czwartek, 09 maja 2024
lt09Sławek Mordka obwieścił w mediach, że w dniach 30 czerwca i 1 lipca odbędzie się w Brzegu Międzynarodowy Festiwal Sztuki Ulicznej „BuskerBus”. Super! Będziemy podziwiać muzyków, klownów, cyrkowców, mimów, akrobatów  i innych artystów z kraju i zagranicy. Tylko dlaczego – zadręczam się – nie otrzymałem zaproszenia?


Pretensja o niezaproszeniu jest uzasadniona, mógłbym przecież wystąpić w charakterze uczestnika. Rzecz tylko pozornie nie trzyma się kupy. Bo kimże – zapytam – jest lokalny felietonista? Przecież to uliczny grajek, bez mała człowiek guma i częstokroć jednoosobowa orkiestra. Grający samotnie na rogu (nie chodzi o róg Wojskiego, czy instrument dęty o nazwie waltornia), a więc to ktoś „popisujący na ulicach”, najlepiej u ich zbiegu, skąd wszystko lepiej widać i skąd (w razie czego) łatwiej uciekać. Wymądrzający się na każdy temat, bez oczekiwania na wielką zapłatę. Do honorarium jeszcze powrócę, wcześniej muszę wyjaśnić, dlaczego sytuuję się pomiędzy kuglarzami, muzykantami, połykaczami ognia i innymi cudakami.

W tym celu przywołam rywala z konkurencyjnego tygodnika, który publice jest znany pod wielce oryginalnym pseudonimem artystycznym. To niejaki…, ale nie, nie zdradzę, gościu nie zasłużył na darmową reklamę. Oczyma wyobraźni widzę owego felietonistę, jak w rejonie ulicy Robotniczej rapuje swoje protest songi. Melorecytuje o burmisiu marnotrawiącym społeczny grosz i o jego koledze staroście, który temu się przygląda. W innej odsłonie czaruje, niczym Maria Konopnicka, uciesznymi bajkami osnutymi na skomplikowanych wyliczeniach. Nagie liczby obnażają nieskromność rządzących, co znajduje wyraz w inwestycyjnym rozpasaniu. Morał bajek sprowadza się do jednego. Jesteśmy biedni i najlepiej nic nie róbmy.

diabel

To ginący rodzaj sztuki ulicznej, przez kulturoznawców nazywany: dyrdymały spod starej powały. U podstaw rzeczonej twórczości nie leży chęć zysku. Całkowicie wolni artyści działają przecież non profit i wedle ugruntowanego przekonania pro publico bono. Na rządzących nie mają co liczyć, bo ci z zasady skąpią grosza i zawsze czymś się wykręcą, choćby kryzysem. Tylko w przypływie udawanej dobroci zachęcą do nieustawania i pogłaskają po czuprynie, pod warunkiem, że dany artysta ją jeszcze posiada.

Przed nami dwa niezwyczajne dni. Jeśli skończą się ulewy mamy szansę na zaczarowany klimat w mieście. Tu żongler, tam kapela klezmerska, gdzieś indziej ktoś nieludzko napinający mięśnie. To niepowtarzalna okazja do przykrycia brzydoty liszaju miejskiego. Czas na krótki przystanek w Rynku, czy na ulicy Długiej, dobra okazja do uśmiechu i zadumania.

Skoro już wylądowaliśmy na zdekapitalizowanym bruku Długiej trzeba przyznać, że ta ulica na swą „długość” w pełni zasłużyła. Bynajmniej nie w kategoriach kartograficznych. Przecież za długa nie jest (z robotą da się szybko uwinąć), a mimo to długo Długa czeka na remont, zdaje się od wczesnego Gomułki. Jak mogłyby wyglądać wszystkie chodniki już wiemy na przykładzie odgruzowanego (w poziomie) Placu Polonii Amerykańskiej.

Wywołałem tę dziwaczną nazwę i od razu jestem poirytowany, toteż nie mogę powstrzymać się od złośliwości. Nazwa jest bez sensu z paru powodów. Po pierwsze: wiele miast w USA w ogóle nie posiada trotuarów. Z uwagi na bezpieczeństwo, a częściej z lenistwa, nawet po chipsy jeździ się samochodem. Po drugie: a w czym naszemu miastu Polonia tak się zasłużyła? Osobiście przełknąłbym Plac Gastarbeiterów, Skwer Irlandzkich Regipsiarzy, czy Bulwar Francuskiego Szparaga. I coś jeszcze. Polonusi nigdy nie głosują tak, jak większość Polaków w starej ojczyźnie. To jacyś odmieńcy, którzy od dawna wybierają polityczne osobliwości. Zaatlantycki zaścianek został w Brzegu uhonorowany reprezentacyjnym placem!

Pozioma rewitalizacja placu jest świadectwem cudu i poprawiła estetykę w rejonie „Zielonego Papieża”. Postać tam wyeksponowana będzie niemym świadkiem niezwykłego widowiska „BuskerBus”. Da Bóg, że choć na ten moment pomnik przestanie razić marsjańskim kolorytem.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku