czwartek, 21 listopada 2024
grzegorzomelanNie wyobrażam sobie, by kariera Adama Małysza mogła zakończyć się piękniej. Z brązowym medalem mistrzostw świata, z trzecim miejscem na Letalnicy, z trzecim miejscem w Pucharze Świata i, kto wie, czy to nie najważniejsze dla polskich skoków, ze zwycięstwem Kamila Stocha.




Pamiętam lutowe i marcowe soboty i niedziele z roku 1996 i skrawki informacji w telewizyjnych serwisach sportowych o coraz wyższych pozycjach niejakiego Adama Małysza w konkursach Pucharu Świata. Najpierw drugi w lutym, potem trzeci w marcu, aż w końcu fantastyczne zwycięstwo w kolebce skoków - Holmenkollen. Dlaczego tylko skrawki informacji w serwisach? Wówczas TVP nie transmitowała skoków, kanał Eurosport nie był jeszcze tak powszechny, jak dziś, Internet w Polsce dopiero się rodził. Możliwość oglądania konkursów była zatem znacząco ograniczona, choć akurat ja wykorzystywałem każda okazję, by oglądać skoki na igrzyskach i mistrzostwach świata jeszcze w latach 80., kiedy to tę dyscyplinę fantastycznie komentował nieżyjący już Jerzy Mrzygłód.

Pamiętam konkurs olimpijski na dużej skoczni w Nagano, gdzie Małysz nie awansował do „50," a Wojciech Skupień fantastycznie pofrunął na 11. miejsce. To wówczas młodziak z Wisły zapowiadał koniec kariery. Na szczęście do wykonywania wyuczonego zawodu dekarza nie wrócił, a gdy w biednym związku narciarskim za ostatnie pieniądze zatrudniono fizjologa i psychologa sportowego, coś się odblokowało, reszta to historia.

Pamiętam pierwsze dwa konkursy w Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2000/2001, kiedy to Adam zajął 4. i 3. miejsce, w obu oddając najdłuższe skoki, ale lądując bez telemarku. Gdy pierwszy konkurs miałem oglądać będąc „w gościach," gospodarze dziwili się, dlaczego tak usilnie proszę o włączenie TV, bo „jakieś tam skoki mają być" (polska telewizja publiczna akurat Turnieje Czterech Skoczni transmitowała). Uciekłem się do wytłumaczenia, ze ostatnio Japończycy dobrze skaczą i że latają w dość niebezpieczny sposób, co skutecznie zachęciło domowników do obejrzenia konkursu, a moje uwielbienie dla skoków sprytnie ukryło. Dwie godziny później, gdy gospodarze strasznie emocjonowali się dobrymi skokami jakiegoś tam Małysza, z otwartą przyłbicą poinformowałem, iż skoki oglądam od czasów Fijasa, Nykaenena i Vettori'ego i ze wiem, co to próg skoczni, punkt konstrukcyjny i mamut. Zaskoczyłem tym totalnie znajomych, a wykład o skokach trwał ponad godzinę i był przedłużany coraz to nowymi, z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy Polaków o skokach śmiesznymi, pytaniami. Oczywiście najchętniej pytali, cóż to ten „mamut."

Włodzimierz Szaranowicz, najlepszy polonista wśród Czarnogórzan, powiedział kilka tygodni temu, że Adam Małysz to fenomen socjologiczny, ja pisałem o tym w felietonie „Baśka... nie wiedziała" 10 lat temu. Faktycznie, coś jest na rzeczy, skoro rzeczona Basia, dziś właśnie magister socjologii, zadzwoniła do mnie gdzieś tam w lutową niedzielę 2000 roku ok. godz. 14.25, a wtedy przecież miał skakać Adam Małysz, więc wobec sympatycznej koleżanki zachowałem się co najwyżej chłodno i rozmowa nie trwała dłużej, niż 7 sekund. Odkładając słuchawkę słyszałem jeszcze Basię mówiąca „Kto? Jaki Małysz?" Wtedy Małysz był jeszcze przed największymi sukcesami, Baska zatem nie wiedziała, kto zacz. W tych zawodach nasz skoczek zajął 4. miejsce, które w światku skoków uznano za sensacyjne. A potem przez 3 lata każde miejsce niższe od 1. uznawaliśmy za porażkę.

malysz-mgla

Od rozważań socjologicznych bardziej interesująca jest pragmatyka, a więc przyszłość polskich skoków. W 1993 roku kadrę polskich skoczków przejął Czech Mikeska, by niebawem wozić Małysza na zawody Pucharu Świata za własne pieniądze, bo przecież związek był wówczas tak biedny, ze cały budżet szedł na wypłatę dla doświadczonego Czecha. Dziś przed tymże związkiem zadanie najważniejsze - nie zniweczyć tego, co przez 10 lat zbudował wokół skoków w naszym kraju Adam Małysz. Jeśli okaże się, że po zakończeniu kariery przez Małysza w Polsce przez najbliższą dekadę nie będzie zawodnika co najmniej na pierwszą „10" Pucharu Świata, oznaczać to będzie, iż z profesjonalizmem ów związek ma tyle wspólnego, co Adam Małysz z pływaniem synchronicznym. Musi być bowiem tak, że ów związek winien zapewnić wyłonienie kilku lub kilkunastu chłopaków z zapewne dziesiątek dzieci, które chciałyby trenować skoki i odpowiednie ich poprowadzenie do sukcesów. Dzięki karierze Małysza w Polsce, przynajmniej w jej południowej części, urodziła się kultura skoków, jest moda na ten sport, która być może zamieni się w masowość. To właśnie z masowości rodzą się potęgi Austrii, Finlandii, Norwegii, do niedawna Niemiec w skokach. Jeśli po dekadzie Małysza nie wychowamy kogoś, kto niekoniecznie wyrówna jego sukcesy, ale przynajmniej godnie go zastąpi, oznaczać to będzie, że następny Małysz (lub przynajmniej Fortuna) jeszcze się nie urodził.

Czy takim zawodnikiem jest Kamil Stoch? Jeśli potwierdzi tegoroczne sukcesy w przyszłym sezonie, będzie można uznać, że tak. Trzeba jednak zadać pytanie - czy czeka nas kolejna dekada z jednym skoczkiem w czołówce?

*Kariera Adama Małysza trwała oczywiście dłużej, niż dekadę, jednak to lata 2001-2011 to okres głównych sukcesów skoczka. Tytuł nawiązuje też do mniej optymistycznego tytułu innej książki o znanym niegdyś polskim polityku.

Grzegorz Omelan

omelan na pasku