piątek, 29 marca 2024
gomelanGospodarze programu „Teraz my!” mają prostą receptę na zachęcenie do oglądania ich polityczno-satyrycznego show – we wrześniu, w jednym z pierwszych programów powakacyjnych przygotowują dobrze spreparowaną prowokację, dzięki której odkrywają, jak w kraju nad Wisłą dyskontuje się sprawowanie władzy. W ten sposób, do czasu kolejnej prowokacji, zapewne około grudnia, mają zapewnioną oglądalność.



Morozowskiego i Siekierskiego zbójeckim prawem jest stosowanie wszelkich zdrowym rozsądkiem dostępnych środków do zwiększenia oglądalności. Jeśli dodatkowo podobne prowokacje są nie tylko fajerwerkami wymyślonymi przez żądnych sukcesu dziennikarzy, ale dodatkowo przynoszą dymisje skompromitowanych polityków lub urzędników, to tym bardziej jawią się jako pozytywne. Oczyszczenie polskiej rzeczywistości choćby z jednego nepotycznego urzędnika jest zawsze warte zachodu.

Dziennikarze krakowskiej stacji ujawnili nie tylko niecne praktyki pozbawionych skrupułów urzędników publicznych. Co równie ważne, dowiedzieliśmy się, jakich to ludzi na stanowiska kieruje partia współrządząca mniejsza. Facet, którego przyłapano na nepotyzmie, rzecze tak: „Zapewniam, że było to po raz pierwszy, byłem zaskoczony, dlatego tak zareagowałem, było to głupie i niedopuszczalne.” Gdy usłyszał to dziennikarz, który telefonicznie zrobił dyrektora bydgoskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego w bambuko, jego krakowski lub warszawski wybuch śmiechu było słychać w dzwonnicy brzeskiej wieży ratuszowej. Bo jeśli wykształcony, inteligentny i doświadczony zawodowo człowiek (wszak tylko taki może zostać dyrektorem publicznej firmy) okazuje się być „zaskoczony przez dziennikarza” we wskazanej sytuacji, to jaką opinię o polskich urzędnikach na stanowiskach kierowniczych może mieć zwykły Polak?

Ano taką: dyrektorem wojewódzkiego oddziału jednej z agencji rolniczych może być ktoś, kto nie tylko załatwi pracę komukolwiek wskazanemu przez podstawionego urzędnika Ministerstwa Rolnictwa, i to nawet nie „na mordę,” ale jedynie „na telefon,” ale ktoś, kto, tłumacząc się, powie, że „był zaskoczony.” W takim razie powstaje pytanie – jeśli dziennikarz jest w stanie dyrektora zaskoczyć i spowodować konkretne, oceniane jako niedopuszczalne na takim stanowisku zachowanie, to w jakim stopniu osoba ta jest (była) kompetentna do sprawowania obowiązków kierownika jednostki budżetowej?

Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, w której ów dyrektor bierze udział w jakichś rozmowach służbowych, po których należy podjąć taką lub inną decyzję mającą duże znaczenie dla kierowanego przez niego oddziału agencji. I oto jego rozmówca czymś, byle czym, go zaskakuje, facet jest ugotowany i podejmuje niewłaściwą decyzję skutkująca, na przykład, sporymi stratami finansowymi, na czym cierpi rodzimy budżet. I wyobraźmy sobie tłumaczenie – „byłem zaskoczony, to pierwszy raz, to było głupie.”

Trudno takich wyjaśnień nie traktować z przymrużeniem obojga oczu, mocnym podniesieniem kącików ust i typowo wszak ludzkim odczuciem politowania. Podobny mój stosunek jest do tłumaczeń posłanki Sawickiej, która twierdzi, ze agent CBA najpierw ją w sobie rozkochał, a potem namówił do popełnienia przestępstwa i zdaje się twierdzić, ze to jego wina, ze ona dopuściła się czynu zabronionego. Trudno uwierzyć, by sąd przyjął takie wyjaśnienia jako wartościowe. Oznaczałoby to bowiem, ze każdy przestępca zyskałby prawo do podobnej obrony, która, przyznajmy, jest co najmniej karkołomna.
 
Lukas Podolski, piłkarz reprezentacji Niemiec powiedział tydzień temu, ze polska reprezentacja gra lepiej w piłkę, niż drużyna narodowa San Marino. Były szef ARR z Bydgoszczy stwierdził, że dziennikarz go zaskoczył, a Sawicka, że agent CBA ją namówił. Wspomnianych troje zapewne święcie wierzy w to, że każda z przytoczonych wypowiedzi jest błyskotliwa i przemyślana. Niechaj tak myślą, mają do tego prawo. Pozostaje jednak pytanie – dlaczego oświadczenia polskiego dyrektora jednostki budżetowej i polskiej posłanki, a więc reprezentantów polskiego społeczeństwa w decyzyjnej jegoż warstwie, można położyć na jednej intelektualnej szali z wypowiedzą Lukasa Podolskiego, piłkarza z zawodu? Przy szacunku dla talentu sportowego gliwiczanina, powinniśmy kapkę więcej wymagać od wykształconych decydentów…  

omelan na pasku