Zbigniew Romaszewski czasami gada mądrze, czasami plecie bzdury.
Uzasadniam.
Mądrze było jakieś 11 lat temu, gdy w kraju dyskutowano sposoby finansowania partii politycznych, a Romaszewski zgłaszał propozycję odprowadzania jakiejś części podatku dochodowego na rzecz wybranej przez podatnika partii. Uzasadniał to wówczas tym, że, po pierwsze, odciążyłoby to znacznie budżet państwa, bo jedną z alternatyw było uruchomienie środków publicznych na rzecz stronnictw politycznych, a po drugie zmuszałoby partie do bezustannego zabiegania o poparcie wyborców, a umizgiwanie się do nich jedynie w czasie kampanii wyborczej, czytaj „olewanie Polaków przez pozostałe lata,” odeszłoby do lamusa. No i cóż – wypada przyznać, że nawet taki gość jak Romaszewski potrafi wpaść na dobry pomysł. Tym lepszy, że dziś Platforma Obywatelska wychodzi z podobną inicjatywą. Szczerze pisząc nie wiem, czy Platformersi przyznali, że ponad dekadę temu ów pomysł funkcjonował w polskiej rzeczywistości, czy może o tym nie wiedzą lub nie chcą pamiętać. Abstrahując na moment od Romaszewskiego wolałbym, by PeOwcy przyznali, że zupełnie nietrafiony plan zmiany organizacji roku szkolnego to pomysł opracowany wyłącznie przez ludzi PO, by tylko nikt nie musiał się za niego wstydzić. A ja szczerze sądziłem, że po pomysłach poprzedniego szefa MENu już nigdy minister od szkolnictwa niższego nie skompromituje się tak, jak Roman Nazwany-Tak-Na-Cześć-Dmowskiego. A tu niespodzianka.
Ale wróćmy do mistrza Romaszewskiego i podyskutujmy o bzdurce przezeń wyplecionej. Waszmość ten od niedawna zachęca polskich sportowców, by nie jechali na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu. Motywuje to tym, iż to stolica kraju, w którym prawa człowieka nie są przestrzeganie. Oczywiście, polityk nie odkrywa kolejnego układu planet podobnego do rodzimego stwierdzając, że w Państwie Środka za sprzeciw wobec komunistycznej władzy ląduje się na stryczku lub dostaje kulkę w łeb. Bzdurką jest to, że ten człowiek życzyłby sobie, by ktoś (czyli sportowiec) poświęcił wiele lat przygotowań, nauki, treningu, wyrzeczeń po to jedynie, by Zbigniew Romaszewski mógł zaprotestować przeciw łamaniu praw człowieka nad Huang-Ho. Doprawdy, nie spodziewałem się, że tak doświadczony i niezależny od jakiegoś czasu polityk szczerze pragnąłby, aby jego rodak jął cierpieć dla jego zadowolenia. Zdecydowanie uważam, iż są inne sposoby sprzeciwienia się łamaniu praw człowieka, które to zresztą Romaszewski niejednokrotnie w swym życiu urzeczywistniał. Oceniam zatem, ze propozycja bojkotu Igrzysk XXVII Olimpiady to wynik długiego braku publicity dla Romaszewskiego (błyszczał dość dawno w debacie o lustracji), nie żadna tam szczera propozycja. Rozumiem, że można nie znać się na sporcie i nie być kibicem, ale doprawdy, niech Romaszewski nie szuka męczenników dla propagowania idei praw człowieka! Niech tych męczenników, którzy rzeczywiście cierpią tam, gdzie tych praw się im odmawia, ratuje w inny, bardziej racjonalny sposób.
I jeszcze jedna pretensja do Romaszewskiego – prosiłbym, zresztą dlań życzliwie, by ten doświadczony, inteligentny, stary polityczny lis nie używał argumentu takiego oto – „nie masz pan prawa mówić o prawach człowieka, bo ja za obronę tychże siedziałem w więzieniu.” Taki argument natychmiast osłabia każdy kolejny i powoduje, że nawet Jan Tomaszewski, do którego powyższe słowa były skierowane, wygrywa retoryczny pojedynek z Romaszewskim.