Czy wstręt, odraza, obrzydzenie częściej służą dobru czy złu? Innymi słowy, na ile nasz gust jest zaprzyjaźniony z naszą moralnością? Oraz w jakim stopniu możemy na nim polegać? Wstręt, odraza, obrzydzenie - jeśli służą dobru, dobro wiele na tym zyskuje, otrzymuje gwarancję swej nienaruszalności, bowiem cały organizm je popiera, a buntuje się przeciw złu. Sama wiedza, że coś jest złe, to za mało.
Gdyby nie wstręt, odraza, obrzydzenie - w służbie moralności, gdyby nie estetyka na usługach etyki, chwila zwątpienia, szaleństwo, kaprys pchnęłyby nas do czynów, przez które mielibyśmy powody, by czuć się później jak coś, co kot przywlókł ze śmietnika, że użyję słów Kurta Vonneguta. Ale z drugiej strony...
*
...Z drugiej strony, mamy do czynienia z ostatecznym, a w wielu sytuacjach jedynym kryterium: gustem - podoba się lub nie podoba. To wysoce zawodne kryterium stosowane jest zbyt często i to do bardzo poważnych spraw. Zbyt wiele od niego zależy, co znaczy, że zbyt wiele zależy od przypadku. Wiele wskazuje na to, że, dla przykładu, filosemityzm i antysemityzm tak naprawdę są przede wszystkim kwestią gustu. U fundamentów naszych postaw moralnych tkwi upodobanie w czymś lub niechęć do czegoś, bez rozumowej sankcji. Dopiero później przychodzi poparcie ze strony kultury, religii, ideologii, stereotypów. To nie my wybieramy antypatie, antypatie wybierają nas. Tak samo jest z sympatiami...
*
...Znany jest na całą Polskę ze swych sympatii Janusz Sanocki z Nysy. Niejednego zdumiał ów polityczny linoskoczek, w ostatnich wyborach kandydat na senatora, swoim gustem, który każe mu Łukaszenką się nie brzydzić i lubieżnie porządki na Białorusi chwalić. I jak tu się pięknie różnić z kimś takim? I jak tu o gustach nie dyskutować? Tak to jest z tymi ludowymi mądrościami, które rozwiązują problemy tego świata, zamiatając je pod dywan. O gustach się nie dyskutuje - to na szczęście tylko porzekadło życzeniowe, postulat, od którego rzeczywistość znacznie odbiega. Bo przecież wiemy, że gust gustowi nierówny. Są gusta i guściki. Nie każdy gust jest smakiem - tym z wiersza Herberta. Janusz Sanocki nie jest temu winien, że ma taki gust, nie inny, to sprawa organiczna. Sympatia do Łukaszenki wybrała jego, nie on wybrał sympatię, i nie ma na to rady. Taka skłonność, takie upodobanie, serce nie sługa. Janusz Sanocki należy do specjalnej kategorii ludzi w polityce, co się nie brzydzą, ludzi o podwyższonym progu odczuwania wstrętu. Ludzi, którym niestraszne jest SLD, niestraszne Radio Maryja, niestraszne obdarowanie angielskiej reprezentacji piłkarskiej „pamiątką" z Leninem, i inne orientacje czy dezorientacje. Oczyma wyobraźni widzę Janusza Sanockiego w programie „Nieustraszeni", jak na wyścigi łyka robale bez jednego skrzywienia buzią.
Adam Boberski