Miałem sen. W tym śnie trener Smuda w czasie meczu towarzyskiego polskiej reprezentacji trenował kibiców na trybunach. Kazał im rozpościerać na wietrze olbrzymie płótna, które falowały jak wzburzone, wylewające się ze swych koryt rzeki, a w silniejszych porywach nadymały się jak balony. Jednego kibica trener zrugał za to, że nie jest dość skupiony, nie patrzy na boisko w trakcie tej czynności, tylko gdzieś w bok roztargniony ucieka wzrokiem i myślami. Ja też tam wśród kibiców byłem.
Do mnie należało zbiegać w dół trybuny, machając rękami, do których miałem doczepione skrzydła z papieru. Przebiegając obok Smudy, odważyłem się zawołać, trochę stwierdzająco, trochę pytająco: „Jak ptak" - szukałem akceptacji, intelektualnego wsparcia. Trener uśmiechnął się i pokiwał głową. Dobrze się zrozumieliśmy.
Sport, jak zapach kapuśniaku na klatce schodowej, wdziera się wszędzie, w nasze życie, w nasze sny, w nasze pojęcia. Wdziera się w życie, które też jest sportem, agonem, rywalizacją, współzawodnictwem, grą. Opary absurdu, które wydzielają oba żywioły, dziwnie są do siebie podobne. Życie jest jednak grą, której celem jest nie wygrać, tylko dotrwać do końca gry - a kto dotrwa do końca gry, ten wygra, to znaczy przegra. Życie jest jednak taką dyscypliną sportową, której nie da się uprawiać bez środków dopingujących - dyskwalifikowani są ci, którzy ich nie biorą. Życie jest agonią, czyli walką ze śmiercią, całe życie, nie tylko te ostatnie chwile, kiedy zdecydowanie w tej walce przegrywamy i gwałtownie szala zwycięstwa przechyla się na nie naszą stronę. Wystarczy wsłuchać się w bicie własnego serca, jego spazmatyczne skurcze i rozkurcze, aby odnieść wrażenie, że jego bezustanna praca jest daremna, jak wysiłek marynarzy próbujących wypompować wodę ze śmiertelnie uszkodzonego okrętu. Jego głos brzmi jak bełkotliwe wołanie o pomoc. Jest to głos życia - czyli właśnie głos agonii. Każdy z nas jest zawodnikiem, agonistą - wystarczy, że żyje. Nie każdy jest kibicem, ale może się nim stać, jeśli nie na jawie, to we śnie.
W przeszłości, nie licząc dziejów starożytnej agonistyki, bohaterami narodowymi byli wyłącznie wodzowie i rycerze, królowie i poeci. Dzisiaj, w czasach nowożytnych igrzysk wszelakich, będących za sprawa mediów główną siłą światowego imperium najprostszej rozrywki, bohaterami narodowymi są przede wszystkim gwiazdy sportu. Adam Małysz, Justyna Kowalczyk, Robert Lewandowski... - im i takim jak oni Bóg powierzył honor Polaków i nie przestanie powierzać, dopóki będzie istniała telewizja. Orłom machającym skrzydłami z papieru. W świecie coraz mniej poważnym, w życiu, które jest snem, podczas igrzyska.
Adam Boberski