Oto ich pięć
minut: są ambitni, są gwiazdami programu telewizyjnego, zwierzają
się przed kamerami, w studiu publiczność, pani prowadząca, wielce
dociekliwa, telewizja to nadaje, miliony przed odbiornikami oglądają.
Ekstaza! Oto nastoletnie dziewczę, chichoczące, chamowate,
ordynarne, wali prosto z mostu, że brzydzi się łysolami. I
rechocze szyderczo, tak okrutnie, jak tylko nastoletnie dziewczęta
potrafią.
Nerwowo
przełączam na innym program (bo mnie ubodło!). Innym razem:
młodzieniec, udaje, że smutny, dzieli się z publiką swym
problemem: ma ogromnego wacka i martwi się, że mógłby nim zrobić
krzywdę swojej dziewczynie (dziewczyna siedzi obok niego i słucha).
Starsza pani (doświadczona) pociesza go: niech się pan nie
przejmuje, naprawdę nie ma się czym przejmować, i wyjaśnia mu to,
co oczywiste. Rzucam mięsem i przełączam na inny program. Innym
razem: mężczyzna z uśmieszkiem samozadowolenia chwali się, że
zdradza swoją żonę z kobietami i mężczyznami, a na to siedząca
obok niego żona odpowiada, że jej to wcale nie przeszkadza. Myślę
sobie: uroczy ludzie, nie ma co, uroczy jak dupa pawiana! Żeby nie
puścić pawia, przełączam na inny program. (A było to w czasach,
kiedy jeszcze miałem co przełączać, to znaczy sprawny telewizor.)
Z
Rozmów w toku,
talk-showu pani Drzyzgi, najważniejszego z ekshibicjonistycznych
programów w Polsce, z którego Polacy od jedenastu lat czerpią
wiedzę o zawiłościach życia, programu, na który trafiałem
przypadkiem, serfując po telewizyjnych kanałach, obejrzałem w
sumie może 15-20 minut. Tylko krótkie urywki. Mój delikatny umysł
nie był w stanie przyswoić sobie naraz większych dawek i w sumie
większej ilości relacji z tego współczesnego raju głupców,
gdzie miernoty dostępują rozkoszy samospełnienia.
Jak
wiadomo, tradycyjny ekshibicjonista czerpie satysfakcję seksualną z
obnażania się przed obcymi kobietami. To już kanon, klasyka:
chłopina w nieodstępnym długim prochowcu, jakby atrybucie
zdradzającym jego los, pod spodem - jak go natura stworzyła,
nagle, na okamgnienie, odsłania swą nagość i zwiędłe (albo i
nie) przyrodzenie przed zaskoczonymi, oniemiałymi niewiastami.
Dokonuje szybkiego gwałtu przez oczy - i w nogi! Bidulak, nerwicę
ma zagwarantowaną, naraża się na chłód zimową porą,
przegrzanie latem, pobicie, jeśli w pobliżu znajdzie się mężczyzna
lub napastowane wizualnie kobiety wykażą się refleksem i
zdecydowaniem, użyją parasolki, gazu, paralizatora i chwytów
wyuczonych na kursach krav magi. W o ileż lepszej sytuacji są
współcześni ekshibicjoniści medialni, werbalni! O ileż
potężniejszymi środkami się posługują! Mogą bezkarnie wywlekać
swoje najintymniejsze, seksualne sprawy, nikt im złego słowa nie
powie. Pupilki pani Drzyzgi uskuteczniają samoobnażanie na masową
skalę, uprawiają ekshibicjonistyczną rozpustę na oczach
przyklaskującej temu wielomilionowej widowni, podczas gdy
ekshibicjonista starej daty to przy nich skromny detalista,
zasługujący bardziej na współczucie niż potępienie i pogardę,
i szacunek za to, że usiłuje w wielkim mozole i przezwyciężanym
strachu, kuląc się pod drwiącym spojrzeniem domyślnych
przechodniów, wyrwać światu ten swój nędzny ochłap rozkoszy.
To,
co ukonstytuowało się za sprawą wulgarnej telewizji, ta medialna
symbioza ekshibicjonisty werbalnego z podglądaczem i
podsłuchiwaczem, to nic innego, jak nowa odmiana dulszczyzny. Pani
Aniela Dulska, wspaniałe literackie monstrum, wyznawała swoiście
pojmowaną poprawność. Dzisiaj chętnie wystąpiłaby w talk-show w
rodzaju
Rozmowy w toku,
ponieważ udział w czymś takim jest w odczuciu współczesnych
kołtunów i chyba w odczuciu większości społeczeństwa poprawny.
Uczestnicy talk-show dostępują, z namaszczenia
telewizji, społecznej i towarzyskiej nobilitacji.
Współczesny kołtun jest bezpruderyjny. To człowiek wyzwolony od
wstydu, prawdziwie rajski człowiek. Szczytem jego marzeń byłoby
kopulowanie na oczach milionów.
Widmo
ekshibicjonizmu krąży po świecie. To nie żart.
Adam Boberski