Składany jest
trzechsetny numer „Panoramy". Pryncypał zwraca się do mnie z
poleceniem napisania krótkiego tekstu na tę okoliczność. Już,
teraz, zaraz. Zasiadam przed rozklekotanym redakcyjnym komputerem.
Przyparty do muru, uciekam w patos i prokuruję laurkę...
Początek 1.
Na
taki świat jesteśmy skazani, że chce się bliźniemu i współczuć,
i lać go po pysku. Znam osobnika, którego demoniczność polega na
tym, że wyzwala on w ludziach dobrych i poczciwych chęć skopania
go, nawet kiedy leży. Na ławeczce w parku. Niech go Bóg błogosławi
i zachowa jak najdalej od nas!
Początek
2.
Zbliża
się koniec świata. Pora się wyspowiadać. Czas najwyższy złożyć
raport z własnej degrengolady. Byłem jawnym współpracownikiem.
Moja współpraca nie była zbyt intensywna, ale była, i nie trwała
zbyt długo, bo zaledwie rok, ale o ten rok za długo. No proszę:
„niezbyt intensywna", „nie trwała długo" - ledwo zacząłem
się spowiadać, już się usprawiedliwiam.
Jeszcze
raz zacznę od początku. Przez rok jawnie współpracowałem z
„Panoramą Powiatu Brzeskiego". Moja wina, moja wina! Przez rok
terminowałem u lokalnego potentata prasowego. Moja bardzo wielka
wina! To postać powszechnie znana. Obywatel Kane na miarę naszego
Powiatu, Wielki Sternik brzeskiej nawy politycznej, Strateg i Mistrz
Gry, przebiegły niczym Talleyrand, kreator burmistrzów, starostów,
radnych i wójtów. Jego przecież pomazańcy rządzą Miastem i
Powiatem. Osoba, moim zdaniem, na swój sposób demoniczna, na swój
sposób tajemnicza i nieprzenikniona. Myślimy, że wszystko wiemy o
tym prostaku, że jest przeźroczysty dla nas, ale jesteśmy w
błędzie. Jeszcze się nam oczy otworzą, jeszcze się zdziwimy.
Jeszcze nas zaskoczy, jak Iwona Księżniczka Burgunda. Jako
epikurejczyk jestem mu wdzięczny. Epikurejczyk to ktoś, dla kogo
największą przyjemnością jest brak nieprzyjemności. Jemu więc
zawdzięczam nową w mojej kolekcji epikurejską przyjemność -
przyjemność nieoglądania, dzień po dniu, jego gęby.
Ale do rzeczy. Jeśli
komuś stwierdzenie o jawnej współpracy wydaje się zbyt
ogólnikowe, służę konkretnymi przykładami.
Składany jest
trzechsetny numer „Panoramy". Pryncypał zwraca się do mnie z
poleceniem napisania krótkiego tekstu na tę okoliczność. Już,
teraz, zaraz. Zasiadam przed rozklekotanym redakcyjnym komputerem.
Przyparty do muru, uciekam w patos i prokuruję taką oto laurkę i
takie orędzie Miastu i Powiatowi:
Szanowni
Czytelnicy!
Z
satysfakcją i ogromną radością informujemy, że obecny numer
Panoramy Powiatu Brzeskiego, którego łamy otwierają się przed
Wami, jest trzechsetnym wydaniem naszej lokalnej gazety. Z tej okazji
chcielibyśmy niezwykle gorąco Wam, drodzy Czytelnicy, podziękować,
zarówno tym z Was, którzy czytacie nas regularnie, jak i tym,
którzy okazjonalnie zaszczycacie nas swoją uwagą. Kłaniamy się
nisko zarówno czytelnikom drukowanej, jak i elektronicznej wersji
naszego tygodnika.
Nasza
gazeta nie reprezentuje jednej opcji politycznej, o czym łatwo może
się przekonać każdy, kto odwiedza jej strony. Jest ona
pluralistyczna w najlepszym tego słowa rozumieniu. [Kiedy
to piszę, prawie w to wierzę! Boć przecie tu Barcicki, a tu Oliwa,
a tu jeszcze kto inszy.]
Odzwierciedla różnorodność światopoglądową naszego
społeczeństwa. Przedstawiciele wszystkich frakcji mają do niej
dostęp, a także ci, którzy z żadnymi frakcjami się nie
utożsamiają. Dotyczy to i lokalnych polityków, i - przede
wszystkim - wyborców, wszystkich mieszkańców Powiatu, którzy
swoimi głosami, opiniami, sugestiami wpływają na treść, formę i
charakter naszego pisma. Nasza otwartość jest nieraz powodem
burzliwych dyskusji w łonie lokalnej społeczności.
Nigdy
nie formułowaliśmy, w taki czy inny sposób, oficjalnej „deklaracji
programowej" - i teraz też nie zamierzamy tego czynić. Naszym
nadrzędnym celem jest nigdy nie zawieść naszych Czytelników i
nadal im służyć rzetelną informacją, która ma moc nie tylko
naświetlania problemów - zaspokajającego głód poznawczy, ale
także wpływania na ich rozwiązywanie.
Mamy
nadzieję, że nie zawiedziemy zaufania, jakim nas obdarzyliście.
Zespół
redakcyjny Panoramy Powiatu Brzeskiego
Pryncypał
przeczytał, zaśmiał się, pochwalił, w nagrodę piwo postawił.
Następnym razem
pryncypał zamieszcza na łamach list Puszczewicza do redakcji.
Zadanie: napisz do tego krótki komentarz. Już, teraz, zaraz. Nie
znam sprawy, nie interesuję się nią, nie czytałem listu.
Pryncypał w prostych żołnierskich słowach objaśnia, czego
oczekuje, a ja mam to ubrać w słowa gładkie. Zasiadam przed
rozklekotanym redakcyjnym komputerem. Mam poczucie déjà vu.
Przyparty do muru, jak na klasówce, znów uciekam w patos i ubieram
intencję pryncypała w takie oto gładkie słowa, które mi się
same w patetyczny poemat składają:
Zamiast
komentarza
Nie
powtórzymy za Krasickim [sorry,
książę poetów],
aby odnieść jego skrzydlate słowa do siebie: „prawdziwa cnota
krytyk się nie boi", ponieważ nie jesteśmy idealni i za ideały
się nie uważamy. Niemniej potrafimy odróżnić konstruktywną
krytykę, opartą na prawdzie, od insynuacji i potwarzy. Wydaje nam
się jednak, że prawo do głoszenia nieprawdy, czy to świadomego, z
niecnych pobudek, czy nieświadomego, z niewiedzy, jest ceną, [tutaj
pojechałem ministrem Beckiem]
wysoką, ale konieczną, za wolność słowa, bez której niemożliwy
jest, nie zawsze przecież łatwy, społeczny dialog. Dlatego nigdy
nie wahamy się drukować tekstów naszych oponentów, nawet jeśli
są to teksty, które nas obrażają. Tacy już jesteśmy [Jezusie
Nazareński!],
takim standardom hołdujemy [Matko
Boska Częstochowska!],
choć wiemy, że nie u wszystkich znajdują one zrozumienie i
uznanie. Mamy pewne wątpliwości, czy pozostałe brzeskie gazety
praktyką dziennikarską podzielają nasze poglądy w tej materii.
[Nie
wierzę, ja to napisałem?!]
[Uwaga,
teraz będzie najlepsze!]
Po chrześcijańsku zatem nadstawiamy drugi policzek, [uwaga,
majstersztyk!]
bynajmniej nie po to, by zostać powtórnie uderzonym, ale właśnie
po to [koncept
zaczerpnięty chyba z Nagiej
małpy
Desmonda Morrisa],
by nie zostać uderzonym, [„Doprawdy,
jak to miło coś umieć", jak by powiedział pan Jourdain], by
dać naszym antagonistom dowód naszej dobrej woli i czas na
opamiętanie. [Miał
rację Psalmista: „Mowa ich gładka, dwoistego serca".]
Pryncypał
przeczytał, zaśmiał się, pochwalił, w nagrodę piwo postawił.
Wszystkie grzechy
swe pamiętam i wstydzę się, że obraziłem nimi Rozum, i biję się
w pierś... Myślę też ze współczuciem i pewnym zrozumieniem o
ludziach, którzy w czasach opresyjnych, żeby nie zdechnąć z głodu
albo nie dostać kulkę w łeb, musieli się nieraz zeszmacić,
zapłacić większy lub mniejszy haracz. A jak my byśmy się
zachowali na ich miejscu, skoro w czasach wolności i demokracji tak
nisko upadamy? Tacy herosi, tacy fighterzy...
Ale jak mi ktoś
inny tę „Panoramę" wypomni, to dostanie w ryj!
Adam Boberski