niedziela, 24 listopada 2024
lt09Najsłynniejsi polscy bliźniacy obchodzili piękny jubileusz sześćdziesiątych urodzin. Co ciekawe: w tym dniu nawet przeciwnicy polityczni zrzucili pychę z serca i pospieszyli z powinszowaniami. Obawa, że zadymi trefniś z Lublina - dr nauk filozoficznych Janusz Palikot okazała się płonna. Prawda jest taka, że było całkiem sympatycznie


Przy akompaniamencie kwartetu smyczkowego i akordeonu odśpiewano sto lat oraz podzielono się wielgachnym tortem zwieńczonym 120 świeczkami. Cieszmy się, że nie jesteśmy Koreą Północną. Tam urodziny wodza powodują ogólnonarodowy paraliż, nawet przyroda reaguje anormalnie. Przy takich okazjach kraj ów rozkwita nieziemskimi kwiatami, ptaki przystają w locie, zwierzęta uśmiechają się radośnie a niebo spina monumentalna tęcza. Gdyby Polska była Koreą tęcza musiałaby być dubeltowa, wszak mamy Wodzów Dwóch (skojarzenie z filmem Juliusza Machulskiego – na odpowiedzialność czytającego). Dobrze zatem, że żyjemy w demokracji, którą po części zawdzięczamy Jubilatom.

Prezydent i prezes swoje urodziny obeszli na roboczo. Jeden lobbował w Brukseli za Jerzym Buzkiem, drugi podsumowywał sukces wyborczy. Prezentów nie oczekiwali, no bo niby czego można chcieć w wieku mocno powojskowym? Z pewnością cudnym bukietem dla pana Jarosława był powrót na łono PiS-u Mirosławy Masłowskiej, zbuntowanej po wyborczej klęsce, która przecież okazała się zwycięstwem. Posłanka swój błąd zrozumiała dzięki szczerej rozmowie z prezesem, który zechciał jej poświęcić urodzinowy czas.
Z okazji jubileuszu przejrzałem niektóre witryny internetowe, oczywiście w poszukiwaniu nastroju tej niezwykłej chwili. Zlekceważę złośliwości w stylu: „po kopie już po chłopie”, bo na przykładzie własnego orga(ni)zmu wiem, że to gruba przesada. Z zastrzeżeniem, że człowiek trzyma się z dala od polityki, a tylko ewentualnie – w trosce o odpowiedni poziom napięcia specyficznych mięśni – ją komentuje. A zresztą – definitywny kłam owej „mądrości” zadał 85-letni amant Andrzej Łapicki poślubiający… 25-letnią teatrolożkę Kamilę Mścichowską! Świeżo poślubioną w pełni rozumiem, pewnie zakochała się w głosie pana młodego robiącego w dobie dinozaurów za spikera Polskich Kronik Filmowych, które rozsławiały wielkie budowy stalinizmu. Jak większość Polek, i co wrażliwszych Polaków, też uwielbiam entuzjastyczny głos aktora i z łezką w oku oglądam stare kroniki.

Posłanka Elżbieta Jakubiak, PiS-owska ekspertka od sportu po pedagogice, obchodząca jubileusze szefa od pradziejów, zapytana przez reportera Trójki, jaki prezent ucieszyłby prezydenta najbardziej – z charakterystyczną suchością w ustach odpowiedziała: dużo muzyki poważnej i przeboje lat 60-70tych. Cóż, nie byłem zaskoczony. Wraz z niektórymi moimi czytelnikami (tu pozdrawiam: Sarę, Zosię, Dziadka i Kazika) lubię to samo. Wszak lwia część naszego życia przypada na lata niesłuszne, na czas komunii i komuny.

panda

Nie dziwimy się zatem resentymentom braci, no bo jakżeż można zapomnieć artystów ery socjalizmu: Elvisa, Niebiesko-Czarnych, Cream, Piotra Szczepanika, Janis Joplin, Czerwone Gitary, Neil’a Sedakę, Skaldów, Bee Gees, Billa Halley’a and Comets, Beach Boys, Abbę czy Czesława Niemena? Może tylko troszku wstyd za Grupę Skifflową Piotra Janczerskiego „No To Co”, która stadnie wstąpiła do PZPR, ale do zapicia obciachu wystarczy antałek gruzińskiego wina, zwłaszcza, że to nie nasza wina…

Przyglądając portale doszedłem do wniosku, że najpiękniejszym prezentem dla naszych jubilatów będzie wydarzenie ze świata przyrody. I bynajmniej nie chcę czynić analogii z zaangażowaną przyrodą Korei Północnej, choć znaleziony prezent pochodzi akurat z Azji. Mieszkająca w tajlandzkim ZOO Chiang Mai samica Pandy Wielkiej Lin Hui urodziła dziecko ważące 200 gramów. Narodziny Pandy Wielkiej w ZOO to duże wydarzenie, bowiem zwierzęta te ciężko rozmnażają się w niewoli. Wirtualna Polska podała radosną wieść w dniu urodzin braci, co jawi się symboliczne. Taka refleksja: czas zasuwa bez zatrzymywania, wciąż rodzi się coś nowego. A polityka? No cóż, też nie stoi w miejscu.

Nawiązanie do czyichś urodzin w sytuacji, kiedy na świat przyszło ledwie pojedyncze pandziątko, a nie, dajmy na to, misiaki-bliźniaki – wydaje się bez sensu. Moją uwagę przykuł komentarz jakiegoś dowcipnisia bezceremonialnie pytającego, czy panda jest jadalna? Natychmiast przypomniałem sobie historię z Kamczatki. Tam poznałem itelmeńską rodzinę, którą władza sowiecka przymusiła do zjedzenia oswojonego niedźwiedzia, wychowywanego przez nich od oseska. Podczas srogiej zimy, kiedy skończyły się zapasy żywności trzeba było urzędowy nakaz wykonać. Ku rozpaczy dzieci doszło więc do smutnej konsumpcji. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym Itelmenów nie zapytał o smak niedźwiedziny. Nikt nie zgadnie, jaka była odpowiedź. Miszka smakował niczym domowa kaczka. Był trochę łykowaty, ale dało się przeżuć.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku