Kiedy w czwartkowy wieczór premier z kolegami z rządu i niektórzy
parlamentarzyści PO rżnęli w piłę, a kiedy cała reszta harowała w
Sejmie, właśnie wtedy, ja osobiście - przyjąwszy postawę nieobywatelską
- postanowiłem ponurzać się w rozpuście.
Zamiast śledzenia poczynań wybrańców z Wiejskiej, głosujących nad wetem prezydenta wobec ustaw o funduszach dożywotnich emerytur kapitałowych i informacją rządu o sytuacji budżetu państwa (o Boże, co za nuda!), a więc zamiast ślęczenia przed wypełniającym misję publiczną abonamentowym telewizorem, LT - ów nieprzewidywalny wyborca polazł do Brzeskiego Centrum Kultury. Skandal! – powinni zaryczeć jego serdeczni przeciwnicy.
Wtopka Donalda Tuska z „kolegami z boiska” obchodzi mnie letnio, mało tego, przyznam się do czegoś straszniejszego: nie wadzi mi premier pozytywnie zakręcony, z niegroźnym zajobem piłkarskim, wysportowany i zdrowy. Wolę takiego od jakiegoś ponuraka z nadwagą, wiecznie obrażonego i bezustannie knującego, który, owszem, sport jakiś uprawia, a jest to dyscyplina nader osobliwa i polega na wkładaniu kija w szprychy. Zostawmy jednak na boku politycznych cwaniaków i skupmy się na grzesznej grzeszności.
Od czwartku do niedzieli wraz z niemałą gromadą brzeżan uczestniczyłem w dorocznych koncertach festiwalu „Jazz nad Odrą”. Było to istna rozpusta (tak jest!) dla uszu i mimowolnie podrygujących członków górnych i dolnych. W tym roku napawaliśmy się dźwiękami, rytmami i stylami wyjątkowo różnorodnymi, pod każdym względem niepowtarzalnymi. Unikatowość poszczególnych koncertów polegała na tym, że na brzeskiej scenie zagrały formacje powołane ad hoc. Wokół uznanych jazzmanów skupili się muzycy młodzi i dali niesamowitego czadu, albo, jak ktoś woli, dołożyli do pieca.
Nie zamierzam silić się na recenzowanie poszczególnych prezentacji z prozaicznego powodu. Jazz jest przepastny i zarazem nieprzewidywalny, częstokroć nieodgadniony i prędzej nadaje się do odmalowania akwarelami aniżeli słowami. Jazzu po prostu się słucha i wchodzi się w to, bądź nie. Jestem szczęściarzem bowiem przez cztery wieczory z rzędu zaplątałem się w społeczność wiekowo niedefiniowalną i en-block akceptującą wszystko, co na brzeskiej estradzie wybrzmiało.
Jak wiele było to dźwięków niech zaświadczy bogate instrumentarium festiwalu: wibrafon, hammond, gitara, gitary basowe, saxofony (sopran, baryton, alty i tenory), trąbki, puzon, fortepiany, kontrabasy, zestawy perkusyjne, dwie wokalistki, jazzman-solista i trzyosobowy chórek mieszany.
Każdego wieczoru coś zaskakująco innego. Czwartek: „Vibraslap” z klimatami etnicznymi (z niesamowitym Januszem Szromem); piątek: „Lewandek – A Brand New” Quintet Zbigniewa Lewandowskiego z jazzową klasyką (od Chick’a Corei po Milesa Davisa); sobota: Inga Lewandowska/Kuba Stankiewicz - „Miesiące”, polska premiera płyty - nastrojowy i zmysłowy jazz zaśpiewany po polsku! Tu dygresja nawiązująca do tytułu: brzeska publika udowodniła ostatecznie, że rok bynajmniej nie składa się z dwunastu miesięcy. Miesiące „Czerwiec” i „Październik” były wykonywane dodatkowo, w ramach bisów! A zresztą takie sytuacje powtórzyły się po każdym koncercie, co staje się już regułą przechodzącą w miejscowy obyczaj.
Festiwal zakończył w niedzielę występ trzynastu artystów z projektu Kasiuk & The Fanky Horns „Tribute to The Tower of Power” z czadową wokalistką Joanną Kwaśnik, która obiecała, że będzie i kolorowo i energetycznie. Oj, było i to jak! Zupełnym zaskoczeniem był udział w tej formacji utytułowanego saksofonisty Piotra Barona, wcześniej niezapowiadanego, a który występował w Brzegu przed rokiem ze swoim zespołem.
Jak co roku doglądający wszystkiego, osobiście witający i żegnający jazz fanów przed wejściem, dyrektor BCK Adam Bubiłek, tradycyjnie już wcielający się w rolę konferansjera, zamykając festiwal spuentował: Jak to dobrze, że Brzeg leży blisko Wrocławia – miasta muzyki i wspaniałych artystów, którzy chcą do nas przyjeżdżać. Nie dodał jednego: wrocławscy jazzmani lubią w Brzegu grać, dlaczego? - bo my ich lubimy… Oprócz piłki, oczywiście, a w skrajnych i niereformowalnych przypadkach (to ja!) – zamiast. Ale nie mam zamiaru kogokolwiek za to przepraszać.
{jgquote}
Linki pokrewne:
Brzeg czuje bluesa
Taniec i różaniec
{/jgquote}
Leszek Tomczuk