czwartek, 21 listopada 2024

jaroslaw-borysCzłowiek, to koronny przedstawiciel fauny i flory na Ziemi. Nie ma więc wątpliwości, że zachodzą w nim naturalne procesy, które utrzymują go w harmonii z przyrodą - w tym z innym człowiekiem.

Niestety, w dobie nachalnego pędu ku zdobyciu jak największego majątku, jak najwyższego stanowiska, jak największego rozgłosu, a także w czasach, gdy człowiek non stop atakowany jest przez sztuczne, nienaturalne czynniki zewnętrzne w postaci mediów informujących i dezinformujących, namawiających, polecających, wręcz nakazujących oraz wzbudzających chore emocje, naturalne procesy zachodzące w człowieku gruntownie zmieniają się. I z punktu widzenia natury stają się one nienaturalne. Natomiast z punktu widzenia samego człowieka, są postrzegane, jako raczej normalne i na porządku dziennym.
Znamiennym przykładem człowieka, w którym zachodzą takie procesy jest tzw. kandydat. Głównie na jakąś funkcję - mniej czy bardziej ważną, powiązaną z polityką. Pierwszym i najważniejszym procesem zachodzącym w takim człowieku jest przepotwarzanie się. W momencie przepotwarzania się kandydata na burmistrza, kandydata na radnego, tudzież na innego posła czy wójta, następuje nieodzowny i nieodwracalny proces biofizyczny. Przede wszystkim doprowadza on do utraty części pamięci. To i tak sukces natury. Bo np. motyl nie pamięta jak był robakiem. Natomiast burmistrz przynajmniej po części pamięta, jak był kandydatem na burmistrza. Nie pamięta jednakoż, co wtedy mówił, co obiecywał, jaki miał stosunek do ludzi etc. Podobne zjawisko odnosi się do procesu przepotwarzania się na radnego. Z tym, że radny - w przeciwieństwie do burmistrza - to bardziej świat flory. Przypomina raczej trawę, która sterczy bezczynnie, czasami zaszumi. I nic. Oczywiście są wobec tej normy wyjątki. Jak wszędzie. Zdarza się bowiem wśród radnych chwast, który szczególnie szkodzi, albo jakiś kwiat, który swoim bytem chce coś upiększyć, prowokuje do jakichś czynności w tej monotonii "działania" rajców. Ale to raczej pojedyncze przypadki.
Wróćmy do świata fauny, czyli do burmistrza, posła czy starosty. Po zakończonym pierwszym procesie, jakim było przepotwarzanie z kandydata na np. burmistrza, następuje proces drugi. Osobnik taki doznaje w nim swoistego rodzaju przytępienia słuchu, wzroku, w ogóle zaczyna szwankować u niego percepcja. Wielu obiektywnie ważnych rzeczy z bliższego, a zwłaszcza z dalszego otoczenia nie odbiera ze stuprocentową dokładnością. Spowodowane jest to poważnym zakłóceniem w nerwowych połączeniach synaptycznych, a właściwie w dysfunkcji astrocytów, przez co następuje brak sygnałów między neuronami. W wyniku tego, wiele faktów przestaje docierać do świadomości burmistrza. To właśnie dlatego czasami panuje wszechobecne wrażenie, że burmistrz robi coś wbrew mieszkańcom, itd. A on po prostu nie wie, że robi coś źle. Przeświadczony jest, że robi coś dobrego i zażarcie broni swojego stanowiska. Dzieje się tak, ponieważ przez zachodzący w nim ten drugi proces doznaje m.in. wewnętrznej blokady podstawowych i obiektywnych informacji z otoczenia. W przypadkach skrajnych w zachodzącym drugim procesie okaz taki z szybkością jednostajną zaczyna przybierać na wadze.
Podobnie rzecz się ma z bliskimi znajomymi burmistrza, wójta, posła, etc. U nich także następuje proces przepotwarzania. Ale nieco inny. Jaskrawo to widać głównie pośród ludzi interesu. W jego wyniku okaz taki doznaje zakłócenia synchronizacji wizji oraz mentalnych przekształceń w priorytetach bytu powiązanego z sacrum. Człowiek taki zaczyna w burmistrzu widzieć bóstwo, dobroczyńcę i jedynego godnego partnera biznesowego w jednym. Dla niego burmistrz to istota nieskazitelna - oby żył i sprawował swoją funkcję wiecznie. I biada temu, kto o burmistrzu śmie mówić cokolwiek złego. A tym bardziej biada temu, kto w kolejnych wyborach chce burmistrza zastąpić.
Powyższe przykłady to opis tylko kilku procesów nienaturalnych, jakie zachodzą w człowieku - szczególnie w dzisiejszej dobie. I okroiłem je do jednostek powiązanych z polityką. Jednakże to przyrodnicze zjawisko zachodzi także u ludzi na wysokich stanowiskach niekoniecznie politycznych. Mianowicie urzędniczych i biznesowych. Tam oczywiście także są - jak to w przyrodzie - różne odstępstwa od reguły. Niemniej drogi czytelniku, teraz, jak już wiesz o co chodzi, niech nie dziwi cię, że komuś woda sodowa bije do mózgu, jak został np. dyrektorem. Że przestał portierowi mówić dzień dobry. Że obiecuje petentowi załatwić sprawę, ale chwilę później nie pamięta już o tym. Niech nie dziwi nikogo, że np. minister potrzebuje tyyylu wiceministrów. Sam bidak poprzez zachodzące w nim procesy przestaje po prostu ogarniać wiele rzeczy. Musi więc mieć pomagierów. Tak samo wiceministrowie, ich asystenci, i tak dalej. Wszystko w tej materii jest wynikiem zachodzących procesów. A przede wszystkim procesu przepotwarzania - pierwszego i najważniejszego procesu nienaturalnego, jaki zachodzi w momencie zmiany z kandydata na... jakiegoś Mocium Pana.

 

borys na panelu