piątek, 29 marca 2024
a boberskiPoniższy tekst Adama Boberskiego wymaga redakcyjnego oszczekania. Boberski ma coś z jamnika. Tak jest! Bo lubi jamniki, bo szanuje jamniki, bo przyjaźni się z jamnikami i po ziemskim bytowaniu będzie z upodobaniem... gryzł. Jak ten jamnik, ma się rozumieć. Kogo i za co? Ażeby poznać odpowiedź musimy wgłębić się w Adamowe rozważania. LJT
 
 
 
 
Dlaczego nie lubię buddyzmu i hinduizmu
i co będę robił, jak będę jamnikiem

 

Dowodem na nieistnienie Boga jest rozmaitość religii, które się wzajemnie teologicznie wykluczają. Nie da się pogodzić teologicznie historii Jezusa i historii Mahometa. Bo jeśli Jezus był Bogiem, to Mahomet nie był Prorokiem, a jeśli Mahomet był Prorokiem, to Jezus nie był Bogiem. A skoro obie narracje (modne słowo) brzmią równie przekonująco, a nawzajem sobie zadają kłam, to znaczy, że obie są (na gruncie dość istotnych faktów-dogmatów) fałszywe. A mówimy tu o religiach jakoś ze sobą spokrewnionych, spowinowaconych. Co dopiero mówić o religiach Dalekiego Wschodu, one są - w relacji do judaizmu, chrześcijaństwa i islamu - jak z innej planety. Zdecydowanie bliższy mi jest Bliski Wschód, religie wywodzące się z Biblii i dualistyczne religie Persji, czyli dawnego Iranu. W głębi duszy jestem manichejczykiem. Chociaż niewierzącym. Zbyt cenię sobie literacką fikcję, aby pogardzać religią. Religijną opowieścią i narosłą wokół niej kulturą, literaturą, w tym apokryficzną (w najszerszym tego słowa znaczeniu). Ale religia religii nierówna (pogląd niepoprawny politycznie i sprzeczny z filozofią New Age), tak jak książka książce nierówna (o dziwo, nawet ten pogląd niektórym wydaje się politycznie niepoprawny). Jedne książki lubi się bardziej, inne mniej, jeszcze inne wcale. Tak samo jest z religiami. Nie lubię religii Dalekiego Wschodu. Zaraz wyjaśnię dlaczego.


W religiach Dalekiego Wschodu chodzi głównie o to, aby dać się wykastrować z ludzkich uczuć, namiętności, intelektualnego myślenia, wszelkich ziemskich przywiązań, a to po to, żeby odrzuciwszy to, co dzisiejsi propagatorzy tych religii na Zachodzie nazywają "fałszywym ego", wyzwolić się z łańcucha narodzin i śmierci, położyć kres wędrówce duszy, która nie jest nasza, bo my jako indywiduum tak naprawdę nie istniejemy, osiągnąć błogostan za życia, a po śmierci - nirwanę czy stopienie z Absolutem. "Pierwiastek aktywny", dusza nieśmiertelna nie ma, w buddyzmie czy hinduizmie, żadnej tożsamości, ani osobowej, ani płciowej, w jednym wcieleniu jesteś mężczyzną, w drugim kobietą, w trzecim żabą, a w czwartym kapustą, jeśli sobie na to zasłużyłeś - nie będąc w swej transcendentnej istocie nigdy ani mężczyzną, ani kobietą, ani żabą, ani kapustą, bo twoje ego i jakakolwiek forma ziemskiego bytowania to ułuda. Tak więc jeśli jesteś mężczyzną i nazywasz się Krystian Ławreniuk albo nazywasz się Dorota Jadach i jesteś kobietą, to wedle wyznawców dalekowschodnich religii tylko taka tymczasowa, na okres jednego wcielenia, fałszywa tożsamość, fałszywa samoświadomość, fałszywe jestestwo. Bzdura totalna. Sprzeczna z rozumem, zdrowym rozsądkiem, nauką. Z naszego, zachodniego, bliskowschodniego, śródziemnomorskiego punktu widzenia to właśnie dusza przede wszystkim, obojętne: śmiertelna czy nieśmiertelna, ma płeć, mózg, jednostka centralna - co potwierdzają odkrycia z dziedziny fizjologii mózgu - ma płeć, reszta to urządzenia peryferyjne. Również na chłopski rozum, bez badań neurologicznych, na podstawie zwyczajnego wglądu w siebie wydaje się to sensowne i prawdziwe. I też na chłopski rozum, z którym trudno się nie zgodzić, tylko istnienie indywidualne i osobowe, na tym czy na tamtym świecie, ma sens, ma wartości i warte jest zachodu. Wedle tych dziwacznych religii każde następne wcielenie jest karą-nagrodą za poprzednie, czyli na przykład jeśli lubiłeś dobrze pojeść, to w następnym wcieleniu będziesz świnią (taka przewrotna nagrodo-kara: dostaniesz to, czego chciałeś, będziesz nadal dużo żarł, ale jako, chrum, chrum, nisko urodzone zwierzę o nazwie świnia, że niby świnia to taki największy na świecie żarłok - kolejna bzdura, bo nie świnia jest największym żarłokiem, nie świnia najbardziej dogadza swemu podniebieniu, tylko właśnie człowiek). A już zupełnie odrażający i obcy naszej kulturze jest pogląd, że wrodzone kalectwo to kara za ciężkie grzechy popełnione w poprzednim wcieleniu. Największy wpływ na jakość kolejnej inkarnacji mają ostatnie chwile przed śmiercią, czyli trzeba bardzo uważać, o czym się wtedy myśli, nie daj Bóg wtedy myśleć o kobietach, o ukochanej żonie, bo w następnym wcieleniu... tak, tak, aż strach się bać. Czytałem kiedyś hinduistyczną przypowieść o człowieku, który w czasie swego długiego żywota osiągnął ten hinduistyczny ideał, do niczego i do nikogo się nie przywiązał, i mógł już tylko czekać na transcendentną nagrodę, na zatracenie się w Boskim Absolucie. Ale stało się raz tak, że niedługo przed śmiercią przyszło mu zaopiekować się rannym jelonkiem. Kiedy żegnał się z tym światem, bardzo się martwił, co z tym jelonkiem będzie, kto się o niego zatroszczy. I co się stało? Katastrofa! Miało już nie być wcieleń, a tu jest! W skórze jelonka! Tak go pokarało. Za to jedno ludzkie uczucie. Ale spokojnie. Reinkarnacja mu to wybaczy. Ponieważ przed jelonkiem, poza tą jedną wpadką, w sumie osiągnął hinduistyczną doskonałość, hinduistyczną świętość, a jako jelonek też świecił hinduistycznym przykładem, wstrzemięźliwie skubiąc trawkę i do niczego się nie przywiązując, więc z fazy jelonka, z pominięciem fazy ludzkiej, pozwolono mu od razu przeskoczyć do upragnionej bezświadomej, bezosobowej jedności z transcendentnym Absolutem.


Trochę się jednak boję. Wrodzony pesymizm nie pozwala mi wykluczyć, że ta durnota może się jednak okazać prawdą, w końcu chyba ze dwa miliardy ludzi wierzy w reinkarnację w wersji hinduistycznej i buddyjskiej, ludzi, którzy, jeśli ich Internet nie oświecił, nic nie słyszeli, nic nie wiedzą o Jahwe, Chrystusie i Matce Boskiej - to też o czymś świadczy, nasz Bóg nie najlepiej dba o swoją promocję. Jeśli metempsychoza i prawa nią rządzące miałyby się okazać realne, to jest wielce prawdopodobne, że ja w następnym wcieleniu będę jamnikiem, bo lubię jamniki, szanuję jamniki, przyjaźnię się z jamnikami i mam coś z jamnika. Niech i tak będzie. Taka, psia mać, jamnikowa karma. Już wiem, co będę z upodobaniem robił jako jamnik - będę gryzł buddystów i hinduistów!
 
 
Adam Boberski
 
 

boberski na pasku