piątek, 29 marca 2024
boberskyLiteratura, choć ważna, jest sprawą drugorzędną albo trzeciorzędną, biorąc pod uwagę całokształt spraw ludzkich. Są sprawy od literatury nieskończenie ważniejsze. Ale jeśli już jesteśmy na gruncie literatury i dokonujemy ocen i wartościowań (a zawsze to robimy), to musimy być bezwzględni, tak jak jesteśmy bezwzględni oceniając grę piłkarzy.



Rozważania na Światowy Dzień Książki

Widzimy, jak piłkarz partaczy, co gorsza, partaczy z meczu na mecz, więc wieszamy na nim psy, nie interesuje nas, że jest dobrym synem, mężem i ojcem, choć przecież to doceniamy, ale kiedy oglądamy mecz, to nas nie interesuje. Czytamy wiersze poetki, bo ktoś nas poprosił o napisanie recenzji, poetki, która jest, jak przypuszczamy, jak zakładamy, obdarzając ludzi nam nieznanych pewnym kredytem zaufania, osobą pełną kobiecych cnót i zalet, ale ma jedną przynajmniej i ponad wszelką wątpliwość wadę - beznadziejnie pisze. Czy mamy ją za to pochwalić? Czy mamy przejść obok tego obojętnie? Gdy w swoim lokalnym środowisku jest lansowana jako autorytet w dziedzinie literatury, a tylko szkodzi jej wizerunkowi, szczególnie wobec dzieci i młodzieży? Oswajanie cienia - tak tytułuje swój ostatni tomik, a napłodziła ich w swoim długim życiu niemało. Ale, po pierwsze, nie ma tam żadnego cienia, ani śladu „wadzenia się z Bogiem", choć autorka wyznaje, że z tego wadzenia wzięła się jej wiara. Po wtóre, wszelkie strategie i taktyki wobec cienia są dobre i skuteczne, przynajmniej do czasu - z wyjątkiem oswajania. O tym cieniu można nic nie wiedzieć i cieszyć się radością kretyna, można udawać, że go nie ma, ignorować go, walczyć z nim, w taki czy inny sposób: śmiechem, przekleństwem, zgrzytaniem zębów, pogardą, ironią, pokazywaniem fuckersa czy gestu Kozakiewicza, ale tego cienia, tej bestii nie da się oswoić, ta bestia w każdej chwili gotowa jest skoczyć nam do gardła! Nie możemy więc stosować taryfy ulgowej w ocenie umiejętności i świadomości - dorosłych przecież ludzi, nie możemy jej stosować wobec nikogo, nawet wobec prawdopodobnie zacnej w życiu pozaliterackim starszej pani, która przeżywszy tyle lat i mimo posiadania tytułu doktora nauk humanistycznych niczego nie zrozumiała i sprawia wrażenie naiwnej dziewczynki, a cały jej literacki dorobek funta kłaków nie jest wart, kobieciny, która pod jednym względem na pewno zacna nie jest - bowiem publikuje swoje utwory, obnosi się z nimi, spotyka się z czytelnikami na wieczorkach autorskich, nawiedza publiczne ogłupiacze zwane szkołami. Nie wolno nam litować się nad czyjąś, w takiej czy innej dziedzinie, miernością. Nad naszą miernością, w takiej czy innej dziedzinie, też nikt się nie ulituje.

Szczyty mają swoją granicę, swój kres, niziny zdają się być bezkresne, bez dna, bez końca. W te lochy grafomaństwa można zstępować niżej i niżej, w nieskończoność. Są przypadki jeszcze bardziej irytujące od twórczości pani oswajaczki cienia, wyczyny grafomańskie różnych miejskich, gminnych i powiatowych „osobistości", wynoszących się i żyjących ponad stan swego intelektu, zatruwających środowisko kulturalne niczym kominy toksycznymi wyziewami, publikowane w książkach, gazetach i pismach, dotowane z lokalnych budżetów, mimo że nie osiągnęły poziomu drukowalności nawet szkolnej gazetki ściennej, za które to „wypróżnienia" miałoby się ochotę ich autorów razem z tą całą ich „twórczością" zrzucić na zbity pyszczek ze schodów. Ta liga ma też swoją ogólnopolską prasę, swoje kluby, zjazdy, najazdy, swoje towarzystwo wzajemnej adoracji, wzajemnego wspierania, przez nią tłok niezmierny, szum i chaos, trudność w przebiciu się, w zaistnieniu. W mieście, gminie i powiecie, w kraju i na świecie jest wystarczająco dużo ludzi piszących na poziomie drukowalności, tak aby obsłużyć wszystkie gazety, czasopisma i portale internetowe. Naprawdę nie potrzeba użyczać ich łamów półanalfabetom. Jest to wysoce denerwujące i demoralizujące. Połowa społeczeństwa się z tego śmieje i klnie, druga połowa myśli, że tak ma być. Pycha tych miernot, ich brak szacunku dla hierarchii wartości, dla profesjonalizmu działa na moją pychę jak płachta na byka...

Nieraz mówi się, że młodość, albo co innego, to, tamto, owamto, jest nadzieją świata, ja sądzę, że nadzieją i zbawieniem świata jest właśnie profesjonalizm, mistrzostwo.

„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni." Ale jak inaczej? I tak jesteśmy sądzeni, nieustannie nas osądzają, i sami też musimy osądzać. Całe życie to wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu i niewidzialnemu światu. Chodzi tylko o to, aby osądzać sprawiedliwie. Sprawiedliwość jest okrutna. Nie może nie być okrutna. Gdyby nie była okrutna, nie byłaby sprawiedliwością. Sprawiedliwość to hierarchia ustanawiająca wyższość mądrego nad głupim, utalentowanego nad beztalenciem. Nikt przychodząc na świat na prezent w postaci talentu nie zasłużył. I okrutne jest to, że nikt też nie zawinił, aby być talentu pozbawionym. Jesteśmy ofiarami, na różnych płaszczyznach, w różnych kategoriach, wyższego porządku świata, bezwzględnych praw statystyki. Jednak lepsza taka okrutna sprawiedliwość niż niesprawiedliwość - która odwracałaby sztucznie tę hierarchię, ze szkodą dla świata, dla wszystkich.

Ja też jestem ofiarą tej okrutnej sprawiedliwości, która mnie sytuuje w tym, a nie innym miejscu gradualnej struktury naszego piekło-nieba. Jeśli jesteś ofiarą niesprawiedliwości, masz przynajmniej moralną rację. Jeśli jesteś ofiarą sprawiedliwości, wszystko, co z tego aktu sprawiedliwości wynika, jest przeciwko tobie. Claudia Schiffer mnie nie kocha - i to jest sprawiedliwe. To jest sprawiedliwe, ponieważ nie mam głosu jak Leonard Cohen, nie jestem przystojny jak George Clooney, genialny jak Stanisław Lem, skoczny jak Adam Małysz, dzielny jak Ernest Nemeczek, nie mam jaj jak Matka Teresa z Kalkuty, jestem tylko... najmądrzejszym w powiecie. Niech to szlag!

Adam Boberski

boberski na pasku