Literatura,
choć ważna, jest sprawą drugorzędną albo trzeciorzędną, biorąc
pod uwagę całokształt spraw ludzkich. Są sprawy od literatury
nieskończenie ważniejsze. Ale jeśli już jesteśmy na gruncie
literatury i dokonujemy ocen i wartościowań (a zawsze to robimy),
to musimy być bezwzględni, tak jak jesteśmy bezwzględni oceniając
grę piłkarzy.
Rozważania na Światowy Dzień Książki
Widzimy,
jak piłkarz partaczy, co gorsza, partaczy z meczu na mecz, więc
wieszamy na nim psy, nie interesuje nas, że jest dobrym synem, mężem
i ojcem, choć przecież to doceniamy, ale kiedy oglądamy mecz, to
nas nie interesuje. Czytamy wiersze poetki, bo ktoś nas poprosił o
napisanie recenzji, poetki, która jest,
jak przypuszczamy, jak zakładamy, obdarzając ludzi nam nieznanych
pewnym kredytem zaufania, osobą pełną kobiecych cnót i zalet, ale
ma jedną przynajmniej i ponad wszelką wątpliwość wadę -
beznadziejnie pisze. Czy mamy ją za to pochwalić? Czy mamy przejść
obok tego obojętnie? Gdy w swoim lokalnym środowisku jest lansowana
jako autorytet w dziedzinie literatury, a tylko szkodzi jej
wizerunkowi, szczególnie wobec dzieci i młodzieży? Oswajanie
cienia
- tak tytułuje swój ostatni tomik, a napłodziła ich w swoim
długim życiu niemało. Ale, po pierwsze, nie ma tam żadnego
cienia, ani śladu „wadzenia się z Bogiem", choć autorka
wyznaje, że z tego wadzenia wzięła się jej wiara. Po wtóre,
wszelkie strategie i taktyki wobec cienia są dobre i skuteczne,
przynajmniej do czasu - z wyjątkiem oswajania. O tym cieniu można
nic nie wiedzieć i cieszyć się radością kretyna, można udawać,
że go nie ma, ignorować go, walczyć z nim, w taki czy inny sposób:
śmiechem, przekleństwem, zgrzytaniem zębów, pogardą, ironią,
pokazywaniem fuckersa czy gestu Kozakiewicza, ale tego cienia, tej
bestii nie da się oswoić, ta bestia w każdej chwili gotowa jest
skoczyć nam do gardła! Nie
możemy więc stosować taryfy ulgowej w ocenie umiejętności i
świadomości - dorosłych przecież ludzi, nie możemy jej
stosować wobec nikogo, nawet wobec prawdopodobnie zacnej w życiu
pozaliterackim starszej pani, która przeżywszy tyle lat i mimo
posiadania tytułu doktora nauk humanistycznych niczego nie
zrozumiała i sprawia wrażenie naiwnej dziewczynki, a cały jej
literacki dorobek funta kłaków nie jest wart, kobieciny, która pod
jednym względem na pewno zacna nie jest - bowiem publikuje swoje
utwory, obnosi się z nimi, spotyka się z czytelnikami na
wieczorkach autorskich, nawiedza publiczne ogłupiacze zwane
szkołami. Nie wolno nam litować się nad czyjąś, w takiej czy
innej dziedzinie, miernością. Nad naszą miernością, w takiej czy
innej dziedzinie, też nikt się nie ulituje.
Szczyty mają swoją
granicę, swój kres, niziny zdają się być bezkresne, bez dna, bez
końca. W te lochy grafomaństwa można zstępować niżej i niżej,
w nieskończoność.
Są przypadki jeszcze bardziej irytujące od twórczości pani
oswajaczki cienia, wyczyny grafomańskie różnych miejskich,
gminnych i powiatowych „osobistości", wynoszących się i
żyjących ponad stan swego intelektu, zatruwających środowisko
kulturalne niczym kominy toksycznymi wyziewami, publikowane w
książkach, gazetach i pismach, dotowane z lokalnych budżetów,
mimo że nie osiągnęły poziomu drukowalności nawet szkolnej
gazetki ściennej, za które to „wypróżnienia" miałoby się
ochotę ich autorów
razem z tą całą ich „twórczością" zrzucić na zbity
pyszczek ze schodów.
Ta liga ma też swoją ogólnopolską prasę, swoje kluby, zjazdy,
najazdy, swoje towarzystwo wzajemnej adoracji, wzajemnego wspierania,
przez nią tłok niezmierny, szum i chaos, trudność w przebiciu
się, w zaistnieniu. W
mieście, gminie i powiecie, w kraju i na świecie jest wystarczająco
dużo ludzi piszących na poziomie drukowalności, tak aby obsłużyć
wszystkie gazety, czasopisma i portale internetowe. Naprawdę nie
potrzeba użyczać ich łamów półanalfabetom. Jest to wysoce
denerwujące i demoralizujące. Połowa społeczeństwa się z tego
śmieje i klnie, druga połowa myśli, że tak ma być. Pycha
tych miernot, ich brak szacunku dla hierarchii wartości, dla
profesjonalizmu działa na moją pychę jak płachta na byka...
Nieraz mówi się,
że młodość, albo co innego, to, tamto, owamto, jest nadzieją
świata, ja sądzę, że nadzieją i zbawieniem świata jest właśnie
profesjonalizm, mistrzostwo.
„Nie sądźcie,
abyście nie byli sądzeni." Ale jak inaczej? I tak jesteśmy
sądzeni, nieustannie nas osądzają, i sami też musimy osądzać.
Całe życie to wymierzanie sprawiedliwości widzialnemu i
niewidzialnemu światu. Chodzi tylko o to, aby osądzać
sprawiedliwie. Sprawiedliwość jest okrutna. Nie może nie być
okrutna. Gdyby nie była okrutna, nie byłaby sprawiedliwością.
Sprawiedliwość to hierarchia ustanawiająca wyższość mądrego
nad głupim, utalentowanego nad beztalenciem. Nikt przychodząc na
świat na prezent w postaci talentu nie zasłużył. I okrutne jest
to, że nikt też nie zawinił, aby być talentu pozbawionym.
Jesteśmy
ofiarami, na różnych płaszczyznach, w różnych kategoriach,
wyższego porządku świata, bezwzględnych praw statystyki. Jednak
lepsza taka okrutna sprawiedliwość niż niesprawiedliwość -
która odwracałaby sztucznie tę hierarchię, ze szkodą dla świata,
dla wszystkich.
Ja też jestem
ofiarą tej okrutnej sprawiedliwości, która mnie sytuuje w tym, a
nie innym miejscu gradualnej struktury naszego piekło-nieba. Jeśli
jesteś ofiarą niesprawiedliwości, masz przynajmniej moralną
rację. Jeśli jesteś ofiarą sprawiedliwości, wszystko, co z tego
aktu sprawiedliwości wynika, jest przeciwko tobie. Claudia Schiffer
mnie nie kocha - i to jest sprawiedliwe. To jest sprawiedliwe,
ponieważ nie mam głosu jak Leonard Cohen, nie jestem przystojny jak
George Clooney, genialny jak Stanisław Lem, skoczny jak Adam Małysz,
dzielny jak Ernest Nemeczek, nie mam jaj jak Matka Teresa z Kalkuty,
jestem tylko... najmądrzejszym w powiecie. Niech to szlag!
Adam Boberski