niedziela, 24 listopada 2024
ltJakaż radość mnie ogarnęła na wieść, że najpierwszy z pierwszych, obrawszy wschodni azymut, idzie moim tropem. I nie ważne, że przede mną byli tam inni. Choćby trzynastowieczny kupiec i podróżnik Marco Polo



Pan prezydent jest obszczekiwany przez nieprzychylne mu media za rejteradę przed Nicolasem Sarkozym, przybywającym do Polski na noblowskie obchody Lecha Wałęsy akurat w swoje imieniny. I rzecz niebywała: przy okazji 53-letni prezydent Francji chciał starszego o sześć lat polityka z profesorskim tytułem poduczyć co ten ma zrobić ze swoim podpisem. Przyprezydencki Michał Kamiński musi teraz szefa usprawiedliwiać, co przez pismaków ciemnemu ludowi jest objaśniane, jako tłumaczenie się z rzekomej małości.

Wypad do Azji to znakomity pomysł a zahaczenie o Mongols Uls ze stolicą w Ulaanbaatar uznaję za strzał w dziesiątkę. Wiem, co piszę wszak do dziś nie wybudziłem się z mongolskiego snu. Oczyma wyobraźni widzę posępne miny moich przeciwników (oszczędzę nicków) a prezydenckich hołdowników, którzy na tym forum mniej lub bardzie jawnie obśmiewali moje mongolskie zakręcenie. Jako człowiek z natury łagodny nie zamierzam nikomu niczego wypominać, a na czym owa łagodność się zasadza postaram się rozwikłać poniżej.

step

Chcę dzisiaj wesprzeć głowę państwa za mikołajkową eskapadę do Mongolii. Z tego niezwykłego kraju wróciłem mocno odmieniony wewnętrznie. Choć stwierdzenie „wróciłem” jest mylące. Ja tam wciąż jestem! Myślami i marzeniami. Ażeby rzecz objaśnić muszę podeprzeć się opinią koleżanki, która objechała wszystkie zakamarki świata i to po wielokroć. Dla Anny Galapagos, Wyspy Wielkanocne i Owcze, Wenezuela, Bora-Bora i Aruba, etc. to codzienność. Podróżowanie po świecie jest jej zawodem. Ania oprowadza indywidualnie bogatych turystów po największych atrakcjach. Pytana o miejsca, do których jeszcze nie dotarła nigdy się nie poddała. Była wszędzie! Przygwożdżona z kolei pytaniem o wskazanie tylko jednego fragmentu świata, który rzucił ją na kolana, po długim wahaniu wytypowała… mongolski step. Ktoś kto tego nie doświadczył nigdy ani Ani, ani mnie nie zrozumie. Niestety. Śmiem prorokować, że podobnie może się stać z głową państwa, a wtedy co? Witamy w elitarnym klubie!

Przejechanie mongolskiego bezkresu, niechby w klimatyzowanej limuzynie, odmienia człowieka na zawsze. Każdy popas to feeria zapachów, nieporównywalna z poprzednią i w niczym niepodobna do tej, która zniewoli nozdrza na następnym postoju. Pachnące zioła wyorują w mózgu bruzdę, która już nigdy się nie zabliźni. Kiedyś już to opisywałem, a teraz tylko wspomnę, że właśnie na stepie wszystkimi zmysłami poczułem czym jest ciężar Ziemi. Wystarczyło poleżeć na pozornie jałowym gruncie by pojąć, że nasza planeta jest nieziemsko ciężka, ba, brzemienna.

Wiem, popadam w patos, ale bynajmniej nie jest on wydumany. A przypominam o tym z okazji wizyty prezydenta Polski, który odwiedziwszy moją ukochaną Mongolię być może zareaguje podobnie. Złagodnieje i spokornieje, choć wcale nie musi, bo taki ponoć jest prywatnie, tylko ktoś złośliwie wykoślawia rzeczywisty wizerunek. Jak każdy wielki polityk nie ogranicza – mniemam – swoich ambicji do krajowych opłotków i troszczy się o cały glob. Ażeby to czynić profesjonalnie należy właśnie pojąć sens „ciężaru” Ziemi, co akurat w Mongolii jest możliwe. I z tego wynika moja ogromna pochwała wschodniego azymutu prezydenckiej polityki.

Czy pan prezydent poczuje się w ojczyźnie Czyngis-chana jak u siebie? Absolutnie tak. Mongolska gościnność obezwładnia, tamtejsi ludzie podzielą się ostatnią drobiną aaruulu i najostatniejszym łykiem ajragu, podawanym z ust do ust w jednej czarce. Mongołowie są od Europejczyków sporo niżsi więc wznoszenie przyjacielskich toastów kumysem może prezydentowi sprawić wyłącznie radość. Ceremoniał ów będzie odbywał się twarzą w twarz i nikt na nikogo nie będzie spozierał z góry, co ma dyplomatyczne znaczenie. Mongolia praktycznie nie ma infrastruktury drogowej. Pojazdy poruszają się po traktach udeptanych przez zwierzęta. Przemierzenie ogromnego terytorium hartuje i zarazem podbudowuje. Z tamtejszej perspektywy polskie drogi to komunikacyjny raj. Kolejna okazja do wyrobienia w sobie pokory i doceniania naszych luksusów.

Ja tu o niebiańskich woniach i dywanach z ziół utkanych, wywyższam i idealizuję, jak ten natchniony poeta Horacy, ale problem w tym, że poeta ze mnie lichy. Opisuję jedynie to co zobaczyłem. Mongolię odwiedziłem w środku lata, kiedy tamtejsza przyroda pokazuje wszystkie walory. Z pamiętników Marca Polo wiem, że w miesiącach zimowych tereny te smagają wichury a temperatura raptownie spada. Kto żyw szuka schronienia przed ziąbem. Po co zatem wybierać się szlakiem XIII-wiecznego podróżnika akurat zimą? Cóż, teraz świat jest inny. Globalne ocieplenie robi swoje i nie można wykluczyć, że 6 grudnia zamiast spodziewanego mrozu będzie +30. W takim przypadku można wyłożyć się na stepie i do woli wyczuwać puls Ziemi.

mongolkon

Bynajmniej nie sugeruję panu prezydentowi podobnych ekstrawagancji. To przecież profesor i mąż stanu a nie boso przemierzający świat wagabunda. A zresztą Mongołowie nie zrozumieliby o co chodzi. Oni czegoś jeszcze mogą nie zrozumieć: choćby szarmanckiego całowania kobiecych dłoni. To inny kraj.

Gdy goście z Polski trafią na zimno nie zostaną sami na mrozie. Z pewnością będą zaproszeni do jurty, do przytulnego namiotu z wojłoku odpornego na trzęsienia ziemi. W jurcie wysłuchają tradycyjnych bajań o odwiecznych tęsknotach nomadów: o budzącej się trawie, o szykującej się obfitości pożywienia i o przecudnie ukwieconych łąkach pełnych zwierząt. Około prezydenccy oficjele poetyckiej wrażliwości mają w nadmiarze i z pewnością zaczarują się Mongolią samymi opowieściami. Nie muszą zaraz tarzać się po lodowatym stepie.

Jestem przekonany, że rezygnacja z lekcji francuskiego to żadne wagary, to chęć ubogacenia się mądrością Wschodu, którą można potem przelać na brata i partię brata.

{jgquote}Strony tematycznie wiążące się z felietonem:
Sen o Mongolii 
Niecodzienna codzienność
Galeria fotografii{/jgquote}

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku