czwartek, 21 listopada 2024
gomelanW czasie europejskiej kampanii wyborczej każdy orze, jak może. Eseldowiec Olejniczak pokazuje tors w prawicowym magazynie, platformerska Mucha daje się sfotografować w stroju Lary Croft, a peeselowski minister wypowiada wojnę znienawidzonym bogaczom z BCC






Powyższe ma tyle wspólnego z europeistyką, ile Doda ze skromnością, toteż najlepiej w tym wszystkim znajdują się politycy Prawa i Sprawiedliwości – oni przynajmniej rozmawiają o stosunkach międzynarodowych.

Prowadzący wyborczą orkę Jacek Kurski stwierdził niedawno, że dzisiejsze stosunki polsko-niemieckie przypominają te z lat 1938-39. Realia przedstawiają się zatem następująco – niebawem kanclerz Angela Merkel postawi polskiemu rządowi ultimatum dotyczące budowy autostrady i linii kolejowej łączącej obecne terytorium V Rzeszy z historycznymi Prusami Wschodnimi. Z naszego punktu widzenia rozwiązanie to nie jest złe – autostrad we współczesnej Polsce tyle, co Grabarczyk napłakał, a i rodzimymi pociągami raczej nie możemy się chwalić. Istotna różnica z przedwojenną rzeczywistością jest taka , iż tym razem nie będzie to nitka eksterytorialna sensu stricto, wszak oba kraje są w strefie Schengen.

Zastanowić się warto, czy nie należy zaproponować ambitnym Niemcom, by wybudowali sobie autostradę po dnie Bałtyku, obok powstającego rurociągu. Będą mogli wówczas po trzykroć spełnić  normy europejskie i co kilometr postawić stację benzynową, wszak z dostawami paliwa problemu nie będzie. Biznes zatem korzystny dla wszystkich, a i przedsięwzięcie inżynieryjne na miarę lokalnej potęgi, jaką Niemcy, czy nam się podoba, czy nie, są. Zresztą, dla takich pionierów budowy autostrad, jak nasi sąsiedzi zza Nysy Łużyckiej, na tym polu nie może być rzeczy niemożliwych.

Po polskiej odmowie zwerbalizowanej błyskotliwym wystąpieniem sejmowym ministra spraw zagranicznych szefowie dyplomacji Niemiec i Rosji rozpoczną tajne negocjacje na temat szóstego rozbioru Polski. Zakończone zostaną podpisaniem dwustronnego układu z częścią tajną,  którą i tak dociekliwi ostatnimi czasy dziennikarze śledczy Dziennika opublikują na stronie internetowej gazety. Misję pokojową podejmie Turcja mimo faktu, że od wielu lat jest członkiem NATO. Kraj ten aspiruje do Unii, więc zaistniałą sytuacja będzie znakomitą okazją do uwiarygodnienia się w oczach Brukseli. I dla nas też całkiem nieźle – Turcja wsławiła się tym, iż nie uznała żadnego z pięciu poprzednich rozbiorów Polski, istnieje więc nadzieja, że z szóstym będzie podobnie.
Świetlana przyszłość czeka miasto Gliwice. W dzisiejszych czasach działania dywersyjne przeprowadzone przez zbrojne oddziały służb specjalnych V Rzeszy przyniosą raczej rozsławienie przemysłowemu miastu na zachodzie GOP-u niż Niemcom oszukany pretekst do ataku na ziemie polskie nazajutrz. W dzisiejszych czasach rozegra się to tak, iż będziemy mieli w naszym kraju wieloosobową ekipę CNN gotową przekazywać wojenne obrazy na żywo. PSL musi się zatem zastanowić, czy nie wyrzucił pieniędzy w błoto płacąc za filmiki promujące Polskę we wspomnianej stacji z własnej, ludowej kiesy.

Po zakończeniu kilkuletnich działań wojennych,  w wyniku kilku konferencji z udziałem głównych aktorów konfliktu zbrojnego (Bagdad, Rabat, Soczi) zachodnia granica III Rzeczpospolitej zostanie przesunięta na linię Łaby, a wschodnia – na linię Sanu i Wisły. Stracimy Rzeszów, Lublin, Białystok i Olsztyn, zyskamy Cottbus, Berlin, Rostock, Kilonię. Nie będzie źle – oddamy nowemu tworowi państwowemu  ze wschodu, Związkowi Niedemokratycznych Stanów Nadwołgańskich tzw. Polskę B, czyli najsłabiej infrastrukturalnie rozwinięte rodzime tereny, zyskamy tzw. Niemcy C, czyli stary DDR, które są i tak znacznie wyżej rozwiniętą krainą - mają tam przynajmniej autostrady i szybkie pociągi…  

W ostatecznym rozrachunku wizja Jacka Kurskiego, rozwinięta w ramach ograniczonej wyobraźni niżej podpisanego, jawi się zatem jako pozytyw.  Zostanie załatwiona także inna sprawa – ponieważ  okupujący Polskę żołnierze V Rzeszy dziwnym trafem wybudują obozy za linią San-Wisła, za kilka lat nikt już nie będzie błędnie określać tychże mianem „polskich obozów.” Amerykańskie i francuskie periodyki będą niebawem używać określenia „nadwołgańskie obozy.” I niech obywatele naszego nowego wschodniego sąsiada się tym martwią. 

omelan na pasku