Widziałem w telewizorze Psa. Coś się musiało stać, był zbity jak pies. Do indagującej go dziennikarki zwrócony - novum! - frontem, na szczęście z zamaskowaną facjatą.
Tym razem nie eksponował zadu i nie rozmawiał plecami. Nie odszczekiwał jak zwykle, ale brnął w swojej sromocie, nie cofając się ani na jotę.
Po paskudnym, haniebnym, podłym i (zd)radzieckim tweecie na Kremlu strzelają korki od szampana, a Pies oznajmia, że napisał "wyjaśniający" list do ofiary ataku. Pewnie chce, żeby Putin miał to na piśmie i w kopercie z polskim znaczkiem.
W sprawie wciąż nie wypowiedział się prezess, który musi, jeśli nie w stu, to w 99,99 procentach podzielać jego poglądy. Sam milczy a do mediów wypuścił watahę kundelków by poszczekali w obronie starego Psa. Skomlą, warczą i, jak to pieski, łżą o jego szlaku bojowym w wyzwalaniu Wolski. Szczekają donośnie, jakby byli naocznymi świadkami tamtych wydarzeń, choć nie było ich wtedy na świecie lub - tylko co poniektórzy - zanieczyszczali pieluchy tetrowe lub boso biegali za pierwszomajową orkiestrą.
Plan jest chytry, do świadomości ogółu ma trafić przekaz: Wszystkiemu winny "antydemokratyczny" Rafał Trzaskowski, a Światłana Ciechanuoska jest naiwna.
Niedoczekanie!