niedziela, 24 listopada 2024
ltJak to się dzieje, że mądrzejsi przegrywają z głupszymi? - zapytali Witold Bereś i Krzysztof Burnetko Ryszarda Kapuścińskiego.



Cesarz reportażu odpowiedział: Spokojnie. To zjawisko globalne. To nie jest tak, że tylko w Polsce wybiera się takich ludzi, jakich się wybiera. /.../ Jest tak, że w skali globalnej jest jakaś negatywna selekcja. To również jest wina młodych pokoleń – do trudnych zadań się nie garną młodzi, zdolni ludzie. Młodzi, zdolni ludzie widzą swoje ścieżki karier w zupełnie innych sferach. Wszędzie polityka jest nisko notowana, a kariery polityczne są bardzo podejrzane.

A zatem – do polityki idą zwykle ludzie mniej ciekawi, przez to polityka jako sfera życia nie cieszy się wielkim prestiżem, zresztą na całym świecie otoczona jest pewnym rodzajem podejrzliwości... /”Kapuściński: nie ogarniam świata” - Świat Książki 2007/.

Jak tu odnieść się do wylewnych gratulacji Johna McCaina, w końcu gościa przegranego, skierowanych do Baracka Obamy natychmiast po ogłoszeniu wstępnych wyników? Czy wyautowani winszowali szczerze? Pewnie nie, wszak pokonany republikanin musiał tonować gwizdy swoich popleczników kraczących, że prezydent-elekt podzieli los Johna Kennedy'ego.

Amerykański Wersal to przecież gra pozorów. O ileż zdrowiej było zastosować wariant polski. Ustępujący powinien się naburmuszyć i zostawić na biurku zdawkowy papier. Albo wymlaskać gratulacje po miesiącu, kiedy już wszystko się uleży i przejdzie największa złość.

kac

Szkoda, że obamomania dobiegła końca, to całe medialne szaleństwo, które w Polsce było tak samo gorące, jak na Hawajach – w ojczyźnie ukochanej babci Baracka. Zadyma amerykańska zepchnęła sprawy krajowe na bok. Nagle stało się mniej ważne, kto na kogo się obraził i kto komu podłożył świńskiego ryja. Przez wielotygodniowe wymienianie we wszystkich przypadkach imion Johna i Baracka zapomniałem jak nazywa się prezydent Polski i nie wiem, czy to postawa patriotyczna, choć taka amnezyjka jest całkiem przyjemna. Bezcenne: Móc oderwać się od przaśnej polityki robionej w dąsach i obrazach majestatu. Przez moment nie mieć pojęcia, kto w Polsce głową a kto szyją jest, kto komu pisze instrukcje i kto w czyim imieniu wygłasza je na brukselskich salonach.

Szerzący w narodzie czarnowidztwo publicyści orzekli, że Polacy jeszcze nie dojrzeli do prezydenta czarnoskórego. Wcześniej znaleźliby mu dziadka z Wehrmachtu i ujawnili, że to gej i mason, a nawet kobieta-cyklistka, którą trzeba wciągnąć na krótką listę i zniszczyć. Z pewnością każdy „inny” byłby u nas nie do zaakceptowania, okazałby się człowiekiem z układu, podłym agentem zdekonspirowanym przez uczonych z IPN.
Chociaż nie, przecież Mulat już w Polsce trochę porządził. Ale o tym za moment.

Prawykonawca nowej wersji hymnu państwowego jest za rozpisaniem referendum w sprawie... referendum, z jednym prostym pytaniem, na które odpowie niewyznający się na ekonomii ciemny lud: Czy to grzech żeśwa w te uńje wdepły? To bardzo dobry pomysł jest, bo w czym niby euro ma być lepsze od złotówki?

Oczywiście referendum nie podoba się różnorakim gazetom. Tak naprawdę pismakom nic już się nie podoba, nawet to, że przyprezydenccy urzędnicy uszczegółowili w kategoriach geograficznych, gdzie mają dotrzeć gratulacje powyborcze, mianowicie do państwa o nazwie: Stany Zjednoczone Ameryki... Północnej. Na mapie świata takiego kraju nie ma. Ale Ameryk przecież jest wiele i co by się stało – pytam – gdyby prezydencka depesza trafiła na Południe, dajmy na to na Ziemię Ognistą albo Przylądek Horn?

Dziennikarzom naprawdę nic się nie podoba, a mnie wręcz przeciwnie, oto przykład. Przypadło mi do gustu to z jakim zapałem najsympatyczniejszy polski poseł Jacek Kurski rwie się do roboty, jak podczepia się prywatnym mercedesem pod konwój CBA transportujący gangsterów „Wróbla” i „Piasta”, żeby tylko dotrzeć na czas. Dzięki akcji w stylu Jamesa Bonda poseł w ogóle dojechał na komitet polityczny partii, a następnie zasilił budżet fundacji na rzecz pomocy ofiarom wypadków drogowych, z dobroci serca odejmując ze skromnej diety 500 zł. Dobrowolnie i bez wymachiwania immunitetem! Oto tryumf szlachetności, odwagi i ułańskiej fantazji. I bez znaczenia jest to, że konia zastąpiły konie mechaniczne wyhodowane w kraju, gdzie działał Wehrmacht.

Świat podnieca się faktem, że Amerykanie wybrali sobie czarnoskórego prezydenta. Też mi coś, przecież Polacy byli pierwsi! To u nas, krótko bo krótko, wicemarszałkiem Sejmu był... Mulat. A nawet przez parę miesięcy ten sam ciemnolicy współtworzył najlepszy w historii rząd. Andrzej Lepper, bo o nim mowa, czyż nie jest ciemny? I bynajmniej nie ma na uwadze jego poglądów ekonomicznych.

mulat

O tym, jak niewiele różnimy się od USA uświadomił mi żoliborski strateg, który niedawno powiedział, że jego brat jest taki sam jak Barack Hussein Obama, oczywiście nie o kolor skóry tu idzie, a o dynamizm i zapał do wielkich przemian. Czas już dać odpór złowrogim, podszeptom, że polski prezydent ma anachroniczne poglądy i zalatuje naftaliną. To kolejny przykład braku kindersztuby.

Skoro zaistniał Artur Borubar niedługo dowiemy się, że za wielką wodą żyje sobie Oback Barama, uzbrojony w tarczę antyrakietową, który pewnego dnia wywalczy Polakom bezwizowy odlot do raju. Kiedy to wreszcie nastąpi? Oczywiście po wielkim balu.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku