Raj
nie wymaga odpraw celnych ani paszportów. Ani też nie wymaga tego piekło. Ruch
w oba kierunki jest swobodny, bez kontroli, i przebiega bez zakłóceń. I nic nie
mąci dobrosąsiedzkich stosunków między tymi państwami.
Z
Notatek kryzysowych
Józefa Kołobrzeskiego
sentencja z okazji MDD:
Jeśli nie masz dzieci, pociesz się,
że jest to tak samo ważne, jakbyś je miał.
W pociągu naprzeciwko mnie siedziały dwie młode kobiety,
pielęgniarki, jak wynikało z rozmowy. Rozmawiały o tym i owym, o pracy w
szpitalu, o cierpieniu, o nauce w studium pielęgniarskim, o powołaniu,
wypowiadały się mądrze i roztropnie. Naraz zeszły na temat mniej poważny -
temat mężczyzn. Każda z nich pochlebnie wyrażała się o swoim mężczyźnie. Nie
zabrakło też słów krytyki wobec takiej kategorii mężczyzn, która na krytykę
bezwzględnie zasługiwała. W pewnej chwili jedna z kobiet, nie mogąc oprzeć się
potrzebie sformułowania myśli bardziej ogólnej, zawyrokowała sentencjonalnie,
że wszyscy fajni faceci są już zajęci, ożenieni, a ci pozostali, wolni, to
wybrakowany element. Nie wiedziałem, gdzie się schować. Jakaś cząstka mnie
rzuciła się do panicznej ucieczki, wybiegła z przedziału, otworzyła
pneumatyczne drzwi i wyskoczyła z pędzącego pociągu. Ech, miał rację Tischner:
„Baby na wsi nie sanujóm niezyniatyk. Cheba ze księdza".
Nie taki jest jak tamten. Nie taki urokliwy. Kryje
niebezpieczeństwa, jakich tam nie było. Idyllą doskonałą nie jest. Mimo to, w
porównaniu z resztą świata, to jest raj. Piekło natomiast, mniej więcej, jest,
jakie było. Piekło to jedyne państwo, z jakim raj graniczy. Raj to jedyne
państwo, z jakim graniczy piekło. Graniczą one ze sobą w taki sposób, że jedno
otacza drugie i jest przez nie otaczane. Z satysfakcją należy odnotować, że nie
strzegą piekła wieże strażnicze ani druty kolczaste. Ani pola minowe nie bronią
do raju dostępu. Raj nie wymaga odpraw celnych ani paszportów. Ani też nie
wymaga tego piekło. Ruch w oba kierunki jest swobodny, bez kontroli, i
przebiega bez zakłóceń. I nic nie mąci dobrosąsiedzkich stosunków między tymi
państwami.
Kobieto, niewiasto nieszczęsna, która znienawidziłaś wszelki
patos, nawet ten przedniego gatunku, i postradałaś resztki wiary, po tym jak
ujrzałaś fizjologię umierania, kiedy Twoja babcia przez kilka dni dogorywała po
wylewie, wymiotując zakrzepłą krwią, zredukowana już tylko do swego konającego
ciała; Ty, która następnie zachwyciłaś się pewnym rezolutnym chłopczykiem z
blond loczkami, wkraczając w etap fascynacji małymi chłopczykami, i
zapragnęłaś, z obłędnym entuzjazmem, jak gdyby niepomna tamtej lekcji, mieć
takiego chłopczyka na własność, z własnego łona go mieć, niekonsekwentna, na
przekór własnej logice, łudząc się, że uciekniesz przed tamtą śmiercią w to
nowe życie, że przed tamtą śmiercią w tym nowym życiu się schronisz, ale się
nie schronisz, nie uciekniesz, kobieto, niewiasto nieszczęsna; Ty, która
wzruszasz się niezmiernie, kiedy mąż pomaga swej ciężarnej żonie nałożyć palto,
i mówisz: „Jakie to piękne!", i wzruszasz się naprawdę, jak gdyby to była walka
ze smokiem, jak gdyby ją z pazurów smoka tym banalnym, elementarnym gestem
ratował, i bestię dla niej, w dowód miłości, na koniec zabijał; Ty, która tak
gardzisz i brzydzisz się moim patosem, której tak śmierdzi ten mój patos, którą
tak śmieszy, dlaczego własnego patosu nie widzisz, własnego patosu nie czujesz,
z własnego patosu się nie śmiejesz?!
Mam przeskoczyć niewielki, płytki rów, który pokonałoby bez
trudu dziecko. Oddalam się na kilka kroków. Aby mój skok był pewniejszy,
oddalam się jeszcze bardziej i bardziej, tak że nie widzę już rowu, skrył się
za łanem zbóż, za lasem, za horyzontem, a ja wciąż się oddalam i wydłużam
rozbieg. Nie wiem, czy zdążę, zanim słońce zgaśnie, dobiec do rowu i skoczyć.
Tak zwana „kobieca intuicja" jest fałszywym mitem. Gdyby
rzeczywiście coś takiego istniało, to znaczy jakiś szósty zmysł, którego
pozbawieni są mężczyźni, pozwalający kobietom odróżniać prawdę od fałszu, dobro
od zła, świat byłby o wiele lepszy. Byłoby mniej nieudanych małżeństw, mniej
źle wychowanych dzieci i tak dalej. Kobiety miały i mają większy wpływ na losy
świata, niż to się wielu osobom wydaje. A jaki świat jest, każdy widzi. Ale -
mógłby ktoś zapytać - skąd pewność, że właśnie „kobiecej intuicji"
nie zawdzięczamy jednak tego, że świat nie jest znacznie gorszy?
Moje imię zbyt wiele mówi - nie powiem swego imienia. Odbyłem podróż w
czasie, wychodząc poza czas, bo tylko w taki sposób jest to możliwe, i odbyłem
tę podróż przypadkiem. Przeniosłem się w przyszłość o zaledwie trzy dni. Ale
może tak mi się tylko wydaje - i były to trzy lata? A może było tych lat
trzydzieści? Wywołują mnie, podróż skończona. Drzwi otwarte. Głosy i zapachy
wlatują do wnętrza mego wehikułu. Mam wyjść? Czy mogę nie wyjść? Co im powiem?
Jak im spojrzę w oczy? Zawiodłem ich przecież, lecz oni o tym jeszcze nie
wiedzą. Oczekują na moje słowa. Nie mam dla nich dobrych wieści. Wymyślić jakąś
bajkę? Tak chciałbym schować głowę w chmurach, tak bardzo chciałbym w chmury
wznieść się i twardo po nich stąpać!
Kobieta jest głupia jak człowiek, ale jest kimś więcej niż
człowiek - dla mężczyzny; dla mężczyzny jest Bogiem.
Odczucie tego rozdźwięku między ludzką niedoskonałością umysłu a boską
wszechmocą podnoszenia na wyżyny szczęścia i obalania w otchłanie rozpaczy
prowadzi czasem do sarkazmu.
Boję się piorunów. Boję się, że trafi mnie piorun
przypadkiem, a ktoś pomyśli, że to nie było przypadkiem.
adam.boberski@aol.pl