- Weź synu łopatę i posadź te nieszczęścia na cmentarzu, nikt już ich nie weźmie, zmarnują się.
Po upływie półwiecza odkurzam zdarzenie i pragnę je udramatyzować. Pamiętam swoje obrażenie i „łaskę” z jaką pomaszerowałem wtedy na cmentarz. Uzbrojony w łopatę i wiadro do podlewania, z ośmioma niezidentyfikowanymi drzewkami zabrałem się do wykonania zadania. Zupełnie nie rozumiałem po co to robię, co to w ogóle da i komu posłuży. Pamiętam jedynie, że rozkopując cmentarną ziemię byłem bardziej przestraszony, aniżeli wkurzony na ojca za zadaną pokutę.
Przywołując Jego imię przyznaję dzisiaj, że kara była wyrafinowana, adekwatna do młodzieńczego draństwa. Zygmunt był nad wyraz miłosierny i nikomu z licznych synów surowych „wyroków” nie ferował. Najwyżej łagodnie napominał, perswadował i o nic, i nigdy, nikogo nie prosił, i bynajmniej do niczego nie przymuszał.
Te cholerne Fraxinusy excelsiory poszedłem sadzić w poczuciu winy, w szczenięcej złości nieświadomy, że dałem szansę życia… Jesionom wyniosłym. Dorodnym i długowiecznym drzewom o cylindrycznej koronie, których konary wznoszą się pod ostrym kątem, a pień jest smukły, prosty i pokryty ciemnoszarą matową korą. W momencie panikarskiego sadzenia nie wiedziałem jeszcze, że charakterystyczne liście jesionu są złożone - jeden liść tworzy od 7 do 11 par listków ułożonych naprzeciwlegle i listek szczytowy. Liść o takiej budowie nazywamy nieparzystopierzastym. To wszystko mogę dzisiaj wyczytać z mądrych książek traktujących o dendrologii.
Sadząc nie wiedziałem, że jesion był kiedyś wykorzystywany, jako doskonały materiał do sporządzania lanc, broni rycerskiej i że z tego drewna wyrabia się cenne meble, parkiety i sprzęt sportowy, np. narty. Brakowało mi też wiedzy, że to gatunek typowy dla lasów łęgowych i wąwozów, często także sadzony w parkach, a ja - o nieszczęsny! - musiałem to robić na cmentarzu. Skąd też mogłem wiedzieć, że jesion żyje do 250 lat i osiąga wysokość ponad 40 m i że pod tym względem jest rekordzistą wśród naszych drzew liściastych?
Wątpię czy ktoś z łosiowian mógłby dzisiaj zaświadczyć, że rosnące w nowszej części cmentarza trzy jesiony (większość ustąpiła mogiłom) to moje „niechciane dzieci”. Ze wstydu nikogo nie powlokłem do pomocy, a po tylu latach żaden adwokat już nic nie pomoże. Dzisiaj jedynie śp. Zygmunt pozostaje milczącym świadkiem, od dwóch dekad nieobecny po ponad dziewięćdziesięcioletnim życiu, które mimo wielkiej dramaturgii - On, wieczny optymista - uważał za do końca spełnione.
Przemierzając w listopadowe dni cmentarne aleje zastanawiam się, czy cień Fraxinusów excelsiorów dobrze służy ziomkom spoczywającym w opolskiej ziemi. W czasach Kewinów, Patryków, Klaudii i Andżelik przywołuję Ich „nieziemskie” imiona uwiecznione na nagrobkach: Gracjan, Leokadia, Zygmunt, Antonina. Petronela, Apolinary, Hipolit, Anastazja, Apolonia, Józefina, Michalina, Klara, Konstanty, Bronisław, Teofil, Dionizy, Marianna, Tytus, Wieńczysław, Bogumiła, Bożydar i…