Oto ostatni wybrany fragment
Notatek kryzysowych.
Całość biadoleń Józefa Kołobrzeskiego ukaże się w książce -
albo i nie ukaże. Zapraszamy!
Z
Notatek
kryzysowych
Józefa Kołobrzeskiego cz. 7
Przypomina
mi się stary dowcip z czasów studenckich: „Student uczy się z
książek, magister wie, co jest w książkach, doktor wie, gdzie są
książki, a docent wie, gdzie jest doktor." Współczesny człowiek
jest takim docentem, który wie, gdzie jest... Internet.
*
Rośnie
dystans między pojedynczym człowiekiem a cywilizacją. Coraz
bardziej upodabniamy się do mrówek. Coraz bardziej cywilizacja nas,
poszczególnych, przerasta. Jeśli kilku bohaterów XIX-wiecznej
powieści Verne'a
Tajemnicza wyspa,
na czele z Cyrusem Smithem, inżynierem, który posiadał wiedzę
naukową i techniczną swojej epoki, mogło na bezludnej wyspie, przy
dyskretnej pomocy kapitana Nemo, ale w zasadzie własnymi siłami,
stworzyć namiastkę ówczesnej cywilizacji, zakładając na przykład
telegraf, preparując nitroglicerynę, aby jej używać do wysadzania
skał, to dzisiejsza garstka rozbitków, nawet posiadając
odpowiednią wiedzę, nie byłaby w stanie zbudować laptopa, symbolu
dzisiejszej cywilizacji, gdyż urządzenie to, jak wiele innych
współczesnych urządzeń wysokiej technologii, wymaga do swego
powstania narzędzi dorównujących stopniem złożoności samemu
produktowi końcowemu owej technologii.
*
Bohaterowie
Verne'a znaleźli się na bezludnej wyspie (która od momentu ich
pojawienia się przestała być bezludna) po to, by
odbyć przyspieszony kurs historii cywilizacji oraz historii planety,
tej tajemniczej wyspy na oceanie kosmosu - życiodajnej i
śmiercionośnej - która jedną ręką daje, drugą odbiera,
wyłania się z odmętów, aby zapewnić schronienie rozbitkom i
użyczyć im swoich bogactw, a po jakimś czasie znów w tych
odmętach się pogrąża. Taki los spotkał wyspę kapitana Nemo,
taki sam, tylko w większej skali, staje się udziałem Archipelagu
Japońskiego w katastroficznej powieści Sakyo Komatsu z 1973 roku, i
taki też czeka w przyszłości planetę Ziemię - nie w fikcji już
ani nie w fantazji.
*
Nie wiem,
czy wiara jest bardziej budowlą na skale, czy dymem z komina. Skałę
może rozbić potężne trzęsienie ziemi, które nic złego nie
uczyni dymowi z komina. Za to dym z komina może być rozwiany przez
byle wiatr. Moja dymna budowla jest wiarą na opak. Trzęsienie ziemi
jej nie groźne. Jak dotąd nie rozwiał jej żaden wiatr.
*
Wspomożycielką
religii i sprawczynią cudów jest statystyka. Statystyka sprawia (na
mocy prawa wielkich liczb), że zdarza się to, co -
na chłopski rozum -
nie miało prawa się zdarzyć, i dlatego wciąż ktoś wygrywa w
totolotka, i wciąż ktoś, statystycznym cudem, zostaje uratowany,
kiedy inni wokół niego giną. Potem poszukiwacze nadprzyrodzonych
cudów twierdzą, że uratował go święty medalik zawieszony na
szyi. Ale nie chcą mówić albo nie chcą wiedzieć, że w pobliżu
byli jeszcze inni z takimi samymi medalikami -
a jednak zginęli. Ale czy ktoś z nas nie pragnie takich cudów?
Przynajmniej takich?!
*
Kiedy
człowieka zawodzi jego ciało i rozpada się w chorobie, doznaje on
olśnienia: „Ach, więc to tak, to o to chodzi...".
*
Raz byłem w
szpitalu i nie chciałbym tam powrócić z wielu powodów, a wśród
nich z powodu krępującego pytania zadawanego codziennie pacjentom.
Siostra podczas rannego obchodu pyta pacjenta, czy miał z rana
stolec. Nie lubię pytań, na które każda odpowiedź jest głupia.
Za każdym razem miałem ochotę skłamać. Ale wiedziałem, że
kłamstwo nie będzie lepsze od prawdy. Więc mówiłem prawdę. Była
jeszcze trzecia możliwość: milczenie. Ale to milczenie byłoby
niczym przyznanie się do winy.
*
Spełniają
się ludzkie marzenia. Niemal wszystkie. Tyle że nie wszystkim.
Marzenie o byciu na własnym pogrzebie i na stypie po własnym
pogrzebie znajduje spełnienie. To się nazywa benefis.
*
Ja próbuję
wyciągnąć siebie z bagna, tak jak baron Münchhausen
siebie wyciągał, ale nie mam jego fantazji, jego wiary. Że o
włosach nie wspomnę.
*
Co
pozostawiamy po sobie? Trochę wątpliwych dokonań, trochę
przedmiotów na śmietnik, trochę zapisków, których już nie
poprawimy, nie spalimy -
nasz wstyd pośmiertny, naszą własną progeniturę na wymarcie. No
i jeszcze nazwiska na grobach, konkurujące ze sobą o to, które
śmieszniejsze.
*
Kiedy
zaczynasz pisać -
opowiadanie, wiersz, cokolwiek -
musisz zaczynać wszystko od początku, musisz pokonywać trud
wybudzania się z głębokiego snu, wybudzania siebie, a wraz ze sobą
jakby całego świata; biała, pusta kartka oznacza nicość, która
ma wielką wolę nicością pozostać i stawia opór wszelkiemu
tworzeniu. Wiemy, że ten wszechświat, który chcemy powołać do
istnienia, to nie pierwszy wszechświat, ale kiedy go tworzymy,
musimy na chwilę poddać się samozłudzeniu, że to jest jednak
pierwszy wszechświat i pierwsze jest nasze jego nazwanie, aby
następnie, po ukończeniu dzieła, otrząsnąć się z tego
złudzenia z szacunku dla prawdy i dla zdobycia dystansu, bez którego
piszący popada w śmieszność.
*
Ja, mimo że
popełniam aforyzmy, nie mam aforyzmu, jeśli idzie o rzemiosło, w
zbyt wielkim poważaniu. Aforyzm to łatwizna. Nie ma nic
łatwiejszego wśród gatunków literackich niż aforyzm. Mam na
myśli jego formę -
łatwą, wątłą, znikomą. To gatunek prawie bez formy. Cóż to
jest sklecić jedno czy dwa zdania? Aforyzm to przerost treści nad
formą -
w każdym wypadku. Ale treść aforyzmu, jeśli aforyzm ma być
znakomity, musi być tak zaskakująca, aby z nawiązką
zrekompensowała ubóstwo jego formy.
*
Wśród
moich tekstów i tekścików są takie, które rozumiem, takie,
których jeszcze nie
rozumiem, takie, których już
nie rozumiem, a być może również takie, których
nigdy nie będę rozumiał.
*
Świat ma
strukturę hierarchiczną, każda dziedzina ma swoją hierarchię,
istnieje także hierarchia dziedzin -
ta ostatnia ma walor etyczny. Rozeznanie w tej hierarchii to kluczowa
sprawa. A zatem co ma największą wartość? Jaka dziedzina?
Literatura, na przykład? Nic podobnego. Na samym szczycie hierarchii
wszelkich dziedzin, a zarazem hierarchii wszelkich wartości, jest
nakarmienie dziecka.
Ten mit
został sfałszowany! Wąż nie kusił do zjedzenia owocu. Wąż
wisiał na drzewie, jak jedna z jego gałęzi, wisiał, kołysał
się, owijał wokół konaru, i syczał, odstraszał! Istnienie
ludzkiej świadomości nie leżało w jego interesie. On
zagospodarowuje ludzką nieświadomość. Jest jej pasterzem.
*
Imperatyw
kategoryczny stosuję w każdym przypadku. Drażni mnie, kiedy słyszę
sikanie do muszli klozetowej u sąsiadów. Dlatego jak sam sikam,
staram się to robić najciszej, jak potrafię. Mam opracowaną
technikę. Niech mi to będzie policzone.
*
Każdy
śpiewa swoją piosenkę. Jedni
śpiewają, jak Beatlesi: „She loves me, yeah, yeah, yeah!". A
ja śpiewam samo: „Yeah, yeah, yeah!".
Adam Boberski