Trylogia
Tunele to
powieść zasadniczo dla dzieci i młodzieży, ale również dorosłego czytelnika może zainteresować, czego nie powinien się on
wstydzić, oskarżając się o infantylizm. Co nie zmienia faktu, że niektóre książki należałoby opatrzyć
informacją: „Najlepiej przeczytać do..." - tu podajemy górną granicę optymalnego wieku.
Z cyklu: „Cała Polska czyta sobie"
Na trop tej książki wpadłem przypadkiem. Przeczytawszy umieszczoną
na jej okładce rekomendację wydawcy, ucieszyłem się niezmiernie. Lecz była to
radość niedobra, zgryźliwa. Wydawcą bowiem
Tuneli, powieści duetu brytyjskich autorów Rodericka Gordona i
Briana Williamsa,
jest - jak się dowiadujemy z okładki - „odkrywca
Harry'ego Pottera", Barry Cunningham. O
Harrym Potterze nie potrafię niestety nic dobrego
powiedzieć. To wielotomowe dzieło pani
Rowling powinno być polecane początkującym autorom, aby się z niego uczyli... jak nie należy pisać. Niespójności świata
przedstawionego tej powieści, jej prymitywizm
stylistyczny i intelektualny,
to temat na obszerną rozprawę. Dlatego też wspomniana rekomendacja była dla mnie zniechęcającą antyreklamą. Skąd więc
moja radocha? Skąd pomysł
kupienia i przeczytania książki
wydawcy, który tak mi podpadł? Otóż stąd, że nie wyzłośliwiłem się w odpowiednim czasie na
Harrym Potterze. Teraz więc postanowiłem to sobie powetować na
Tunelach - i z głębi swej zgryźliwości wyprowadzić ironiczny atak na nowo
odkryty, jak zakładałem, przez pana Cunninghama kicz. Jakież było moje
zdziwienie, gdy już po paru stronach
stwierdziłem, że przygodowa powieść Gordona i Williamsa jest niezła, całkiem, całkiem, bardzo porządnie napisana, a kolejne rozdziały,
aż do końca umocniły mnie w tym przekonaniu. Mało tego, chętnie i z przyjemnością przeczytałem wydaną w
niedługim czasie kontynuację, w
tomach
Głębiej i
Otchłań, które trzymają poziom. Pomyślałem z
satysfakcją: „Jeszcze nie tak ze mną najgorzej, jeszcze nie
gonię w piętkę, jak ten stary pies myśliwski, którego węch zawodzi, dlatego psisko biegnie po śladach, ale w przeciwnym do tropionej zwierzyny
kierunku". Mój nos nie
dał się zwieść silnemu i uzasadnionemu uprzedzeniu - i wywęszył dobrą książkę. Książkę, która będzie miała niemałą
rzeszę czytelników, ale której nie wróżę sukcesu
Harry'ego Pottera, nawet
ułamka tego sukcesu, mimo wysiłków speców
od reklamy i marketingu - i niech to zabrzmi jako jej pochwała.
Trylogia
Tunele to powieść zasadniczo dla dzieci i
młodzieży, ale również dorosłego czytelnika może zainteresować, czego nie powinien się on wstydzić, oskarżając się o
infantylizm. Co nie zmienia faktu, że niektóre książki należałoby
opatrzyć informacją: „Najlepiej przeczytać do..." - tu podajemy górną granicę
optymalnego wieku. Np.
Władca pierścieni: „Najlepiej przeczytać do 25. roku życia". To samo odnosi się
do cyklu powieści Gordona i Williamsa. Tę zasadę powinna sobie wziąć do serca
cała Polska, która - podobno - czyta dzieciom.
Pomysł fabularny, na którym brytyjscy
autorzy
Tunele zbudowali, nie jest nowy. Oto wyobrażamy sobie,
że obok naszego świata istnieje ukryty inny
świat, o którym nikt, albo prawie nikt, z naszego świata nic nie wie, ale do którego udaje się
przeniknąć tajemniczym przejściem garstce śmiałków, wybrańców. Może to być, wykreowany przez
Lewisa, baśniowy świat Narnii, do którego
droga wiedzie przez starą szafę. Może to być podziemny prehistoryczny matecznik z
Podróży do wnętrza Ziemi Verne'a. To drugie dzieło jest
prototypem wielu, mniej lub bardziej udanych, powieści, których akcja
usytuowana jest w znajdujących się pod powierzchnią ziemi krainach, czasem olbrzymich ekosystemach.
Do tego nurtu przynależą także
Tunele. Historia zaczyna się od archeologicznych i geologicznych pasji doktora
Burrowsa i jego syna Willa. Ich
prywatne wykopaliska na terenie Londynu prowadzą ich do epokowego odkrycia i zarazem wpędzają w śmiertelnie niebezpieczne
tarapaty. Wraz z bohaterami odbywamy wędrówkę
przez liczne, położone na różnych głębokościach, krainy ukrytego pod Londynem świata, zamieszkałego przez łudzi, którzy przed
wiekami, kierowani fanatyzmem religijnym, postanowili stworzyć podziemną
utopię, aby w niej doczekać
samozagłady niemoralnego świata „Górnoziemców", po czym na powrót
wyjść na powierzchnię i wziąć Ziemię w posiadanie.
Jeśli musiałbym się koniecznie do czegoś przyczepić, to
do tego, że panowie autorzy mają demiurgiczną
łatwość odbierania, a następnie przywracania życia swoim bohaterom. Jeśli
przywiązaliście się do jakiegoś bohatera i zmartwiło was jego odejście w literackie zaświaty, to niepotrzebnie
się martwicie - autorzy na pewno przywrócą go do życia. Jeśli nie w tym tomie, który aktualnie czytacie, to w
następnym. Już wydanym albo przygotowywanym do druku, albo jeszcze nie napisanym. Na trzech tomach autorzy ponad wszelką
wątpliwość nie spoczną. Jest jeszcze
wiele postaci do ożywienia. Wszystko na pewno dobrze się skończy, tak jak powinno
się kończyć - w powieści dla dzieci i młodzieży, ale też i dla dorosłych, w sam
raz na wakacje, na ferie, w sam raz
na zimowy urlop, o właśnie - na długie zimowe wieczory przy kominku, kiedy tak
lubimy fikcyjnych bohaterów w naszym
zastępstwie posyłać tam, gdzie chłodno, głodno i do domu daleko.
Adam Boberski
adam.boberski@aol.pl