Wszystkie narody mają prawo mieć czarne owce. Tylko nie Żydzi. Cokolwiek złego uczyni jeden Żyd, czy grupka Żydów, wina spada na wszystkich przedstawicieli tego narodu i nigdy nie ulega przedawnieniu. Nawet po upływie dwóch tysięcy lat. Wszystkie państwa mają prawo być na arenie międzynarodowej wredne i egoistyczne, troszcząc się o swoich przede wszystkim obywateli. Mają prawo nie mieć racji. Krytykuje się ich za to, ale w końcu wszystkim się wybacza. Nie wybacza się tylko państwu żydowskiemu, które nie ma prawa walczyć o swoje, będąc w sytuacji arcytrudnej i skomplikowanej, a ponieważ nie ma stu procent racji, no i też jest wredne, jak każde państwo, choć nie w takim stopniu jak inne, odmawia mu się racji jakiejkolwiek, łącznie z prawem do istnienia.
Istotą tej choroby, której na imię antysemityzm i która drąży świat od paru tysięcy lat, jest potrzeba kozła ofiarnego - bo ktoś musi być za zło tego świata odpowiedzialny, za nędzę, głód, choroby, wojny, niesprawiedliwość, kryzys ekonomiczny. Antysemita współczesny bywa sfrustrowany, ponieważ ten kozioł ofiarny, który niegdyś mógł się tylko pieniędzmi bronić, jeśli je miał, a była to obrona niepewna, ponieważ pieniądze te można mu było w czasie jakiegoś pogromu czy wypędzenia odebrać, ukraść, skonfiskować, nie daje się złapać i zaszlachtować. Sfrustrowany bywa współczesny antysemita, ponieważ ten najbardziej poturbowany w historii naród, który przeżył tyle kataklizmów: niewolę egipska, niewolę babilońską, zburzenie Jerozolimy i wygnanie z ojczyzny, zagładę kultury sefardyjskiej, zagładę świata Żydów aszkenazyjskich, totalną eksterminację, ten naród wybrany do tego, by cierpieć i być niszczonym, który przed wiekami przeprowadził dowód na istnienie Boga, a następnie w XX wieku na nim przeprowadzono ostateczny dowód na nieistnienie Boga, dysponuje obecnie najlepszą armią świata i nie da się tak łatwo zarżnąć. Antysemita ów, mimo okresowej frustracji z wyżej wzmiankowanych powodów, przeważnie żyje jednak w wielkiej ekstazie. Tak zwana żydokomuna to jego rozkosz i satysfakcja jego największa. Bo to nie bajka o krwi niewiniątek chrześcijańskich używanej do macy. Tutaj antysemita stoi na gruncie faktów, które po swojemu interpretuje i wyolbrzymia, ale to są fakty. Czuje się wtedy pewnie i gdyby mógł, komunistów żydowskiego pochodzenia (którzy notabene wyrzekli się całkowicie swego żydostwa, ale on tego nie bierze pod uwagę), różnych tam Bermanów i innych łajdusów, po rękach by całował, mimo deklarowanej słusznej nienawiści, uzasadniającej słuszną nienawiść i pogardę do całego narodu. Dzięki nim wie, że ma rację. Dzięki nim świat dla niego jest zrozumiały, uporządkowany, wie, gdzie jest dobro, gdzie zło, a to czyni go szczęśliwym. Zupełnie inna jest reakcja filosemity na ten epizod. Filosemita jest zasmucony i wkurzony, i to nie na żarty, i nie tylko nie całowałby po rękach, ale i pierwszy rzuciłby kamieniem, mierząc w czarne owce celnie i celnie trafiając, aby przypadkiem nie ucierpiał ktoś niewinny. Wściekły jest na ten epizodyczny "triumf" antysemityzmu, na tę jego "rację" - antysemityzmu, dodajmy, który jest antypolonizmem, który jest w istocie również antypolski. Mój polonocentryczny filosemityzm wynika z marzycielstwa, takiego, które nie ma żadnych szans urzeczywistnienia, i z tęsknoty za dawną Polską, szczególnie tą ze "złotego wieku", XVI-wieczną. Za czasami, o których Norwid pisał, że Polacy byli wtedy prawdziwie wielkim narodem, a nie zamkniętą sektą; że najbardziej polscy byli właśnie w swej otwartości na kultury innych narodów, kiedy mówili biegle po włosku i hiszpańsku, kiedy królów mieli z obcych dynastii, a z Tatarami walczyli mając głowy podgolone po tatarsku i po tatarsku dosiadając koni, kiedy przyswajali sobie wszystko, co wartościowe, a język polski zachłannie chłonął i przywłaszczał sobie z innych języków wszystko, co potrzebne mu było do rozwoju, dokonał swoistej konkwisty i dzięki temu jest teraz taki bogaty i giętki. W tych czasach żył też sławny Jan Abraham Ezofowicz, Żyd i polski szlachcic, herbu Leliwa, podskarbi Wielkiego Księstwa Litewskiego, oraz jego młodszy brat Michel, pasowany przez króla na rycerza na rynku krakowskim, w dniu hołdu pruskiego... Do tych czasów tęskno mi... Brakuje nam dziś tej kilkumilionowej rezerwy, tego intelektualnego rezerwuaru, wzbogacającego polskość. Brakuje w każdej sferze życia. Biorąc tylko wycinek, bliski autorowi, i patrząc na to pragmatycznie: mielibyśmy w Polsce więcej czytelników - Żydzi wszak, ci zasymilowani, czyli po prostu Polacy o żydowskich korzeniach, i ci niezasymilowani, funkcjonujący w kulturze jidysz, byli przed wojną najbardziej rozczytaną społecznością, oni głównie oblegali biblioteki: polskie i żydowskie. Skutkiem tego - pomarzmy sobie przez chwilę - nasze pismo literackie "Red." sprzedawałoby się w większej liczbie egzemplarzy, zwiększyłoby nakład. Wydawalibyśmy więcej książek. Coś byśmy na tym zarobili. Nasza ławka redakcyjna byłaby dłuższa, mielibyśmy liczniejsze grono utalentowanych współpracowników, również spośród brzeżan. Potencjał intelektualny powiatu byłby nieporównywalny z dzisiejszym. I z pewnością dziennikarzem i naczelnym lokalnej gazety nie byłaby małpa - ot, taki konkret.
Adam Boberski