Jednym z ważnych wydarzeń, które przesądziły o przegranej SLD w wyborach parlamentarnych 2005 roku, była tzw. afera starachowicka.
Felieton wcale nie dowcipny
Jednym z ważnych wydarzeń, które przesądziły o przegranej SLD w wyborach parlamentarnych 2005 roku, była tzw. afera starachowicka.
Polegała na wycieku z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji informacji o planowanej akcji zatrzymania przez funkcjonariuszy bodaj Centralnego Biura Śledczego gangsterów ze Starachowic. Wiceminister MSWiA poinformował o planowanej akcji posła z okręgu kieleckiego. Ten tę informację przekazał kolejnemu posłowi, który zawiadomił gangsterów. Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach, posłowie i wiceminister zostali skazani, a dziś nawet ci z nich, którzy dostali wyroki skazujące na odsiadkę są już na wolności.
Podobna, chociaż w znacznie skromniejszym wymiarze sprawa miała prawdopodobnie miejsce w naszym mieście. Dotyczy nie gangsterów, ale osób publicznego zaufania, jakimi są miejscy rajcy. Wydarzyła się 28 listopada ubiegłego roku w czasie obrad Rady Miejskiej. Po przerwie obiadowej troje radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy” powróciło na obrady ze znacznym opóźnieniem. Ale rzecz nie w spóźnialstwie panów rajców. Ich zachowanie wskazywało, że prawdopodobnie dla lepszego trawienia znakomitych dań restauracji w podziemiach ratusza, użyli płynów mogących procesy trawienne wzmóc. Zbulwersowany tym radny Jerzy Podgórski, wybrany jako kandydat Komitetu Wyborczego Wyborców „Samorządowe Porozumienie Prawicy”, wykonał anonimowo telefon na numer alarmowy Policji prosząc o przybycie patrolu z odpowiednim oprzyrządowaniem, mogącym potwierdzić jego obserwacje czynione zmysłami widzenia, słyszenia i powonienia.
Po kilkunastu minutach na telefon, z którego dzwonił radny, zadzwonił dyżurny KPP prosząc o nazwiska rajców. Radny, aczkolwiek zdumiony nieco takim zachowaniem policji, podał nazwiska owej trójki oraz własne. Około dwunastu minut po tej rozmowie, zamiast pojawienia się na sali obrad patrolu, zadzwoniła komórka radnego Sławomira Spychały z klubu radnych SLD. Tu trzeba dodać, że ów radny jest emerytowanym od ubiegłego roku policjantem, służącym wcześniej w KPP. Rozmowa trwała około minuty. Jak potwierdził to sam radny Sławomir Spychała podczas sesji w dniu 9 lutego br. i jak wynika z odpowiedzi KPP na złożoną przeze mnie skargę w sprawie braku interwencji policji i prawdopodobny „wyciek” informacji o zawiadomieniu z KPP, telefonującym do radnego był zastępca komendanta KPP, niewymieniony z nazwiska.
Według Sławomira Spychały zastępca komendanta KPP podczas tej rozmowy prosił go tylko o to, by przewodniczący Rady Miejskiej odebrał od niego telefon, jako, że wcześniej tego nie czynił. Po tej rozmowie Sławomir Spychała naprzód zamienił kilka słów z siedzącym obok radnym Bartłomiejem Tyczyńskim z tego samego klubu, a następnie wstał ze swego miejsca i podszedł do przewodniczącego Rady Miejskiej Mariusza Grochowskiego z klubu radnych „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy”, by jak wynika z jego wypowiedzi przekazać mu prośbę zastępcy komendanta KPP o odebranie telefonu. Mariusz Grochowski odpowiadając na moje pytanie w dniu 9 lutego br. stwierdził, że nie odebrał tego telefonu ponieważ sesja dobiegała końca. Nawiązał połączenie z tym numerem po zakończeniu sesji.
Czy ta wersja wydarzeń jest prawdziwa? Przeciw niej świadczą następujące fakty.
{jgquote}Zapis filmowy na YouTube{/jgquote}
Po pierwsze czas trwania rozmowy Sławomira Spychały z zastępcą komendanta KPP, trwającej, jak wynika z nagrania video około jednej minuty. Do przekazania prośby, o jakiej mówi radny Sławomir Spychała wystarczy 15 do 20 sekund, co można sprawdzić samemu wypowiadając odpowiednie zdania z zegarkiem w ręku.
Po drugie nagranie video z sesji Rady Miejskiej z dnia 28 listopada br., na którym widać następujące zdarzenia. Już gdy Sławomir Spychała wraca na swe miejsce po rozmowie z Mariuszem Grochowskim zaczyna on trwającą około pół minuty rozmowę z siedzącym obok radnym Bartłomiejem Tyczyńskim. Po tej rozmowie ten radny wyciąga z kieszeni komórkę i rozpoczyna pisanie sms-a. Po upływie około 1 minuty i 20 sekund radny chowa komórkę do kieszeni, wcześniej wykonując gesty wskazujące, że wysłał sms-a jednemu z trzech wspomnianych wyżej radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy”. Około 10 sekund później radny, prawdopodobny adresat sms-a, wstaje ze swego miejsca i szepcze coś do drugiego z trójki radnych, a dwie, trzy sekundy później czyni to samo wobec trzeciego z nich.
Następnie cała trójka, pozostawiając na stołach swoje rzeczy (laptop, dokumenty sesyjne) opuszcza gęsiego salę obrad. Ostatni z nich wychodzi około 1 minutę i 10 sekund po schowaniu komórki do kieszeni przez radnego Bartłomieja Tyczyńskiego i jak z nagrania video wynika właśnie on odwracając głowę w kierunku wyjścia z sali obrad odprowadza wzrokiem tego ostatniego z trójki radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy”. Od tego momentu sesja Rady Miejskiej trwała jeszcze około 12 minut i 20 sekund.
Przedstawione wyżej wydarzenia skłaniają do postawienia kilku co najmniej pytań:
- Czemu przewodniczący Rady Miejskiej Mariusz Grochowski nie odebrał telefonu od zastępcy komendanta KPP? Przecież gdyby temu ostatniemu zależało na rozmowie z nim po zakończeniu sesji nie prosiłby Sławomira Spychały o natychmiastowe powiadomienie Mariusza Grochowskiego o swych próbach nawiązania z nim kontaktu telefonicznego.
- Czy wobec trójki radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy”, którzy opuścili sesję Rady Miejskiej w dniu 28 listopada 2008 r. około 12 minut przed jej zakończeniem, czym złamali zapis § 24 ust. 5 Statutu Brzegu (Opuszczenie przez radnego obrad sesji przed jej zamknięciem wymaga zgłoszenia Przewodniczącemu.), przewodniczący Rady Miejskiej Mariusz Grochowski nie powinien złożyć zawiadomienia do Prokuratury Rejonowej w Brzegu w sprawie podejrzenia o wyłudzenie z kasy miasta 25 proc. diety należnej za miesiąc listopad 2008 r., jak uczynił to wobec radnego Kazimierza Kozłowskiego, gdy ten w dniu 3 grudnia 2008 r. po spóźnieniu wynoszącym niecałe dziesięć minut od rozpoczęcia obrad sesji, która trwała około 5 minut, podpisał listę obecności i mimo tego, że ten podpis został z listy obecności wykreślony i radnemu 25 proc. diety za miesiąc grudzień 2008 r. nie wypłacono, takie zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej przeciw Kazimierzowi Kozłowskiemu Mariusz Grochowski skierował?
- Czy radny Bartłomiej Tyczyński, który dwukrotnie publicznie, podczas kolejnych sesji Rady Miejskiej, kierował do Mariusza Grochowskiego w ramach interpelacji pytanie, jak ten ostatni załatwi sprawę radnego Kazimierza Kozłowskiego, identyczną interpelację skieruje w sprawie trójki radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy” oraz wezwie ich do zwrotu do miejskiej kasy pobranej części diet za miesiąc listopad 2008 r.
- Czy trójka radnych klubu „Prawa i Sprawiedliwości oraz Prawicy” swoją rejteradą z sali obrad nie pokazała, że „strach ma wielkie oczy”, bo przecież przebywanie w stanie wskazującym w miejscu publicznym, jakim jest sala obrad Rady Miejskiej karalne nie jest, a co najwyżej może budzić wątpliwości natury statutowej i etycznej? A może po prostu nie znają oni Statutu Brzegu, ani Kodeksu Etyki Radnego?
I pozostaje zadać na koniec jedno pytanie: kto tak naprawdę złe postrzeganie Rady Miejskiej powoduje? Proburmistrzowa koalicja radnych SLD i PiS, czy też korzystająca oględnie ze swoich praw opozycja?
Andrzej Ogonek