czwartek, 21 listopada 2024
boberskyByło mi przykro, kiedy w latach osiemdziesiątych usłyszałem z ambony w kościele pw. św. Mikołaja w Brzegu zdanie: porównano w nim zabójstwo księdza Popiełuszki do zabójstwa biskupa Stanisława ze Szczepanowa, a tym samym zrównano mojego króla z Dziadkowej legendy, do którego miałem zaszczepiony w dzieciństwie sentyment, wybitnego dość władcę, który nieprzypadkowo nosił przydomki: Śmiały i Szczodry, z ubecką swołoczą, fanatykiem Piotrowskim i jego pomocnikami.


Pamiętam, jak dziadek opowiadał mi legendę o królu Bolesławie i biskupie Stanisławie. Była to opowieść o dobrym, lecz łatwo unoszącym się gniewem królu, i o jego wrogu, później ogłoszonym świętym - bezlitośnie krytykującym go ambitnym biskupie; o klątwie rzuconej na króla i męczeńskiej śmierci biskupa z ręki Bolesława, zadanej mieczem, w kościele Na Skałce w Krakowie; o poprzedzonym odwróceniem się od niego całego ludu wygnaniu króla, który przywdziawszy pokutne łachy wyruszył w świat; o jego najwierniejszym słudze, który jako jedyny i z własnej woli podążył za swym panem bez jego wiedzy i wbrew zakazowi, aby przynajmniej z oddali nad nim czuwać, ale wkrótce stracił go z oczu, bo król nie chciał mieć towarzysza i świadka swej poniewierki, więc zauważywszy, że jest śledzony, wymknął się, by w samotności przeżyć resztę swego życia jako karę; o osobnej tułaczce ich obu; wreszcie o odnalezieniu po latach w węgierskim klasztorze dogorywającego w ubóstwie starca, w którym sługa, również starzec, rozpoznał upokorzony majestat. Bardziej przejęty byłem losem nieszczęsnego króla, ofiary własnej zapalczywości, który jednym wybuchem złości przekreślił swe wcześniejsze zasługi oraz swoje racje w sporze z kościelnym dostojnikiem. Ale przecież nie do końca i nie na zawsze przekreślił, skoro legenda, „wieść gminna", literatura, że wspomnę choćby dramat Wyspiańskiego, o nim jako o postaci tragicznej i w sumie pozytywnej pamiętają.

Było mi przykro, kiedy w latach osiemdziesiątych usłyszałem z ambony w kościele pw. św. Mikołaja w Brzegu zdanie: porównano w nim zabójstwo księdza Popiełuszki do zabójstwa biskupa Stanisława ze Szczepanowa, a tym samym zrównano mojego króla z Dziadkowej legendy, do którego miałem zaszczepiony w dzieciństwie sentyment, wybitnego dość władcę, który nieprzypadkowo nosił przydomki: Śmiały i Szczodry, z ubecką swołoczą, fanatykiem Piotrowskim i jego pomocnikami. Nieodpowiedzialne słowa. Postawienie znaku równości między tymi wydarzeniami, przedzielonymi przepaścią wieków, osadzonymi w zupełnie różnych realiach, to prostactwo i barbarzyństwo intelektualne, które mogło sprawić ubecji radość. W tym konflikcie, władzy, ambicji, prestiżu, sprzed tysiąca lat, który był konfliktem równych sobie potęg politycznych i materialnych, w gruncie rzeczy konfliktem, o którym mało wiemy, stąd te legendy, ani król nie był taki straszny, jak go Kościół malował, ani święty nie był taki święty, na jakiego go wykreowano. Nie był to konflikt klarowny, sytuacja czarno-biała, jak w latach osiemdziesiątych XX wieku, kiedy małe dziecko z przedszkola mogło stwierdzić, po czyjej stronie jest racja: bo po jednej - kryształowa postać Popiełuszki, którego siła była duchowa, a nie oparta na czołgach, a po drugiej - system, wiadomo jaki, i jego najzagorzalsi obrońcy. Ale żal mi króla Bolesława, tak jak żal każdego dobra, które się w sobie zatraca. Obie postacie, król i biskup, mają wielką wartość w naszej historii: król, który bardziej zasłużył się krajowi za życia, i biskup, który bardziej zasłużył się po śmierci, jako święty, jako symbol i patron Polski, jako legenda. Mamy więc dwie legendy. A prawda? Znowu pośrodku?

Adam Boberski

boberski na pasku