Żyjemy w
czasach podejrzliwości dotyczącej homoseksualizmu. Podejrzewamy wszystkich, nie
wyłączając siebie, nawet jeśli nie podejrzewamy. Boimy się własnego cienia.
Oczywiście, jakiś dewiacyjny cień wlecze się ciągle za człowiekiem
Felieton dygresyjny z cyklu: PAN IRONIA
Czytając taką książkę, człowiek się cieszy z własnej
znikomości, dzięki której nikt nie napisze o nim biografii. Nikt -
oznacza tutaj przede wszystkim, że nie napisze jej Jan Zieliński, autor
biografii Juliusza Słowackiego pt.
SzatAnioł.
SzatAnioł to książka pełna zalet.
Zalet, o których nie powiem w tym felietonie ani słowa. Będę złośliwy,
niesprawiedliwy i małostkowy.
Na spotkaniu autorskim z
panem Zielińskim w Opolu Tomasz Różycki zapytał o tę „kontrowersyjną" -
jak się wyraził -
kwestię. Mianowicie o „przypuszczalny" (takiego określenia użył wydawca na IV
stronie okładki), „domniemany" (takim zaś słowem posłużył się na spotkaniu
autor biografii) homoseksualizm wieszcza. Ciekawe, co wydawca książki i pan
Zieliński rozumieją przez homoseksualizm „przypuszczalny" i „domniemany"? Jeśli
jest on tylko „przypuszczalny", tylko „domniemany", a nie pewny, to po jaką
cholerę o nim w ogóle pisać?! Po to, żeby więcej książek sprzedać, bo to modny
temat? Gdyby chodziło o sprawę obojętną, jak upodobanie do takiego czy innego
koloru, takiej czy innej potrawy, można by przypuszczać i domniemywać, ile
dusza zapragnie. Ale homoseksualizm nie jest sprawą aż tak obojętną. Nie są
sprawą obojętną, szczególnie dla kogoś nie będącego homo, czyjeś przypuszczenia
i domniemania, że jest on homo. Dla Słowackiego jest to obojętne o tyle, że nie
żyje, a jego doczesne szczątki spoczywają w miejscu najgodniejszym z możliwych -
na Wawelu, obok Mickiewicza, Piłsudskiego i królów. Gdyby jednak Jul ożył,
mógłby się nieco wkurzyć. Ja na jego miejscu wkurzyłbym się bardzo.
Zastanawiające, jakie znaczenie kwestia orientacji seksualnej ma dla pana
Zielińskiego jako biografa. Na spotkaniu autorskim wspomniał, że jego książka
została entuzjastycznie przyjęta przez środowisko polskich gejów. Uczciwie też
przyznał, że podzieliła ona badaczy życia i twórczości Słowackiego: jedni
popierają jego pogląd na seksualność wieszcza, inni są temu poglądowi
zdecydowanie przeciwni. Następnie pan Zieliński wyznał, że jego domysły wzięły
się z podejrzliwej lektury listów Słowackiego do matki. I cóż w nich
podejrzliwy pan Zieliński wyczytał? (Przy czym jego podejrzliwość jest, bez wątpienia,
akceptująca.) Że mianowicie Słowacki szalał jednej nocy z pewną Angielką, ale
to nie była żadna Angielka, w przekonaniu pana Zielińskiego, tylko Anglik -
syn nie napisał całej prawdy, bo nie chciał martwić matki, tak przynajmniej
twierdzi pan Zieliński. Że pewien szwajcarski malarz, z którym razem zwiedzali
Alpy, to był, ni mniej ni więcej, Słowackiego kochanek. Mało tego, mało było
panu Zielińskiemu ugejowić Juliusza - doszukał się nasz
wnikliwy badacz homoerotycznych wyznań w przedmowach do
Balladyny i
Lilli Wenedy,
których adresatem jest nie kto inny jak Zygmunt Krasiński, trzeci wieszcz. A
więc 2 : 1 dla homo, ostał nam się jeno hetero Mickiewicz. A to się wojujący
geje cieszą! Nie chce mi się rozwijać tematu, proszę mi wierzyć albo nie, albo
proszę to sprawdzić - nikt przy zdrowych zmysłach, moim zdaniem,
nie doszukałby się treści homoseksualnych tam, gdzie pan Zieliński je znalazł.
Jego wnioski, domysły to jakaś aberracja. Aberracja wpisana w szerszy kontekst.
Żyjemy w czasach
podejrzliwości dotyczącej homoseksualizmu. Podejrzewamy wszystkich, nie
wyłączając siebie, nawet jeśli nie podejrzewamy. Boimy się własnego cienia.
Oczywiście, jakiś dewiacyjny cień wlecze się ciągle za człowiekiem, bo tak
Boziek jego naturę spaprał. Skoro istnieją geje, to znaczy, że homoseksualizm
tkwi w naturze ludzkiej. Homoseksualizm istnieje, ponieważ jest możliwy. Boziek
spaprał zresztą całe dzieło. Sam na własne oczy, dzieckiem wiejskim będąc,
widziałem kaczora pederastę, który deptał młode kaczorki, biorąc je najprawdopodobniej
omyłkowo za samice swego gatunku. Człowiek nie jest odosobniony, jest tylko
uświadomiony. Jego dewiacje są dewiacjami zewnętrznej wobec niego natury. Świat
jest nienormalny. Na taki świat człowiek jest skazany. Boziek stworzył ten świat
razem z dewiacjami. Boziek stworzył gejów. Wolna wola nie ma tu nic do rzeczy. Geje
są Jego najukochańszymi dziećmi.
Podejrzliwość w naszych
czasach osiągnęła taki poziom, że należałoby unikać męskiego towarzystwa, aby
nie dawać do podejrzeń najmniejszych powodów - a pewnie tym właśnie
zwrócilibyśmy na siebie podejrzliwą uwagę. Nie zgadzam się z tymi, którzy
twierdzą, że homoseksualizm jest nieszkodliwy społecznie. Otóż jest szkodliwy
społecznie, nie w takim stopniu jak pedofilia, ale jest. Psuje relacje
międzyludzkie. I musi psuć. A im więcej się o nim mówi, pisze, filmów kręci,
doprowadzając do inflacji tego najpoważniejszego z najmniej poważnych tematów,
tym bardziej psuje on międzyludzkie relacje. Niech bracia geje raczą to
zrozumieć, ale homoseksualizm wywołuje wstręt i ten wstręt jest normalny, i
tylko wstręt powstrzymuje przed pójściem w ich ślady.
Na spotkaniu z panem
Zielińskim była grupa młodzieży szkolnej. Zapewne wyszli jeszcze bardziej
utwierdzeni w pogardzie dla literatury, w przekonaniu, że literatura to są
jakieś gejowskie sprawki. Negatywne stereotypy jak chwasty, nie potrzebują
wiele do wzrostu, nie trzeba ich pielęgnować, a krzewią się najbujniej. Smutne,
że do propagandy homoseksualnej przykładają się również niektórzy intelektualiści.
W trakcie spotkania z panem
Zielińskim nie zabrałem głosu, siedząc skromnie, w ostatnim rzędzie, w kąciku,
tam, gdzie moja pycha czuje się najlepiej. Następnie z egzemplarzem książki w
ręku grzecznie ustawiłem się w kolejce po dedykację. Po wpisaniu dedykacji pan
Zieliński spojrzał na mnie... jakoś tak... Jezus, Maria, chyba zacząłem być
podejrzliwy!
Adam Boberski
adam.boberski@aol.pl