Informuję,
iż 20 czerwca 2010 roku skończył się w Polsce postkomunizm - chce się za
Szczepkowską powiedzieć po fali antypostkomunistycznych wypowiedzi autorstwa
liderów polskiej prawicy.
Okazuje się,
że evergreenowe „Jestem berlińczykiem" Johna F. Kennedy'ego także znajduje
podatny grunt w nowej polskiej rzeczywistości politycznej. Dziś każdy liczący
się na rodzimej scenie polityk chętnie powie „Jestem lewicowcem," nawet, jeśli
niegdyś określał największą partię lewicową mianem organizacji przestępczej.
Nowatorskie
a, to oczywista oczywistość, zaskakujące zawołanie polskich prawicowców nie ma
jednak szans stać się przebojem lata. 4 lipca to czasowa cezura dla jego
żywotności, potem wróci proza życia. Nie będzie już Pantadeuszowskich umizgów
do elektoratu lewicy gdy walka toczyć się będzie o stanowiska prezydentów
miast. Powróci makiawelizm, jakże licujący z wojenną retoryką prawicy.
Trzeba
sprawiedliwie stwierdzić, iż pewne talenty naszych prawicowców są godne
pozazdroszczenia. Szczególnie, jeśli ma się do czynienia ze sferą uczuć. Oto
polska konserwa i liberiada zapałała nagle miłością do rodzimej lewicy i o określeniu
„postkomuna" nagle zapomniała. „Podziwiać"! - jak mawia znana brzeska
działaczka lewicowa. Bo czyż nie podziwiamy umiejętności tak nagłego wzbudzenia
w sobie pozytywnych uczuć pod adresem partii, która co do tej pory wzbudzała odczucia
tak pejoratywne, iż wbrew prawu i zdrowemu rozsądkowi starano się ją zdelegalizować?
A zatem
wszystko idzie do lamusa - i „organizacja przestępcza," i „duch Stalina
unoszący się nad Polską," i „szlak czerwonej dumy klasy robotniczej," i ciąg
„PZPR-SdRP-SLD-LiD." Nie będzie już żaden Polak należący do SLD afirmował
Poznania, Gdańska, Wujka, stanu wojennego, morderstw na polskich księżach. Nikt
z grona SLDowców nie będzie już określany mianem „towarzysza," wszak pożądaną dziś
fraternizację interideologiczną osiągnąć można w inny sposób. Młodzi lewicowcy
nie będą obwoływani komsomolcami przez pewnego brzeskiego nauczyciela historii.
A co w
zamian? Ostatnie kuszenie lewicy, które kwitnie w najlepsze. „Głosujcie na
Kaczyńskiego, bo on da najbiedniejszym". Pytam: z czego? „Głosujcie na
Komorowskiego, bo on jest świetnie przygotowany". Pytam - z wydrukiem z Wikipedii
pod pachą? Wybór, jaki jest, każdy widzi...
Cechą systemu
ekonomicznego realnego socjalizmu były plany, najczęściej tzw. „pięciolatki".
Jak się właśnie okazuje, polska prawica ma nieco ubożuchniejszą perspektywę
czasową - 14 dni. Bo przecież wszystko zaczęło się 20 czerwca, a skończy 4
lipca. Dlatego, parafrazując parafrazę wypowiedzi Joanny Szczepkowskiej sprzed
21 lat, stwierdzić wówczas pozostanie, iż „4 lipca 2010 roku skończył się w
Polsce koniec postkomunizmu".
Grzegorz Omelan