poniedziałek, 31 marca 2025

matczak gwMarcin Matczak jest średniowiekowy, laureowany i błyskotliwy. Jakkolwiek jutrzejszego solenizanta wyróżnia też coś innego – pochodzi z miasta Tomasza Sikory.

 

 

 

Profesor Matczak ma swój cotygodniowy felieton w weekendowych numerach Gazety Wyborczej. Nie wszystkie poglądy naukowca równają się opiniom redakcji tegoż dziennika, zatem tę pisaninę można określić anglosaskim mianem „op-ed,” (wyłączając dosłowne znaczenie tego określenia, czyli „strona naprzeciwko strony redakcyjnej pisma" (najczęściej, w oryginale amerykańskim, są to strony 2. i 3. gazety)), czyli miejsca w periodyku, gdzie publikują znane postaci spoza redakcji, często przedstawiając inny punkt widzenia). (Zbyt długie to zdanie, prawda? Szczególnie w tej formie dziennikarsko-literackiej.)

 

Mam ten feler, że weekendowe wydanie Gazety Wyborczej czytuję. Felieton Matczaka jest jednym z pierwszych artykułów, które czytam po otwarciu gazety. Dlaczego? Ponieważ lubię felietony, a pisany język profesora bardzo mi odpowiada. Nie zawsze się z Autorem zgadzam, ale dzięki temu czytanie Jego tekstów jest tym bardziej ekscytujące intelektualnie.

 

I właśnie o jednej z takich niezgód chcę dziś napisać.

 

Profesor Matczak w numerze z 22 lutego napisał: „(…) Także ta dyskusja mogłaby rozgrzewać konserwatystów i postępowców, ale nie rozgrzewa, bo i jedni, i drudzy wiedzą swoje. „Bóg, honor, ojczyzna” z jednej, „Drugs, sex, and rock’n’roll” i ich coraz nowsze odmiany z drugiej strony.” Generalnie w felietonie chodziło o skonfrontowanie myśli zachowawczej z postępową na trzech przykładach.

 

Nie ma we mnie zgody na takie postawienie problemu. Że z jednej strony „Bóg, honor, ojczyzna,” a z drugiej „Drugs, sex and rock’n’roll.”

 

Jestem nieświęcie przekonany, że tak przedstawiciel strony konserwatywnej może słuchać muzyki rokendrolowej, jak i postępowiec ma prawo (a może i powinność) być ścisłym patriotą, tak w starodawnej, jak i współczesnej definicji tegoż słowa. Alternatywa postawiona przez Matczaka, jakkolwiek faktycznie w naturze istniejąca, została w felietonie zaopatrzona w błędne przykłady.

 

Dygresja – kilka lat temu byłem świadkiem takiej oto wypowiedzi człowieka inteligentnego: „Jestem magistrem teologii, wiem, czym jest miłosierdzie.” W ułamku sekundy pomyślałem: „Czyli człowiek niebędący magistrem teologii nie wie, czym miłosierdzie jest.” Nie taka – to oczywiste – była intencja autora tej wypowiedzi, ale wyszło, jak wyszło.

 

Trochę to podobna sytuacja do tej z Matczakowego felietonu.

 

Jako magister stosunków międzynarodowych sprzeciwiam się przykładowaniu poglądu progresywnego za pomocą słów „drugs,” „sex” and „rock’n’roll.” A precyzyjniej – nie zgadzam się na limitowanie światopoglądu liberalno-lewicowego do tych trzech dziedzin jestestwa Homo Sapiens.

 

Tak, jak konserwatysta ma świat poza „Bogiem,” „honorem” i „ojczyzną” (swoją drogą: skąd ta kolejność?), tak ja widzę i słyszę poza „dragami” (spolszczam umyślnie), „sexem” (angielską pisownię pozostawiam umyślnie) i „rokendrolem” (spolszczam umyślnie).

 

Ponadto progresywista ma prawo być tu i ówdzie konserwatywny (jak dobrze to wiem z autopsji!), a konserwatysta może gdzieniegdzie mieć pogląd postępowy. Radykalizm każdego poglądu prowadzi wszak na manowce.

 

Głosujący na lewicę może (wręcz powinien) być patriotą, wyborca prawicy może (wręcz powinien) słuchać rokowej muzyki. Konserwatysta nie musi być religijny, progresywista może słuchać Ravela (u mnie się zgadza!). Człowiek o poglądzie zachowawczym może być pacyfistą, postępowiec może głęboko wierzyć w Boga (mieliśmy niegdyś takiego premiera, pamiętacie?).

 

Oczywiście, namalowanie takiej opozycji, z takimi przykładami, jak u Matczaka, ma cechy pozytywne – jest logiczne, błyskotliwe, w sam raz na potrzeby niedługiego felietonu. Prawidła tego trudnego gatunku dziennikarsko-literackiego nie zezwalają na rozwodzenie się nad tematem. Ma być krótko, szybko i zrozumiale.

 

Niestety, hołdowanie tymże prowadzić może do nieporozumień.

 

Quot erad demonstrandum.

 

Ps. Pozostaje zatem pytanie – czy Marcina Matczaka bardziej w polskim społeczeństwie wyróżnia posiadanie własnego felietonu w weekendowym wydaniu poczytnego dziennika, czy jednak fakt, że pochodzi z miasta Tomasza Sikory. Obawiam się, że prawidłowa odpowiedź na to pytanie mnie samemu się silnie nie podoba.

 

Grzegorz Omelan

omelan na pasku