czwartek, 21 listopada 2024
adam_boberskiTen felieton powstał rok temu. Jeśli coś na aktualności swej stracił, to myślę, że nie więcej niż keczup pełen konserwantów na swej świeżości - po roku trzymania go w temperaturze pokojowej. Postanowiłem w końcu (lepiej późno niż wcale) przenieść na łono Internetu, wyposażonego we wszelkie Boskie atrybuty, ten drobiazg, aby dać mu żywot internetowy - jedynie prawdziwy.



„Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku, idą święta, idą święta" - taki refren rozbrzmiewa na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia od dziewięciu lat w okresie przedświątecznym. Nowo przybyłych do naszego kraju gości z innych kultur i z innych planet wypadałoby poinformować, że chodzi o święta Bożego Narodzenia, obchodzone na pamiątkę tego, że przedwieczny Bóg, który stworzył niegdyś cały świat, stał się później, dwa tysiące lat temu, człowiekiem, rodząc się z niewiasty. Informacja dla przybyszy ważna, ponieważ z treści piosenki ona nie wynika, a jej brak mógłby być źródłem nieporozumień. Wokalny ten utwór nosi tytuł Przyjaciele Karpia. Ma on już dziewiątą edycję, to znaczy dziewiątą wersję tekstową i aranżacyjną. Nie zmienione pozostają tylko słowa refrenu. Wykonuje to dowcipne w zamierzeniu dziełko redakcja „Trójki", raz w mniejszym, raz w większym składzie - każdy z wykonawców po trochu, jedno zdanie, dwa słowa, śpiewnie, melorecytacyjnie, jak kto potrafi, po amatorsku - wspomagana przez profesjonalny chórek żeński odśpiewujący refren, który to, w swej cukierkowej i pieszczotliwej treści, formie i wykonaniu, prawdopodobnie jest odpowiedzialny za wprawianie słuchaczy w stan świątecznej błogości. Mowa jest w piosence o Karpiu, który coś niejasno kombinuje w związku z tym, że jest kultowym daniem świątecznym, i chciałby się wymigać od roli, którą mu tradycja narzuca. Może to i dowcipne, ale mnie jakoś nie śmieszy. Czyżbym nie miał poczucia humoru? Nie wiem. Pewna moja koleżanka przed laty właśnie brak poczucia humoru mi zarzuciła. Całkiem możliwe, że przy niej poczucie humoru traciłem, ale przecież je odzyskiwałem, w każdym razie nie utraciłem go w sposób nieodwracalny. Pocieszam się, że to była najprawdopodobniej kobieta kastrująca, przy której można było nie tylko poczucie humoru stracić, toteż jej opinii nie powinno się traktować zbyt poważnie. Wracając do rzeczy, może odnoszę mylne wrażenie, ale wydaje mi się, że w tym roku rzadziej niż w minionych Karp jest nadawany. Może redakcja „Trójki" wreszcie zrozumiała swój błąd. I nie wie, jak się z tego durnego Karpia wycofać. A czy już wie - zastanawiam się - że się z niego nigdy nie wycofa, bo jest to niemożliwe, tak jak niemożliwe jest odstąpienie teologii dogmatycznej od dogmatu o grzechu pierworodnym? Zbyt wiele w to zainwestowano, zbyt wiele na tym się opiera. Nikt nie może sobie pozwolić na przyznanie się do tak fundamentalnego błędu.

Mimo że bardziej wierzę w prawa Murphy'ego niż w Bożą Opatrzność, mimo że wolałbym, aby Bóg był jak Doktor House, to znaczy mniej ludzi kochał, a bardziej im pomagał, mimo że uczulony jestem na teologię dogmatyczną, szczególnie po przeczytaniu kilku tyleż radosnych, co nudnych książeczek ks. prof. Romana Rogowskiego, i chętnie oddzieliłbym ją grubą kreską od teologii moralnej, mimo tego wszystkiego, nie uważam, aby Bóg był urojeniem, jak chce fanatyczny Richard Dawkins. Bóg nie jest urojeniem, tylko genialnym wynalazkiem człowieka. Bóg nie jest urojeniem, tak jak nie jest nim maszyna do pisania. Starą, poczciwą maszynę wyparły co prawda klawiatury komputerowe, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie myśli nazywać jej urojeniem. Przez sto lat dzielnie człowiekowi służyła. Oddanej dziś do lamusa, nikt nie zamierza odmawiać zasług. Dlaczego więc Boga, który odegrał tak ogromną rolę w tworzeniu kultury i cywilizacji, w organizowaniu społeczności ludzkiej, nawet jeśli nie będzie już jej odgrywał w takim stopniu jak przed wiekami albo nie będzie w ogóle żadnej roli odgrywał, nazywać urojeniem? Nawet jeśli nie On stworzył ludzi, tylko ludzie Jego? Tak więc maszynę do pisania zastąpiła klawiatura komputerowa. A co zastąpi religię? Czy będzie to śmieszny substytut, czy coś równie potężnego jak niegdyś religia? Co zassie ta wielka próżnia po religii pozostawiona?

Trójkowa piosenka o Karpiu jest porażką poszukiwań świeckiej i ateistycznej formuły obchodzenia świąt Bożego Narodzenia, formuły zarówno w wymiarze etycznym, jak i ludycznym. Poszukiwania takie mają głęboki sens. Ale z drugiej strony może nie są potrzebne, jeśli przyjmiemy, że owa formuła już istnieje, zawsze istniała? Boże Narodzenie zawsze było, dla wierzących i nie wierzących, świętem rodzinnym, Świętem Rodziny, co zresztą koresponduje z biblijną treścią.

Ateizm wymaga wielkiej odpowiedzialności, której niewielu potrafi sprostać. Ludzkość jest wciąż niegotowa, i może nigdy nie będzie gotowa, do przyjęcia złej nowiny. Niedawno wyzwolona z kanibalizmu, musi być ciągnięta za uszy wzwyż, ponad bagno, z którego się wyłoniła i w którym po części tkwi. Przypomina mi się, jak Marek Edelman pokazuje szczelinę między kciukiem a palcem wskazującym i mówi: „Trzy milimetry kory mózgowej. Może w następnej mutacji będzie lepiej". Trzy milimetry kory mózgowej nad otchłanią podkorową, gdzie czają się demony. A w tym trzech milimetrach też nie wszystko jest piękne, mądre i dobre.

„Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku, idą święta, idą święta" - podśpiewuję sobie przez zaciśnięte zęby. Wymyślili takie kretyństwo - gderam sobie - pewnie po to, by zadośćuczynić ludowej mądrości, że nikt nie jest doskonały. Nawet oni, nawet znakomita radiowa „Trójka"! Po co to?! Mało tych stad przerośniętych krasnali ogrodowych w roli świętych Mikołajów?! Znów Kevin w telewizorku, jak co roku, będzie! Wspaniale! Czyż Ebenezer Scrooge, sprzed swej cudownej odmiany w noc wigilijną, nie miał trochę zgryźliwej racji? Wygląda na to, że nie lubię świąt Bożego Narodzenia. No tak... Ale tego, że ich nie lubię, też nie lubię. Co czyni mnie nieco sympatyczniejszym od Ebenezera Scrooge'a.

Adam Boberski

boberski na pasku