Dowód
na istnienie Boga - powiedział raz mój kolega Dariusz, stary
praktyk, wskazując ruchem głowy urodziwą, apetyczną, jak
Afrodyta Kallipygos (Pięknotyła),
Niewiastę, kobiecą do granic perwersji, pogodzoną z każdym
odruchem, każdym drgnieniem swej kobiecej duszy i kobiecego ciała.
Mruknąłem z uznaniem. Gdyby wieczność mogła przybrać kształt,
przybrałaby właśnie taki. Zamiast groby sobie kopać, zachciało
nam się,
starcom, Księgi
Bałwochwalcze układać.
Chwilę wcześniej
ci sami starcy zastanawiali się, czy istnieje miłość. Wyszła nam
z tego całkiem zgrabna heglowska triada. Kolega Dariusz zaryzykował
tezę,
że miłości nie ma, że jest to piękna idea, ale mrzonka, o czym
każdy przekonuje się prędzej czy później. Ja, epigon romantyzmu,
wybitny teoretyk, też zaryzykowałem i odpowiedziałem antytezą, że
miłość jest, istnieje realnie, w rzeczywistości, i ja jednak
wierzę w miłość, tak jak wierzę... w każdą wielką Fikcję.
Następnie zgodziliśmy się, że miłość jest wtedy, kiedy jej nie
ma. „Nie ma nieba ni ziemi, otchłani ni piekła./ Jest tylko
Beatrycze. I właśnie jej nie ma" - powiada Mistrz Dante do
Poety w wierszu Lechonia. Ot, i synteza naszych masculinocentrycznych
rozważań, uchwycenie bez uchwycenia - czegoś, co majaczyło
mgliście na obrzeżach naszego myślenia. Rozważań
masculinocentrycznych (wojujące feministki powiedziałyby:
szowinistycznych), bo miłość, jako temat istotny, wielki temat
godny wielkiej literatury, istnieje dla nas, facetów, wyłącznie
pod postacią miłości mężczyzny do kobiety, nigdy odwrotnie.
Miłość to Kobieta. Temat miłości to temat Kobiety.
Kobieta, rzecz
jasna, nie jest dowodem na istnienie Boga, tak jak nic nim nie jest,
choć mój kolega, w którego poglądach miesza się starczy cynizm z
młodzieńczym poszukiwaniem sensu, miał prawo w uniesieniu taką
myśl zamanifestować. Ale z tym Bogiem coś jest na rzeczy. Do
pojęcia Boga zbliża Kobietę to, iż wielkie są oczekiwania
zbawcze w stosunku do Niej... Albowiem Kobieta
jest sędzią sprawiedliwym. Za dobro wynagradza, a za zło karze.
Jej wyroki, zarówno te oparte na intuicji, jak i te oparte na
doświadczeniu, są nieomylne. Dzięki temu niegodziwców swoją
obojętnością strąca w otchłań rozpaczy, a szlachetnych i
dobrych względami swoimi wynosi na wyżyny szczęścia i powodzenia.
Czy
ktoś ma co do tego jakieś wątpliwości?!
Kobieta to motor
wszelkiego działania. Pisze się, aby jej zaimponować. Rzeźbi się
sylwetkę, aby jej zaimponować. Dla niej mężczyzna goli się pod
pachami. Dla niej, jeśli mu każe, morduje śpiącego króla
Duncana. Miara sukcesu mężczyzny albo miara jego klęski. Wielki
indywidualny i zbiorowy obowiązek. Dla Niej walczy się z
przeciwnościami życia, walczy się w Jej obronie, jak King Kong
z trzema tyranozaurami naraz, za pomocą jednej ręki, w drugiej
trzymając Piękną, bo walcząc dla Niej, nie wolno Jej z ręki
wypuszczać.
Ta Nadistota, to
piękne i ożywiające złudzenie nieśmiertelności, to
jednocześnie, jak stwierdza bohater
Czarodziejskiej
góry,
„istota z wody i z białka, której przeznaczeniem jest anatomia
grobu". Skądinąd
bardzo dobrze, że z wody i białka, a nie z plastiku. W plastiku
trudno byłoby znaleźć owo źródło
witaminy M, najważniejszego komponentu w składzie chemicznym
szczęścia.
Mistrz paradoksu
Oskar Wilde określił tę Istotę jako Sfinksa bez tajemnicy. I to
jest właśnie, moim nieskromnym zdaniem, Wielka Tajemnica.
Adam
Boberski