Mężczyzna
powinien być pantoflarzem. Pantoflarstwo przystoi mężczyźnie. Mężczyzna
powinien ulegać kobiecie nie z braku siły, tylko z jej nadmiaru. Jak King Kong.
Z Notatek kryzysowych Józefa Kołobrzeskiego
Za miastem
oglądali nocne niebo przez teleskop. - Galaktyka spiralna - powiedział do niej cicho, prawie szeptem, jakby się bał, że
spłoszy gwiazdy. - Popatrz, kubek w kubek jak nasza Droga Mleczna. Jak na nią
spojrzeć gołym okiem, wygląda jak zwykła gwiazda. A roją się w niej takich
gwiazd miliardy. - Rozśmieszyło go to, co powiedział. Ją także to rozśmieszyło. I
może rozśmieszyło ich coś jeszcze, czego nie nazwali. Spojrzeli na siebie. Byli
tak blisko, twarz przy twarzy, tak blisko, jak te gwiazdy były daleko.
Parsknęli śmiechem, głupim, mądrym. A gwiazdy i galaktyki, te sączące się z
nieba krople poezji kosmicznej, komicznej, niespłoszone trwały na swoich
miejscach.
Nie wiem,
jaka jest różnica między nukleotydem a nukleozydem. Nie mam nawet pojęcia o
kwasie adezynodifosforowym, adezynotrifosforowym, adezynomonofosforowym. Co ze
mnie za człowiek, jeśli nie wiem tylu rzeczy, jeśli nie wiem wszystkiego?
Jestem głupcem zwielokrotnionym, głupcem w każdej dziedzinie, o której nic nie
wiem. Wszechświat mojej niewiedzy „ogarnia mnie i pochłania jak punkt", a ja
swoim umysłem jego nie ogarniam.
Denerwują
mnie faceci, którzy żalą się, że kobiety widzą w nich tylko obiekty seksualne,
nie zauważając ich duchowości (czy to nie Jim Morrison tak się właśnie żalił:
że panienki, których miał na pęczki, nie cenią go jako poety, nie dostrzegają w
nim w ogóle poety, tylko samca?). Może człowieka szlag nagły trafić ze złości!
Czy oni kpią?! Czy oni nie rozumieją, że natura, czy to się komu podoba, czy
nie, nie zna wyższej formy uznania, jakim mężczyzna może być obdarzony przez
kobietę, a więc wyższej formy uznania w ogóle, jak ochocza ze strony kobiety
(nie będącej prostytutką) akceptacja „względem tego, co i owszem", seksualna
życzliwość?! Czy oni próbują rywalizować z kobietami pod względem zakłamania?!
Więc: chłopie, jak dostajesz to, a jeszcze dostajesz tego dużo i dobrej
jakości, ciesz się i nie marudź!
Spotkałem
niedawno znajomego nauczyciela ze szkoły, z której mnie po sześciomiesięcznej
próbie wykopano. Zapytał, jak leci. Kiedy usłyszał, że nie jest zbyt wesoło, a
wiedział, że przedtem też nie było, zapytał, czy ja myślę o przyszłości. Miałem
na to gotową odpowiedź, ponieważ sam sobie to pytanie wielokrotnie zadawałem.
Ale udałem, że się namyślam. „Ja nie mam przyszłości - powiedziałem. - Przede mną jest ściana. W ogóle
nie myślę o przyszłości w takich kategoriach". - Tu wskazałem na dziecinny wózek
z ulokowaną w nim przyszłością narodu, zasługą najprawdopodobniej lędźwi mego
kolegi po fachu. „Spłodzić syna, wybudować dom, posadzić drzewo - to już nie dla mnie - powiedziałem. - Moją ambicją jest dowlec się,
doczołgać do grobu, od którego mnie dzieli niestety chyba duży dystans - znaleźć na to siłę w sobie i
środki materialne." A potem pomyślałem tylko: „Niejeden mający przyszłość
mógłby mi pozazdrościć tego, co ja mam". Albowiem, jak powiada Lec: „Otyli żyją
krócej. Ale jedzą dłużej". Coś za coś.
Słabość
tytanów. Jest coś takiego. Taki Atlas dźwigający sklepienie niebieskie. Całą
jego siłę pochłania tytaniczna praca. Atlas nie ma nad sobą pana, ale jest
niewolnikiem. Niewolnikiem samego siebie, swojej pracy, wewnętrznego przymusu
jej wykonywania, swojej siły, która umożliwia mu jej wykonywanie. Gdyby nie ta
siła i nieprzeparta wola spożytkowania jej w tytanicznej pracy, Atlas byłby
wolny. Prometeusz, Herakles, Samson, Chrystus, Konrad... i inni. Wszyscy oni są
słabi z powodu swojej siły, uwięzieni są w swojej tytanicznej pracy, w swojej
walce. Wśród nich występują także tytani dźwigający absurd, zupełnie jak Atlas
niebieskie sklepienie. Silni są, bo potrafią absurd dźwigać. Słabi są, bo
absurdu nie dźwigać nie potrafią. I tak, tracą siłę i czas, gdy inni obok
absurdu przechodzą, głowy sobie nim nie zaprzątając ani rąk nie trudząc.
Mężczyzna
powinien być pantoflarzem. Pantoflarstwo przystoi mężczyźnie. Mężczyzna
powinien ulegać kobiecie nie z braku
siły, tylko z jej nadmiaru. Jak King Kong.
Powinien jej ulegać w tysiącu i jeden drobiazgach, z których składa się życie.
Ale nie powinien pytać, czy ma wyruszyć na odsiecz Wiednia. O ile mi wiadomo,
pantoflarz Sobieski o to Marysieńki nie pytał. Prawdziwy mężczyzna to
siłacz-pantoflarz, a nie maczo - maczo to ciota.
Co to jest
sucze spojrzenie? Jeżeli niewiasta spojrzy na ciebie suczo, nie musi to
oznaczać, że wpadłeś jej w oko. Ale oznacza to, że raczyła dostrzec w tobie
mężczyznę i nie pogardziłaby tobą na bezludnej wyspie. Jeżeli natomiast
niewiasta suczym spojrzeniem cię nie obdarzy, nie łypnie suczo oczkiem ni razu,
znaczy, że nawet na bezludnej wyspie by tobą pogardziła. Chwała więc suczym
spojrzeniom! Wszystko pięknie, ale grozą nieraz człeka przejmuje myśl, że jakaś
niewiasta suczo mu się z początku przygląda, bada i ocenia, a następnie wnioski
wyciąga okrutne! A bezludnej wyspy jak nie było, tak nie ma!
Największy w
życiu wstrząs lekturowy, największą rozpacz z powodu lektury przeżyłem w
dzieciństwie, czytając w klasycznym już wtedy
Elementarzu Falskiego bajkę o Kotku i Kogutku. Kotek i Kogutek - jak sobie przypominam - byli przyjaciółmi i mieszkali w
jednym domku. Kotek był mądry, rozsądny i odważny, Kogutek - głupiutki, naiwny i lekkomyślny.
Codziennie z rana Kotek szedł do pracy, a Kogutek zostawał w domu. Za każdym
razem Kotek przestrzegał Kogutka, aby nikomu nie otwierał, a zwłaszcza uważał
na Lisa i jego podstępy. Dwa razy Kogutek nie posłuchał dobrej rady, dwa razy
dał się nabrać i Lis go porywał, i dwa razy Kotek, usłyszawszy wołanie o pomoc,
Kogutka ratował. Niestety, gdy za trzecim razem historia się powtórzyła, Kotek
był już za daleko, za daleko!, i nie usłyszał rozpaczliwego wołania
przyjaciela! Po przeczytaniu tej bajki bez
happy endu, którą Falski znienacka,
chytrze, razem z innymi, pogodnymi tekstami, podsunął dzieciom, aby nimi
wstrząsnąć i uwrażliwić je na tragiczną stronę życia, w którym nie wszystko
układa się, jak powinno, które bestialsko nas zdradza, po jej przeczytaniu nie
mogłem dojść do siebie i razem z Kotkiem przeżywałem śmierć Kogutka i
nieszczęsny los ich przyjaźni. Nie chciałem pogodzić się z takim nieodwracalnym
zakończeniem tej smutnej i jakże polskiej opowieści o zbrodni bez kary. I tutaj
pozwolę sobie na porównanie. Historia Kotka i Kogutka w amerykańskim filmie
sensacyjnym nie taki miałaby finał, nie taki! Śmierć Kogutka to byłby początek,
nie koniec, to byłoby zawiązanie akcji. Kotek poprzysiągłby Lisowi zemstę.
Następnie ścigałby go, nie szczędząc sił i zdrowia, przez cały film. Wreszcie
dopadłby drania i unicestwił, ale tak gruntownie, spektakularnie, nie jeden,
ale ze dwa razy przynajmniej. Niestety, my, Polacy, jesteśmy z innego filmu, z
innej bajki - bajki bez sprawiedliwej pomsty.
I już nigdy Polak-Kotek nie pomści przyjaciela Kogutka, już choćby dlatego, że
spasiony Lis zdążył był odwalić kitę w sposób naturalny.
Dzieciństwo
ma swoje radości, jakich nie zna wiek dojrzały, radości pierwszych
wtajemniczeń, odkrywania nowych „lądów". Dzieciństwo ma także swoje smutki,
jakich wiek dojrzały nie zna. Nigdy później czytanie książek nie smakuje tak
jak w dzieciństwie, mimo że czyta się mądrzej, czyta się książki, przez które
nie przebrnęłoby się będąc dzieckiem. Nigdy też później literatury nie przeżywa
się tak intensywnie, tak czasem boleśnie. Tak oto literatura, rzecz śmiesznie
błaha i śmiertelnie poważna zarazem, trafia do dziecka, swego idealnego
odbiorcy, dla którego nie ma w niej żadnych sprzeczności.
Pierwszorzędną
cechą płciową, odróżniającą kobietę od mężczyzny, jest jej płacz. Pozostałe
wydają się przy niej mało znaczącymi drobiażdżkami. Wszystkie one płaczą, na
zawołanie, na każdą okazję, nie tylko zwiewne rusałki, ale też kobiety silne,
przebojowe, zmotoryzowane, wojowniczki szos, którym nie straszne polskie drogi,
kobiety interesu, kobiety władzy trzęsące państwami, ministerstwami,
kulturystki, siłaczki łamiące podkowy - płaczą z byle powodu, gdy tylko coś nie jest po ich myśli, gdy
złamią paznokieć, nawet kobieta komandos będzie chlipać, gdy jej się nóż na
gardle wroga omsknie tak, że ten zdąży jeszcze krzyknąć, beknąć czy też
pierdnąć nie w porę.
„Za dobro,
co ja robię za dobro?, za dobro nagradzam, tak?, za dobro nagradzam, tak, a za
zło, za zło, za zło... karzę!, dobrze, tylko spokojnie, tu nie wolno się
pomylić, tu trzeba być precyzyjnym, a więc tak, za dobro, za dobro, za dobro, i
uciekło mi!, cholera!, za dobro, co za dobro?, za zło, za zło, chwilka, chwilka
i sobie przypomnę, bo to tyle spraw na głowie, a tu się domagają, jak oni się domagają,
jak narzekają, jak proszą, aż mi czasem głupio, jak to było?, za dobro, za zło,
miewam takie czasem zatory, zaćmienia, w końcu tyle lat, w moim wieku, może się
przytrafić, a ja tak za karę sobie to zadanie obmyśliłem, przepisz sto razy, za
karę?, bo ja wiem, czy za karę, niech będzie, że za karę, za karę i dla, dla...
czegoś tam, no to będę zaraz przepisywał, ale najpierw... za dobro, za dobro...
nagradzam!, nagradzam!, tak!, nagradzam!, za dobro, a za zło?, a za zło?, co ja
robię za zło?, za zło to ja, to ja - karzę!, oczywiście!, karzę!, jeszcze raz, za dobro nagradzam,
teraz już będzie dobrze, za zło karzę, za dobro nagradzam, za zło karzę, za
dobro nagradzam, za zło karzę, teraz już pójdzie, no to piszemy, za dobro
karzę, za zło nagradzam..."
Uwierz,
religia to sama prawda. Jak to, że 19 zł 99 gr jest mniejszą ceną niż 20 zł!
W
opowiadaniu R. Sheckleya pewien człowiek rozpacza nad swoim życiem, bo nie wie,
po co żyje. Tak się składa, że w tym czasie statek kosmiczny obcej cywilizacji
ląduje na Ziemi z powodu awarii. Zepsuł mu się jeden z członów, tak zwany
Popychacz, który był zarazem członkiem załogi - załogę statku stanowiły bowiem
poszczególne jego człony. Kolektyw kosmitów odnajduje owego cierpiącego na
poczucie bezsensu człowieczynę i jako wyjątkowemu egzemplarzowi ludzkiemu, z
racji tego, że jest identyczny jak uszkodzona część ich statku, proponuje mu
przyłączenie się do załogi i wspólny dalszy rejs. Ziemianin godzi się, bo nie
ma nic lepszego do roboty, ale nie jest pewny, czy podoła zadaniu, nie ma
bowiem pojęcia, na czym polegają obowiązki Popychacza. Kiedy jednak dołącza do
reszty załogi i zajmuje miejsce Popychacza, wszystko staje się jasne, jasne
stają się zasady działania technicznego kuriozum, jasny staje się sens i cel
jego życia, i nowy Popychacz - jakby całe życie nic innego nie robił - popycha.
...Ja też
żyłem po to, by kogoś popchnąć we właściwym kierunku - i popchnąłem. Sam jednak nie
zabrałem się w podróż.
Adam Boberski
adam.boberski@aol.pl