PiSSowski nominat na RPO, szerzej znany jako rzeźnik praw kobiet, nie przestaje zadziwiać. Z impetem odbija się od senatora do senatora, dosłownie ich ściga, by nakłonić do zagłosowania za swoją kandydaturą.
Niektórzy z nagabywanych twierdzą, że działa jak zaczadzony, inni dostrzegają obłęd w oczach. Kilkakrotnie już zaczepił lubelskiego senatora Jacka Burego i zapewniał, że podobnie jak on jest przedsiębiorcą i liberałem gospodarczym. Mało tego, kręcą go góry, pochwalił się, że sam wszedł na Aconcaguę - najwyższy szczyt (6960,8 m n.p.m.) Andów w Ameryce Południowej. Jacek Bury był zaskoczony, bowiem jako doświadczony taternik wie, że nigdy nie należy chodzić samemu po wysokich górach. - To działanie na pograniczu szaleństwa i lekkomyślności - przekonuje senator.
Koledzy od kawy i ciasteczek zakulisowo kupczą za kandydaturą Wróblewskiego, który piekło i niebo zaklina, że będzie niezależnym rzecznikiem praw obywatelskich. Przekupnie posiłkują się argumentem, że potrafi przeciwstawić się nawet JaroSSławowi i nie będzie sznurował mu butów. Wpatrując się w twarz tego taliba, można odnieść wrażenie, że jest on zdolny do wszystkiego. Może nawet połknąć baraniego bobka, jeśli wódz powie, że to słodki cukiereczek typu typu Tic-Tac w czarnej polewie.
Jeszcze nie wiadomo, co obiecuje pozostałym uczestnikom Izby Refleksji i Dumania. W gronie tym znajdzie się zapewne amator rzeźbienia w drewnie lipowym. Jeśli tak, to Wróblewski z pewnością wspomni czas, kiedy na odpustach sprzedawał własnoręcznie dłubane świątki. Być może senator Lidia Staroń uwielbia wieczorne haftowanie, zatem na uszko szepnie, że Haft to jego drugie imię i niekoniecznie chodzi o hafty z którym jedzie się do Rygi po zakrapianej imprezie. Jeśli któryś z senatorów gra (po cichu) w orkiestrze parafialnej, Wróblewski pobłogosławi artystyczną aktywność i szybko pochwali się, że właśnie składa końcowe egzaminy w konserwatorium (w klasie fujary i harfy eolskiej) i powoli sposobi się do występu w show „Kto tak pięknie rzępoli w czas wyborczej niedoli”.
Wróblewskiemu nie obcy jest świat akwarystów, paralotniarzy i miłośników wydobywania gorących kartofli z ogniska. Jak trzeba - zatańczy breakdance’a, zaśpiewa godzinki i zrobi fikołka w tył z saltem i potrójnym axlem. Jako rzecznik zadba o los płaszczek z pokątnych hodowli i zatroszczy się o mniejszość seksualną, która do orgazmu dochodzi na ściółce leśnej składającej się z szyszek, w pobliżu kopca agresywnych mrówek, tzw. pociskowych (łac. hormiga bala).
Wróblewski pragnie być ekumeniczny, jak zupa pomidorowa, chce żeby wszyscy go lubili. Senatorom, którzy nań zagłosują nogi umyje i wodę wypije.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.