W latach osiemdziesiątych oglądaliśmy w telewizji, dostępny teraz na DVD, widziany ostatnio w Żabce, wieloodcinkowy serial animowany produkcji francuskiej, popularyzujący historię świata, w tym również historię naturalną, pt.
Był sobie człowiek. Nie widziałem ostatniego odcinka, więc głowy za to nie dam, ale sądzę, że pada w nim, musi paść słowo "Polska" w kontekście 1939 roku.
Poza tym o Polsce i Polakach nie ma w tym serialu już więcej ani jednego słowa - jeśli nie liczyć telegraficznej wzmianki o Janie III Sobieskim i wiktorii wiedeńskiej, ale bez poświęconego temu wydarzeniu animowanego epizodu i bez, co najważniejsze, informacji, że to był polski król i polskie głównie zwycięstwo. W jednym z odcinków, w całości poświęconym Rosji Piotra I, spoglądamy na mapę - i co widzimy? Po prawej stronie Rosja, po lewej kraje, z którymi rywalizowała i toczyła wojny, a więc idąc od góry: Szwecja, Prusy, Austria. Po Polsce nie ma śladu. Na sto lat przed rozbiorami już została przez francuskich scenarzystów wymazana z mapy Europy, tak jak w całym serialu została wymazana z kart historii. A przecież była okazja, by o Polsce wspomnieć przynajmniej w kontekście Rosji, powiedzieć o trwających kilkaset lat zmaganiach między tymi państwami oraz o walnym przyczynieniu się klęski Rzeczypospolitej do wzrostu potęgi Rosji. To tak, jakby pisząc o Rzymie nie wspomnieć o Kartaginie. Jakże wielkie musi być zatem zdumienie, graniczące z szokiem, francuskiego młodego czytelnika, dajmy na to studenta politologii, kiedy sięgnąwszy po bardzo obecnie cenioną i wykorzystywaną jako podręcznik uniwersytecki na wielu kierunkach Europę Normana Daviesa, odkrywa, że jest, że była w historii jakaś Polska, i to nie byle jaka, bo potężna, i poświęcono jej w książce niewiele mniej miejsca niż wielkiej Francji!
Czy przypadkiem z powodu obrażonej dumy narodowej nie brnę ku pułapce megalomanii, lubiącej krzewić się na podłożu kompleksów? Myślę, że nie. Nie mam przecież złudzeń. My, Polacy, mimo wszystko, nie jesteśmy narodem pierwszorzędnym, tylko drugorzędnym. Nie możemy się równać z takimi Francuzami, Niemcami czy Brytyjczykami, biorąc pod uwagę całokształt osiągnięć. Kopernik, Chopin, Lem - to gwiazdy pierwszej wielkości. Ale Zachód przeważa ilościowo. Gwiazd tej wielkości, czy prawie tej wielkości, co wymienieni, poszczególne kraje z pierwszego rzędu mają od nas więcej. A pod względem rozwoju cywilizacyjnego zawsze biły nas na głowę. Jednak kłopot największy nie w tym, jacy jesteśmy, ale za jakich nas uważają, a niestety w świecie uchodzimy za naród trzeciorzędny. I to trzeba zmienić. Ale postępując roztropnie, przebiegle. To samo mógłby powiedzieć o sobie pewnie niejeden naród na kuli ziemskiej, pomniejszany lub całkowicie pomijany przez zachodnich samozwańczych popularyzatorów historii. Przypadek Polski jest jednak o tyle szczególny, że Polska jako państwo w swej historii była czymś pośrednim między zwykłym królestwem a mocarstwem. Miała wszelkie warunki, by mocarstwem w pełnym tego słowa znaczeniu zostać, ale zaprzepaściła swoją szansę. Ta nieokreślona do końca pozycja, być może, przyczyniła się do jej deprecjacji. Są jednak ważniejsze powody. Na upodrzędnieniu Polski zaważył okres zaborów i antypolska propaganda mocarstw, które Polskę pożarły. Jednak w jeszcze większym stopniu Polska skurczyła się w świadomości ludów Europy w okresie dominacji sowieckiej. I to właśnie odzwierciedla ten nieszczęsny serial Był sobie człowiek, potwierdzający jakże smutną Orwellowską zasadę: "Kto rządzi teraźniejszością, rządzi i przeszłością".
Jest znamienne również niezdecydowanie pewnych intelektualistów zachodnich w kwestii kwalifikacji Polski, Polski i Litwy, Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Zaobserwowałem to w Krótkiej historii świata Herberta George'a Wellsa, książce z 1922 roku, skromnej objętościowo w porównaniu z ogromem materiału, obejmującego historię naturalną, prehistorię i udokumentowaną historię ludzkości. Jakie fakty z historii Polski zostały w niej uwzględnione? Wymieńmy: chrzest Polski, bitwa pod Legnicą, potem długo, długo nic, okres świetności Polski pominięty, na otarcie łez - odsiecz wiedeńska, i nagle, jak grom z jasnego nieba - I rozbiór Polski, II rozbiór Polski i III rozbiór Polski!, potem jeszcze powstanie listopadowe i na koniec odzyskanie przez Polskę niepodległości. I teraz najważniejsze: Wells nie napisał o powstaniu, upadku i odrodzeniu żadnego innego państwa (sic!). Historii żadnego innego państwa nie ujął w taką triadę. Dlaczego więc Polska? Przecież nie tylko Polska przechodziła takie koleje losu. Po co wspominać o jej narodzinach, śmierci i zmartwychwstaniu, jeśli się nic nie mówi o tym, czym była przez setki lat? To miałem na myśli, mówiąc o niezdecydowaniu. Niemniej chwała Wellsowi i za to, co dla nas uczynił.
Nikt nie lubi tego, kto sam siebie chwali, i słusznie, bowiem nie należy do dobrego tonu mówienie o własnych przewagach i zaletach. W promocji własnej kultury trzeba być "mądrym jak wąż i niewinnym jak gołębica". Uwzględniając przewrotność ludzkiej natury, należy unikać superlatywnych wartościowań, ograniczając się do prezentacji dzieł, w takiej czy innej formie, które same siebie bronią, lub merytorycznych omówień. Propagujący kulturę własnego narodu, musi najpierw zjednać do siebie, zyskać zaufanie tych, do których się zwraca. Aby to osiągnąć, powinien być otwarty na ich kulturę, szczerze i bez kompleksów się nią interesować. Wtedy dopiero może zacząć delikatnie pewne treści przemycać, ostrożnie coś polecać, nie jako "najlepsze na świecie", lecz jako "niezłe", "interesujące". A najlepiej jeżeli promotorem naszej kultury i historii jest ktoś z zewnątrz, wtedy pochwały brzmią dla świata wiarygodniej. Davies spadł nam jak z nieba (brytyjska rekompensata za Conrada), ale nie tylko nam, także innym narodom wschodniej i środkowej Europy. Davies uparcie i skutecznie walczy z okcydentalizmem zachodniej popularnej historiografii, a więc tej, która trafia do najszerszego kręgu odbiorców w postaci podręczników szkolnych i uniwersyteckich i przyczynia się do historycznego niedowidzenia społeczeństw Zachodu. I zapewne serial Był sobie człowiek, dzisiaj kręcony, nie byłby tak skrajnie w swych przemilczeniach antypolski. Zasług Daviesa nie sposób przecenić. Pisze on książki, które łączą w sobie elementy systematycznego wykładu z eseistycznym polotem; innymi słowy, pisze eseje - czyli prace naukowe o wybitnych walorach literackich.
Siła danej kultury tkwi w jej magnetyzmie, zdolności przyciągania, fascynowania przedstawicieli innych kultur. To, że kultura polska zdołała przyciągnąć, a nawet pochłonąć Daviesa, zawdzięczamy w dużym stopniu przypadkowi, otwartości i pasji poznawczej tego historyka, ale przede wszystkim - sile tej kultury.
Adam Boberski