Nie wiedziałem, że w Węgrach jest tyle melancholii. Myślałem, że melancholia to polska specjalność, a także żydowska, rosyjska. Ale węgierska? Kiedy się ma taką piękną stolicę i najokazalszy na świecie gmach parlamentu?
Nie sądziłem też, że ta węgierska melancholia może mieć jakiś związek z jedzeniem, rodzajem tego jedzenia, taką, a nie inną narodową kuchnią, w tym przypadku bardzo smaczną, pożywną, ale ciężkostrawną, i że pomiędzy jedzeniem jako czynnością i rodzajem menu a melancholią może zachodzić sprzężenie zwrotne, a mianowicie melancholijny Węgier oddaje się obżarstwu po to, by złagodzić swój smutek, ale kiedy jest już syty, objedzony, i trawi to, zjadł, zasmuca się jeszcze bardziej.
Nie wiedziałem też, że Węgrzy mają takie jak Polacy poczucie straty, że jesteśmy tak podobni w rozpamiętywaniu i opłakiwaniu swych narodowych klęsk, w nostalgii za dawną świetnością - tak jak my, przynajmniej niektórzy z nas, nie możemy odżałować Rzeczpospolitej Obojga Narodów, tak oni, w znacznie większym stopniu, nie mogą i nie chcą ukoić swej tęsknoty za Wielkimi Węgrami, za utraconymi ziemiami Korony Świętego Stefana; nasi Bratankowie też kiedyś byli przedmurzem, i też nie udało im się własnych problemów uczynić sprawą światową.
Z tego i z wielu innych rzeczy nie zdawałem sobie sprawy, zanim nie przeczytałem książki reportażowej Krzysztofa Vargi Gulasz z turula. Varga wprawdzie nie stawia wprost tezy, że Węgrzy i Polacy są tak bliźniaczo do siebie podobni, ale ja po lekturze jego książki odniosłem wrażenie, że tak właśnie jest. Z jednym dość istotnym zastrzeżeniem. Los węgierski - przynajmniej w ujęciu Vargi - wydaje się być dużo bardziej przygnębiający niż polski, madziarskie kompleksy, niespełnienia, klęski większym ciężarem przygniatają madziarską duszę, ten los jest jakby gorszym wariantem polskiego losu, stąd smutek, melancholia, depresja, rozpacz naszych braci znad Balatonu są głębsze, bardziej przewlekłe, ich pesymizm - czarniejszy, samobójstwa - częstsze. Dlaczego? Po prostu mają więcej niż my do tego powodów. Wstyd się przyznać - mimo współczucia i solidarności, poczułem coś na kształt zadowolenia.
A może o coś innego jeszcze tutaj chodzi? Może należałoby przy tej okazji zweryfikować nasze pojęcia na temat polskości? Może to wcale nie dominanta polskiej kultury, literatury: szlachecko-semicka romantyczna nostalgia i melancholia, jest dominantą polskiej powszechnej mentalności, lecz tą dominantą jest chłopska witalność, ochota do zabawy, do szaleńczego kibicowania na stadionach i w halach - przejawiana przez lud chętny do beztroskiej zabawy, prostych uciech ciała, emocji, pogodny, jeśli w miarę dobrze mu się powodzi, z optymizmem patrzący w przyszłość na tym i na tamtym świecie.
A Madziarzy? "Zatopieni w Basenie Karpackim - pisze Krzysztof Varga - jedyni i niepowtarzalni w swojej inności, z innym językiem, innym pochodzeniem, są skazani na bycie Innymi. Człowiek skazany nie może być jednak szczęśliwy. Wciąż czuje się zagrożony, widzi wokół siebie prześladowców. Węgrzy więc ze swojej inności czerpią dumę, ale jest to duma nieszczęśliwa. Dlatego bycie Węgrem jest przekleństwem." A my myśleliśmy, że to bycie Polakiem jest przekleństwem. My przy Węgrach to jesteśmy całkiem wesoły ludek. My też jesteśmy inni, i szczycimy się nieraz swoją innością, przeklinając ją równocześnie, ale kudy nam, należącym do wielkiej rodziny słowiańskiej i jeszcze większej -indoeuropejskiej, do ugrofińskiej inności posępnych Węgrów, nomadów, którzy jeszcze nie przyzwyczaili się do tego, że nie są już nomadami, potomków koczowniczych wojowników uwięzionych na niewielkiej - w porównaniu z bezkresem dawniej przemierzanych obszarów - nizinnej połaci puszty w otoczeniu gór, dokąd przywiódł ich był mitologiczny turul.
Dzisiaj w Brzegu spotkanie autorskie z Krzysztofem Vargą. Tak się składa, że w dniu Święta Narodowego Węgier. Będzie okazja, żeby jeszcze o tę duszę Bratanków, a przy okazji polską duszę popytać pisarza, który polsko-węgierską dwoistość, z racji bycia polskim pisarzem o węgierskich korzeniach, nosi w sobie. Popytać o kraj, który mnie osobiście kojarzy się z Ernestem Nemeczkiem, najmniejszym i najdzielniejszym z Chłopców z Placu Broni, chłopcem, który poświęcił życie przegranej sprawie. Jakie to polskie!