy bosakiem i obciążymy ciężarem partyjnych legitymacji, które zamiast zjeść, wrzucimy do POwodziowej kipieli. A sio - toń!
Nigdzie nie znalazłem słów krytyki pod adresem powiatowego dowódcy akcji powodziowej. Nie napłynęła ani z lewego, ani z prawego brzegu. I słusznie. Mało to wódz ma zmartwień? Obejmuje o wiele szersze spectrum działań ratowniczych. Spogląda na falę z powiatowej perspektywy i zahacza o powiaty sąsiednie a nawet zagląda jeszcze dalej, w przeszłość też sięga i w plenerze wystawy wystawia.
Dogląda brzeskiej ziemi, z wody i z pokładu helikoptera. W TVN24, w TVP Info i w radiowym mikrofonie redaktora Stępnia, swojego imiennika. Wszędzie pełno reporterów brodzących, w przemoczonych adidasach krok w krok za nieustraszonym dowódcą. Tamci lecą piarem, lansują się, powiatowy przywódca nie. Zaniechał wojny brzesko-brzeskiej, na zasadzie, że zaniechanie owo jest składowym elementem końca wojny polsko-polskiej.
Dowódca powiatowy stoi na rozdrożu, tak sądzę, jakby pomiędzy wałami. Musi kogoś wybrać na prezydenta. Bynajmniej łatwo nie ma. Myśliwy i harcerz powinien postawić na myśliwego i harcerza. To wydaje się logiczne. A czy Jarek kiedykolwiek miał lilijkę, czy bawił się na żoliborskim podwórku w podchody? Zasadzał się z flintą na zwierzynę i - uchroń Panie Boże!!! - brał na muszkę kaczki? Tak, wybór będzie trudny. Ech myślistwo, ech harcerstwo - zarzucić, wyprzeć?
Pisząc to wszystko zapominam o sobie, o czymś z mojego punktu widzenia zasadniczym, o moim pępku nie pamiętam. A moja sława sięga od wała do wała, zaledwie. O Wrocławiu, Bytomiu, Płocku, Opolu, Nowej Soli, Bielsku-Białej, Zielonej Górze i innych miastach nie śmiem nawet pomarzyć. Jako człowiek z niskich wałów zastanawiam się, kto czyta jego wynurzenia, tak: wynurzenia - dobre słowo na czas powodzi. Nurzam się, zanurzam i niekiedy wynurzam. Ostatnio znowuż w Panoramie Powiatu Brzeskiego, choć wolałbym ?w publicznej gablotce w mieście, dla czytelników starszych, w powiększonym druku".
W Grodkowie zna mnie parę osób, w Prędocinie i Kopaniu jakieś pojedyncze jednostki. A w Skarbimierzu? W Skarbimierzu w ogóle nie chcą mnie znać! Znajdźcie skarbimierską stronę w Panoramie. Nie szukajcie, nie znajdziecie. Właściciel kilkorga imion p. Kowalczyk - p.o. naczelnego PPB, przy drugim piwku przypomniał ostatnio, że to moja wina, wszystko przeze mnie. Chciałem już zalać się łzami, ale Antonio promiennie się uśmiechnął i szepnął po włosku: Il Suo nuovo talio di capelli é molto bello. Powstrzymując ślozy udałem, że zrozumiałem...
Deszcze znowu padają, karierę mą w Brzeskim Zagłębiu Prasowym widzę ogromną.