Stowarzyszenie
Żywych Poetów planuje na XX-lecie albo (jak się nie uda) XXV-lecie
swego istnienia opublikować
Żywiopedię - zbiorowe dzieło
o charakterze encyklopedycznym, dokumentujące historię i poczynania
tej „kulturalnej" grupy, i wszystko to, co było w jakiś sposób
z nią związane i wywarło na nią wpływ, zachwyciło, wzburzyło,
zniesmaczyło...
Oto próbka: jedno z haseł
„pobocznych" - w celu popsucia sielankowego nastroju Najazdów
Poetów na Zamek Piastów Śląskich w Brzegu, teraz, zawsze i na
wieki.
Poeci
ze Stowarzyszenia Żywych Poetów, która to nazwa jest niczym grzech
pierworodny u zarania historii człowieka, niczym lewoskrętność
białka u zarania życia, wiedzą, że poezja jest tak samo
konfliktogenną dziedziną jak polityka, a może nawet jeszcze
bardziej. Jeśli ktoś sądzi, że branża poetycka jest wolna od
przyziemnej nienawiści, a poeci to piękne duchy, pozbawione niskich
uczuć, namiętności prosto z dżungli, „ambicji z przedmieścia",
niezdolne do podgryzania, opluwania, obśmiewania kolegów i
koleżanek po piórze - myli się, i to fundamentalnie. Jest w
głębokim błędzie, jeśli uważa, że poetów poezja tylko łączy,
a nie dzieli, że jest to bractwo aniołów. Poeci nie są aniołami.
Są tacy jak wszyscy. To, że nie tłuką się między sobą jak
kibole na ustawce, że nie wyrzynają się nawzajem w krwawych
wojnach i krucjatach, zasługą jest tego, że mają inny oręż -
słowo, a raczej słowa, słowa, słowa... Poeci ze Stowarzyszenia
Żywych Poetów, którego najstarsze roczniki łagodnie ewoluują w
stronę Uniwersytetu Trzeciego Wieku, wiedzą (taka mądrość z
wiekiem przychodzi), że nie ma bardziej obraźliwej i narcystycznej
istoty niż poeta. I tylko w rzadkich chwilach „zapomnienia"
przerasta on samego siebie, i budzi się „dusza anielska" w jego
„czerepie rubasznym", i atrament z jego przyczyny nie jest
przelewany nadaremno.
Adam Boberski