niedziela, 28 kwietnia 2024
lt09Ostatnie tygodnie stały pod znakiem Macieja Armina Stefańskiego – brzeskiego starosty. Nic dziwnego, wszak to jubileusz 10-lecia Polski powiatowej, niepowtarzalna okazja do świętowania i podsumowań



Powiem tak: to ledwie 10 lat i do złotych godów jeszcze szmat czasu, a na pożyciu pojawiają się już pierwsze rysy. Tak, bo życie jest okrutne. W kategoriach małżeńskich po 10 latach zaczyna się rutyna, niby jeszcze źle nie jest i wszystko przed nami, choćby wymagające troski niedorosłe dzieci, ale szarość współżycia staje się faktem. Z pozycji polityka bachorami potrzebującymi bezustannego zainteresowania jesteśmy my – wyborcy. W wywiadach udzielonych lokalnym mediom brzeski starosta przemycił kilka myśli, które dają podstawę do głębszej refleksji.

„Tak więc na razie, jeśli chodzi o kryzys w powiecie brzeskim, nie ma o czym mówić. Na razie. Jesteśmy politykami w miarę racjonalnymi i nie mówimy, że jest ‘high life’ /…/, bo to nie nasz budżet, ale nie widzę zagrożeń, szczególnie że budżet powiatów to w dużym stopniu subwencje, dotacje, gdzie pieniądze idą z góry i na razie zachwiania nie ma. /…/ Naszą siłą jest współpraca całej drużyny, to ja i mój zespół pracowników, bez którego niewiele bym zdziałał. Mamy jasno określony podział ról, każdy robi, co do niego należy, ja lobbuję, oni pracują nad oprawą merytoryczną projektów. Efekty naszej współpracy przekładają się na sukcesy. Poza tym w swojej pracy stosuję zasadę: sprzedam, kupię, zamienię. /…/ Jeśli chodzi o sprawy powiatu, jestem uparty jak osioł. /…/ Starosta nie musi obszarnikiem, a powiat nie musi posiadać dużego majątku. /…/ Starosta ma być przede wszystkim menadżerem, który potrafi wsłuchiwać się w głos całego społeczeństwa. /…/ Podsumowując te dwa lata muszę przyznać, że były udane. Zawsze mam takie porównanie, że w Brzegu ekspres staje tylko na 30 sekund i jeśli się na niego nie załapiesz, to później trzeba bardzo długo czekać na następny. Mam przeświadczenie, że jako powiat wsiedliśmy do tego ekspresu i jedziemy do przodu”. (cyt: Brzeska Powiatowa).

nad_przepascia

Starosta niesie wszystkim nadzieję: wyborcy różnych orientacji mogą zatem spać spokojnie. Oto przemawia do nas człowiek pozbawiony partyjniackiej maniery. Koncyliacyjny i zgodliwy, co w PiS-ie przecież normą nie jest, tam raczej naburmuszenie i wetowanie uchodzi za cnotę. Ziemia Brzeska ma spolegliwego ojca i powinniśmy się z tego cieszyć. Tak jest! I – błagam – nie odbierajcie tych słów za ironię. Okazuje się, że polityka w Małych Ojczyznach może być rzeczywiście popisowa i bez tego całego zadęcia, co oferuje Warszawka.
Oddalmy się na moment od brzeskiej parafii. Ostatnio sporo pojeździłem po naszym pięknym kraju i z przyjemnością zauważam w wielu miejscach poprawę jakości traktów komunikacyjnych. Poza niechlubnymi wyjątkami, gdzie od zawsze nic się nie zmienia. Oto Częstochowa – miejsce niezwykłe z tłumami pielgrzymów zostawiającymi tam niemały grosz. Święte miasto zostało przez wszystkich zapomniane, pewnie i przez samego Pana Boga. Spróbujcie zaliczyć tranzyt przez miasto – korki, dziurska, ciasnota i odwieczny bałagan. Jednym słowem: horror.

Jest coś na rzeczy z dystrybucją pielgrzymich złotówek, bo jakże inaczej wygląda sytuacja w okolicy Lichenia (trasa: Konin – Ślesin), gdzie ciągnący do tamtejszej bazyliki pątnicy mają do dyspozycji piękne drogi, obwodnice, chodniki, rozjazdy i barierki bezpieczeństwa.

Nie chcę rozstrzygać, które miejsce kultu jest ważniejsze, ale z pozycji kierowcy wnioski nasuwają się jednoznaczne. Zdaję sobie sprawę, że drogi to nie jest problem władz kościelnych, choć powszechna mobilizacja (modlitwa narodowa?) mogłaby przyspieszyć komunikacyjny cud.

Wracając na nasze podwórko mimowolnie konstatujemy, że Brzeg bardziej przypomina Częstochowę niż Licheń Stary i bynajmniej nie jest to powód do radości. Ba, nasze położenie jest podwójnie gorsze, bo do Brzegu się przyjeżdża, owszem, ale wyłącznie po to, by nas rozjeżdżać.

Wychwalany dzisiaj przeze mnie starosta o tym wszystkim doskonale wie i rozkłada z bezsilności ręce. Nadziei na przeprawę mostową poza miastem nie ma żadnej. Zostaje nam cieszyć się bytem wirtualnym, który można nazwać… Mostem Stefańskiego. To taka trochę kładka, zaczątek zgody ponad politycznymi podziałami.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku