niedziela, 24 listopada 2024

 

lt2010Człowiek o kamiennej twarzy - Buster Keaton grał milczeniem i dawał całkiem jasny przekaz. Nasze prababcie gromadnie waliły do kin by tam szlochać i omdlewać. Wystarczyło, że na ekranie wyświetlił się niemy Rudolf Valentino.

 

Dzisiaj widza trzeba przyciągać czymś o wiele bardziej wyrafinowanym. Aktor przestaje się liczyć, zastępuje go wygenerowany w technologii IMAX 3D avatar. Że mamy do czynienia ze sztuczką niby wiemy, a mimo to stadnie gromadzimy się w Multikinach, gdzie zostawiamy gigantyczne pieniądze. Na ludzkiej miłości do bajek nieźle obłowił się James Cameron i za swoje ?oszukańcze" dzieło dostał nawet Oscara. Mało mu było i postanowił pójść w politykie. Właśnie wprowadził się na Downing Street 10 i tworzy, pierwszy od niepamiętnych czasów w Anglii, rząd koalicyjny. E... eee... chyba coś zamotałem... Cameron... Cameron... Nazwisko, jakby pasuje, ale chodzi przecież o zupełnie innego człowieka. David to jednak nie James, podobnie Jarosław nigdy nie przepoczwarzy się w Lecha. Oto dowód mojego gapiostwa, mylenia snu z jawą, filmu z polityką.

buster_keaton


Zostańmy jeszcze przy X Muzie. Dla kino maniaków z myszką ważny był taper - w niemym kinie osoba grająca na pianinie, robiąca podkład muzyczny do wyświetlanych scen. Owo zapomniane już słowo wywodzi się z języka francuskiego taper i oznacza między innymi: pisanie na maszynie, stukanie, stukanie w klawisze. Taper jest zawodem z lamusa, tak jak płatnerz, repasatorka rajstop, czy oferujący przechodniom szklankę orzeźwiającej gruźliczanki operator saturatora.

Właśnie tapera zabrakło w clipie wyborczym pewnej partii politycznej, zawieszonym na You Tube, a wyprodukowanym na potrzeby kampanii prezydenckiej. Na tle pianina z rozłożonymi nutami widzimy aktora operującego nietypowym dla siebie tembrem głosu, recytującego zaskakujące słowa o umiłowaniu Rosjan. Początkowo poczułem się okradziony, bo bohater clipu całą treść odgapił ode mnie! Z drugiej strony zacząłem lewitować z dumy, że prócz Marcinka i Kazika ktoś jeszcze podczytuje moje, wstukane w klawisze compa, przemyślenia.

Dzięki wyświetlającej się na pasku cyrylicy nawet internauci niesłyszący, a znający język rosyjski, mogli wszystko zrozumieć. W ramach poszukiwania głębszych doznań artystycznych przeprowadziłem eksperyment polegający na wyłączeniu w laptopie fonii. Raz jeszcze odpaliłem "przesłanie" i poczułem się, jak w niemym kinie. Tak jest! Brak podkładu muzycznego musiałem sobie zrekompensować wyobraźnią, że niby jestem głuchy, o co w moim wieku nietrudno.

Daniel Passent napisał, że coś go z Jarosławem Kaczyńskim jednak łączy. Mianowicie mają w domu pianina i obaj nie umieją na nich grać. Mnie jednak nie interesuje, co kto w domu ma i czego prywatnie nie potrafi. Ja chcę jedynie wiedzieć, kto w mojej chałupie zamierza zagościć na pięcioletnią kadencję, kto i po co do niej kołacze za pośrednictwem elektronicznych łączy. Teraz okazuje się owo kołatanie przechodzi w kulturalne pukanie do wrót wschodnich sąsiadów. Czyżby tam decydowano o wyniku wyborczym?
Polityka to kino. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ciągle słyszę, że gościu publicznie uchodzący za gbura w relacjach prywatnych jest zupełnie innym człowiekiem: ciepłym niczym flanelowa koszula. A nie lepiej żeby przekaz był prosty i oczywisty od razu, dlaczego rzecz trzeba odkłamywać po osobistych spotkaniach nie-chamidłem, hę? Po co komu te rozbieżności, niech białe białe znaczy, a czarne czarne. A w polityce odchodzi niekończący się seans i to na całego. Trwa pokaz póz i masek. Liczą się wyłącznie sezonowe kreacje. Skoro dopadła nas narodowa smuta na wybiegach politycznych modna stała się czerń i uroczyste dostojeństwo. Jeśli nie marsowe oblicze Bustera Keatona, to tajemnicze zamyślenie Charliego Chaplina. Moherowy widz to kupi, to pewne. Ale co z odbiorcą rozkapryszonym, aktywnym od kliknięcia do kliknięcia, żyjącym pośpiesznie i kolorowo? Czy zdąży ukraść babci dowód osobisty?

Dziwię się partiom, którym w sondażach opada, że naciskają ażeby kandydat, któremu zaczęło się podnosić, a więc że żądają, by kandydat milczący przemówił. Po co? Przecież już tyle powiedział. Wszystkich porozstawiał i z grubsza wiadomo, gdzie kto w burych czasach ZOMO stał. Koniecznie chcemy znowu usłyszeć powszechnie znane rewelacje?

wymowne_milczenie


Jeszcze mocniej dziwię się, że obóz przeciwstawny (jemu znowu rośnie) postawił na niemego aktora. Obolałego i zmęczonego, starego i do reszty zgranego. Przecież mają tak cudownych młodych, zdolnych i przemiłych. Mnie szczególnie do gustu przypadł ktoś o nazwisku Kluzik Poncyljusz, czy może odwrotnie. Wiem, ubogiego sztabu nie stać na Jamesa Camerona, który swoimi sztuczkami ożywiłby nieme kino. Dlatego za kampanię wziął się aktor "Klanu" Bogdan Szczesiak oraz pewien młody (niestety, jego nazwisko owiane jest tajemnicą - wiadomo - Hollywood się czai), scenarzysta realizujący najlepsze polskie seriale - Sam się do nas zgłosił - pochwalił się członek sztabu wyborczego.
Co będzie, kiedy w Krainie Płaczącej Wierzby zabraknie pudru? Jest wyjście! Dowiezie się wulkaniczny pył z Eyjafjallajökull i kandydata wypacykuje na przebojowego Baracka Obamę.


tomczuk na pasku