Odkąd Europarlamentem zawiaduje Jerzy Buzek z Polski w mojej drewutni
zamieszkała rodzina jeży. Analogia bynajmniej nie kończy się na
imieniu. Dzicy współlokatorzy opanowali przestrzeń pod europaletą
Myślę, że wszystkim nam się pofarciło, a mnie aż po pięciokroć, co rozwikłam poniżej. Pan Jerzy Buzek przysparza splendoru Polsce, a moje jeże podnoszą atrakcyjność trzyarowej posesji. Jestem pewny, że to nagroda za udział w eurowyborach, w których uczestniczyłem z entuzjazmem i z nieskrywaną radością.
Jeż jest ssakiem raczej płochliwym i niechętnie pokazuje się ludziom. Wstępne obserwacje pozwoliły na ustalenie, że goszczę niedookreśloną płciowo dwójkę zwierzaczków. Na cześć prof. Jerzego Buzka większemu nadałem imię Jerzy I, a ociupinę mniejszemu – Jerzy II. Chciałem, żeby było po królewsku. A tak naprawdę na takie rozwiązanie zdecydowałem się zachowując europejską czujność. Jako laik nie mogłem przecież ustalić płci skrytej pod milionem kolców. Przez uznanie mniejszego zwierzaka za samiczkę niechybnie podpadłbym feministkom, jako ten szowinista pomniejszający rangę (wagę) wciąż niezrównanych w prawach kobiet. Nie będąc przy tym homofonem chciałem również dobitnie zamanifestować, jak na prawdziwego Europejczyka przystało, że nie kłuje mnie w oczy fakt, iż tuż obok żyje sobie spokojnie para jeżogejów.
- A co mi tam – myślałem – a niech się kłują. Skoro akurat to lubią?
Sprawy szybko się wyklarowały. Wczoraj wieczorem, pomiędzy żywopłotem a przytulną europaletą, ujrzałem zjawisko, jak na moją wrażliwość – metafizyczne. Oto kroczący na czele Jerzy I wiódł za sobą Jerzego II i… trojkę kolczastego drobiazgu.
- A więc to tak! Mam was! W mojej drewutni takie rzeczy?! Jak się okazało: całkiem po bożemu…, uff…
Natychmiast skorygowałem nazewnictwo całej menażerii. Od tego momentu – jeż większy to Jerzy, a mniejszy – Jeżynka. No tak, ale co z resztą przychówku? Przecież musi toto jakoś się nazywać. Po wyczerpaniu lingwistycznych możliwości sięgnąłem do skarbnicy mądrości góralskiej i przywołałem starą anegdotę.
Dwaj górale znaleźli jeża i natychmiast zaczęli się spierać, jak ów cudak się nazywa. Przez dłuższą chwilę po hali echo roznosiło okrzyki: To je iglok! Łoj nie, to je śpilok! Iglok!!! Śpilok!!! Spór narastał i zaczęło się niebezpieczne wymachiwanie ciupażkami. Dylemat rozwiązał stary baca, który przybył z zamiarem pogodzenia krewkich znawców podhalańskiej fauny. Po dokładnym obejrzeniu kolczastej kulki i ostrożnym obmacaniu oryginalnej fryzury – baca arbitralnie zawyrokował: To je kłujok!
Od teraz moja rodzina poszerzyła się o Jerzego, Jeżynkę, Igloka, Śpiloka i Kłujoka. Bynajmniej nie narzekam, dopatrując się w tym planu Bożego. Grunt to europejska rodzinka!
{jgquote}
Zajrzyj również tutaj:
http://www.brzeg.com.pl//content/view/579/288/
http://www.brzeg.com.pl//content/view/1176/288/
{/jgquote}
Leszek Tomczuk