czwartek, 21 listopada 2024
adam_boberski Jeśli nie wygrałeś w totolotka, pociesz się, że ten, który wygrał, jest teraz gorzej od ciebie przygotowany na koniec świata.




Z Notatek kryzysowych Józefa Kołobrzeskiego

Jak my łatwo przyzwyczajamy się do własnych sukcesów! Jak nas one nie dziwią! Nie ma takiego sukcesu osobistego, sukcesu drużyny, której się kibicuje, sukcesu narodu i państwa, z którymi się utożsamiamy - nie ma takiego sukcesu, którego nie potrafilibyśmy z łatwością udźwignąć. A klęski? Z klęskami jest znacznie trudniej. Bagaż naszych klęsk, z których największe to niewykorzystane wielkie zwycięstwa, jest nieraz ogromny i przytłaczający. Ale za to sukcesy mogą znudzić, klęski natomiast - nigdy się nie nudzą, bo nigdy, w przeciwieństwie do sukcesów, nie wydają się oczywiste.

Masochizm to najwyższa forma dbania o siebie. Więc... nie jestem masochistą.

Pierwszy zwiastun starości jest taki, że ciotki przestają pytać, kiedy ślub, kiedy wesele - bo już im nie wypada pytać. Ja na to pytanie, kiedy jeszcze było mi zadawane, odpowiadałem, w zależności od kaprysu, albo że lada chwila, tuż, tuż, na dniach, albo że nigdy, że najprawdopodobniej będę starym kawalerem. Ta druga wersja się sprawdziła, może dlatego, że byłem przekonany, że się sprawdzi.

Zawsze zakochiwałem się w najpiękniejszych. Bo tylko w najpiękniejszych potrafiłem się zakochać. Tak więc na studiach w sposób nieuchronny zakochałem się w najpiękniejszej na roku. Kolega doradzał mi, abym nie pokazywał naszej pięknej koleżance, że mi na niej zależy, bo to spowoduje skutek odwrotny od zamierzonego. Rada była o tyle nie trafiona, że czy bym jej pokazywał, że mi na niej zależy, czy nie pokazywał - w obu przypadkach moje szanse były równe zeru. Dlatego właściwa rada powinna brzmieć: jeśli nie masz u pięknoty szans, tym bardziej pokaż, że ci na niej zależy.

King Kong też nie radził sobie w życiu. Nie mógł znaleźć właściwej kobiety. A kiedy znalazł, stracił życie.

...A co z tą niedojdą, którą Krzyżacy pokazali Jurandowi, że to niby jego córka?! Nieszczęsnym losem Danusi, Juranda każe nam się Sienkiewicz przejmować, ale o biedną niedojdę to się już nie raczył zatroszczyć!

Pewien wybitny polski prozaik współczesny wyznał był, iż nie lubi polskiego romantyzmu, bo literatura tego okresu jest literaturą stanu wyjątkowego. A czy życie w ogóle nie jest stanem wyjątkowym, a zatem literatura je opisująca - literaturą stanu wyjątkowego?!

Powinniśmy być dumni z naszej tradycji romantycznej, a zwłaszcza z idei walki „za waszą i naszą wolność". Tacy na przykład Niemcy są albo militarystami, albo pacyfistami. Teraz są na etapie pacyfizmu, ale co będzie za lat sto czy dwieście? Niemcy nie znają, w odróżnieniu od nas, pojęcia walki „za waszą i naszą wolność". Albo wyznają kult wojny dla samej wojny (co zapewne ma swoje korzenie w starogermańskiej mitologii), dla zdobyczy, dla podbojów, albo uważają, że każda wojna jest zła. W okresie międzywojennym Ernst Jünger głosił pochwałę wojny jako męskiej przygody, jako sprawdzianu męskiej wartości, w oderwaniu od sfery etycznej. Taka ideologia jest romantycznemu Polakowi obca i nienawistna. Polak-romantyk będzie się bił, potrzeba męskiej przygody nie jest mu obca, ale Polak-romantyk będzie się bił tylko w słusznej sprawie, czyli „za waszą i naszą wolność". Co nie oznacza, że takim „Polakiem" nie może być czasem Niemiec albo Eskimos.

We śnie oglądam film przyrodniczy, z którego dowiaduję się, że dinozaury wyginęły, bo na ich terenach pojawili się Germanie. Nawet moje sny są złośliwe, zgryźliwe, ironiczne.

Trzy momenty przełomowe:
1) kiedy człowiek ze zgrozą uświadamia sobie, że nie wszyscy go lubią, i nie jest mu to obojętne;
2) kiedy ten sam człowiek godzi się z pewnym porządkiem świata, to znaczy tym, że nie można być przez wszystkich lubianym, i przestaje się przejmować, co więcej, uznaje za niedorzeczność zabieganie o to, by go wszyscy lubili;
3) kiedy ciągle ten sam człowiek stwierdza, że nie dba już o to, aby go lubił ktokolwiek.

Czesi nie są od nas mniej odważni. W swej ludzkiej naturze są tacy sami jak my i jak wszystkie inne narody. Nie mają tylko tak silnej tradycji romantyczno-rycerskiej. Ona sprawiała, że do walki „za waszą i naszą wolność" w XIX wieku garnęli się nie tylko Polacy odważni, ale również tchórzliwi. Owa „przemoc romantyczna" (wspaniałe określenie Marii Janion) z jeszcze większą siłą dała o sobie znać w czasie ostatniej wojny. Jeśli zaś o Czechów chodzi - to bili się tylko odważni (a umieli się bić, co pokazali na przykład ich piloci w bitwie o Anglię). Miejmy też zawsze we wdzięcznej pamięci wodza husytów, Jana Žižkę, którego potężną postać uwiecznił na pierwszym planie swojej Bitwy pod Grunwaldem Jan Matejko.

Buntownicy, o których pisze Albert Camus w Człowieku zbuntowanym, wychodzą z założenia, że Bóg jest winny, a więc człowiek jest bezwinny. Ja natomiast uważam, że człowiek aż tak daleko od Boga nie odbiegł.

Jest pięć możliwości w kwestii istnienia Boga. Pierwsza możliwość: że Boga nie ma - i ta jest najbardziej prawdopodobna; druga możliwość: że Bóg jest dobry, ale nie jest wszechmocny - i nie może człowiekowi pomóc; trzecia możliwość: że Bóg jest wszechmocny, ale nie jest dobry - i nie chce człowiekowi pomóc; czwarta możliwość: że Bóg jest niedorozwinięty - dlatego nie sposób się z Nim porozumieć; piąta możliwość: to ta, o której naucza Kościół - czyli że Bóg jest dobry, miłosierny, mądry i wszechmocny - i ta możliwość jest najmniej prawdopodobna. Postawić jeden procent na nią to byłoby aż nadto. Ale nie można wykluczyć, że ten jeden procent przeważy pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć.

Dostojewski napisał, że całe dzieło Szekspira nie jest warte jednej łzy skrzywdzonego dziecka. Trudno się z tym nie zgodzić. Ale należałoby konsekwentnie dopowiedzieć: całe dzieło stworzenia nie jest warte tej łzy. Każdy szanujący się pisarz gotów byłby wyrzec się swego dzieła, jeśli to mogłoby wybawić świat od cierpienia. Bóg jakoś swego dzieła dla naszego zbawienia wyrzec się nie chce lub nie potrafi.

Miłosz w jednym z ostatnich utworów pisze tak: „Jeżeli Boga nie ma,/ to nie wszystko człowiekowi wolno./ Jest stróżem brata swego/ i nie wolno mu brata swego zasmucać,/ opowiadając, że Boga nie ma". Ale dlaczego zaraz „zasmucać"? Wierzącemu nie zaszkodzi cudza niewiara, a niewierzącemu nie pomoże niczyja wiara. Wierzący ma pociechę z wiary, której to pociechy nikt mu nie odbierze, a niewierzący ma pociechę z niewiary, której to pociechy też nikt go nie pozbawi. Obaj mają pociechę z posiadania „prawdy", z posiadania „racji".

Jedna zasada w języku powinna obowiązywać: jak napisał Poeta, odpowiednie dać rzeczy słowo, stosownie do okoliczności i potrzeb nazywać rzeczy po imieniu albo w inny sposób, jeśli imienia własnego nie mają. Język ma być precyzyjny i bogaty, w słowa i style, przy czym bogactwo to służy precyzji. Inne zasady to zawracanie głowy. A puryści językowi, ci komisarze od języka, jak ich nazywał Wańkowicz, niech spadają na drzewa!

W opowiadaniu P. Highsmith pewien młody człowiek prosił ojca swej dziewczyny o jej rękę. Prosił i prosił, aż zniecierpliwiony ojciec dał mu ją - uciętą. Jaki z tego morał? Morały są dwa. Pierwszy: nie należy zbyt usilnie o coś prosić, bo nie wiadomo, co z tego wyniknie. Drugi: frazeologia, źle opanowana, może zagrażać życiu.

„Rzekł Chrystus: «Róbta, co chceta, możecie z brudnymi łapami do stołu, liczy się wasza treść wewnętrzna! Nie brud z łap waszych was kala, lecz to, co z was wychodzi!». A ja inaczej wam będę gadał. Hola!, nie przeczę, treść ważną jest, najważniejszą, i nic z treści istotnej usunięte być nie może! Ale ręce myć trzeba, a przecinki stawiać, do jasnej ciasnej! Ręce myć trzeba, powiadam wam, ażeby biegunka gówniana szyków nie pomieszała! A przecinki stawiać, powiadam wam, ja, faryzeusz, Władca Przecinków, Wielki Korektor waszej lokalnej gazetki, stawiać trzeba tam, gdzie należy, by w szyku równym słowa w zdania ułożone jak przed bitwą stały, a w rozsypkę nie szły! Na początku albowiem było zdanie, a to zdanie było złożone, nie proste, i wszystko w nim było, i sens w nim był, i była w nim interpunkcja, były przecinki, średniki, były przecudne myślniki, była kropka na końcu! Kto ma uszy, niechaj słucha! Albo i nie słucha!"

Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Co cię nie wzmocni, to cię zabije.

Okruchami metafizycznymi rzucam Panu Bogu w okno. Ale one nie dolatują celu i spadają mi na głowę.


Adam Boberski
adam.boberski@aol.pl

boberski na pasku