piątek, 22 listopada 2024
adam_boberskiMam taki apel: Nie wyrzucajmy ulotek wyborczych do śmieci razem z ziemniaczanymi obierkami i zgniłymi pomidorami! Bądźmy oszczędni i ekologiczni! Wykorzystajmy wyborcze ulotki wtórnie − jako zakładki do książek!




Jednakże nie wkładajmy ich tam na chybił trafił, ni w pięć, ni w dziewięć, tylko w sposób przemyślany i logiczny: odpowiednia ulotka-zakładka, z odpowiednim kandydatem, do odpowiedniej książki, tak aby ulotka korespondowała z treścią książki, tak aby między kandydatem a literackim dziełem mógł zaistnieć imaginacyjny dialog. Na przykład: Darek Byczkowski – do jakiej książki powinien trafić? Oczywiście do „Chłopów” Reymonta. Bo to i wygląd odpowiedni, postura, tusza, i nazwisko, miejsce zamieszkania, ambicje, chłopski upór, i – co najważniejsze – Darek Byczkowski, mniej więcej ćwierć wieku temu, w szkolnym przedstawieniu wcielił się w postać Macieja Boryny!

Można też wykorzystać stare ulotki, jeśli się pośród domowych szpargałów uchowały – choćby z zeszłorocznych wyborów samorządowych. Czyż Bartek Tyczyński to nie idealna ilustracja i świetny zakładkowy gadżet, który można by dołączyć do „Hobbita” Tolkiena (przez podobieństwo do tytułowego bohatera) albo „Don Kichota” (tutaj bynajmniej nie przez podobieństwo do tytułowego bohatera, tylko kogoś zupełnie innego, acz równie sympatycznego)? A Krystian Ławreniuk − czyż nie pasuje do „Niebezpiecznych związków” Chaderlos de Laclos albo „Wielkich nadziei” Dickensa? A kogo, jak myślicie, z obecnych czy dawnych kandydatów, w takich czy innych wyborach, kandydatów, którzy dobrze opanowali polityczne „obiecadło”, wrzucić by należało do „Archipelagu Gułag” Sołżenicyna, kogo do „Zdobycia władzy” Miłosza, a kogo do „Kariery Nikodema Dyzmy” Dołęgi-Mostowicza? Ten ostatni przykład jest zbyt oczywisty, wiem, to magnes, który mógłby przyciągnąć większość wyborczych reklam.

Taka właśnie „zaświstała” mi w głowie idea: przedwyborcza albo powyborcza lekcja literatury i polityki w jednym. Takie „żywoty równoległe”, jak u Plutarcha: postać z aktualnej sceny politycznej, a zarazem z plakatu wyborczego i jego pomniejszonej, ulotkowej wersji − i jej literacki odpowiednik. Takie literackie śledztwo metodą panny Marple, metodą skojarzeń, wychwytywania analogii pomiędzy osobą, którą się dobrze zna, a osobą właśnie poznawaną, i wyciągania z tego „śledczych” wniosków. Umiejętność cenna − w świecie, w którym ludzie jak pijani zataczają się pomiędzy naiwną łatwowiernością a chorobliwym sceptycyzmem, a politycy tę tendencję jeszcze pogłębiają, sprawiają, że wzdrygamy się na sam dźwięk słowa „prawica” czy „lewica”, widząc groteskowe i beznadziejne próby różnych partii określenia ich „lewicowości” czy „prawicowości”. Mimo to ja wierzę w istnienie dobrych (w miarę) polityków. Skoro był dobry łotr…


Jest taka postać w „Martwych duszach” Gogola – Sobakiewicz, malkontent, który – nomen omen – obszczekuje w rozmowie z Cziczikowem wszystkich urzędników miasta i guberni, nazywając ich durniami, łajdakami, judaszami. Podsumowuje takim zdaniem: „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”. Czy mamy takiego porządnego prokuratora-świnię w naszym powiecie? Którego kandydata-zakładkę wrzucimy do „Martwych dusz”?

Adam Boberski


boberski na pasku