czwartek, 21 listopada 2024

asuanCzasem marzenia o wczasach dla emerytów pod palmami w Egipcie spełniają się. Wybraliśmy się we dwoje do obiektu w zespole Marsa Alam nad Morzem Czerwonym. Uroki plażowania warto jeszcze wzbogacić o wycieczki po odległej okolicy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Celem pierwszej był Luksor, stolica państwa w czasach wielkich faraonów. Odległy o 400 km i 6 godzin jazdy autobusem. Kolejno zwiedziliśmy zespół świątyń Karnak - olbrzymie odkopane spod piasku budowle z piaskowca. Są to świątynie, kaplice, pylony kolumny i aleje ozdobione figurami np. baranów. Całość powstawała przez ponad 1500 lat wzbogacana o nowe elementy przez kolejnych faraonów.

 

Potem widzieliśmy Kolosy Memnona - dwa wielkie na 18 m posągi pozostałe ze zniszczonej trzęsieniem ziemi świątyni. Dalej była Dolina Królowych z gigantyczną świątynią Hatszesput oraz Dolina Królów. Ta ostatnia ma dwie odnogi, w których dotąd znaleziono 63 grobowce, wśród nich najsłynniejszy Tutenchamona. Do kilku można wejść, niestety ich wyposażenie znajduje się gdzie indziej - w muzeach całego świata. Ogląda się tylko ściany podziemnych korytarzy zdobione malowidłami i hieroglifami. Mocno przeżyliśmy ten bezpośredni kontakt z tak odległą czasowo wielką cywilizacją.

 

Poprzedniego dnia prezydent Egiptu uroczyście otworzył po renowacji Aleję Sfinksów w Luksorze (oglądaliśmy transmisję w tv) zatem miasto było pełne turystów, ale i częściowo zamknięte z powodu pobytu VIP-ów. Ciekawe, że aglomeracja Luksoru, (ze względów krajobrazowych), ma tylko jeden most na szerokim na 500 m Nilu. Na drugi brzeg przeprawialiśmy się, wzorem mieszkańców, łodziami.

 

morze cz1

morze cz2

morze cz3

 

 

Druga wycieczka z Marsa Alam nad Morzem Czerwonym. Równie odległa jak poprzednia, przez Pustynię Wschodnią, ale droga prowadziła tylko dwupasmową, asfaltową szosą, która czasem zamieniała się w szutrową i pełną wybojów. Zdarzały się niewielkie osady z ruchem ulicznym pełnym ciężarówek, tuk-tuków i wozów ciągnionych przez osły. Gdy skończyła się kamienista i górzysta pustynia, jakże odległa od naszych wyobrażeń o piaskowych równinach, byliśmy w krainie soczystej zieleni. Znak to, że osiągnęliśmy dolinę Nilu, na zielonym południu Egiptu. Pierwsze miasto to Edfu. Wygląda dość biednie, ale jego centrum zajmuje wielka, odkopana w piasku świątynia Horusa, boga nieba i opiekuna faraonów. Ten syn Izydy i Ozyrysa przedstawiany jest pod postacią sokoła lub człowieka z głową sokoła i koroną faraonów. Świątynia jest stosunkowo młoda, III do I w. p.n.e., zasypanie piaskiem uchroniło ją od późniejszego zniszczenia. Niemal wszystkie ściany, kolumny a nawet sufity są zdobione reliefami i malowidłami, przedstawiającymi codzienne życie starożytnych i świętowanie kultu Horusa.

 

Dalej jedziemy w górę Nilu, rzeka towarzyszy nam po prawej stronie a po drugiej sztuczny kanał nawadniający uprawy rolne i sady bananowców i drzew pomarańczy.

 

Osiągamy Asuan, wielkie miasto, pełne zieleni i ciekawej architektury współczesnych świątyń i hoteli. W portach na Nilu widzimy kilkanaście olbrzymich statków-wycieczkowców pływających stąd w dół rzeki przez Luksor do Kairu.

 

Zaskoczyło mnie, że są tu dwie tamy na rzece. Starsza, powstała w 1902 roku, za kolonizacji angielskiej, była nawet kilkakrotnie podwyższana. Po jej koronie udajemy się na drugi brzeg i nim w górę nad jeden z największych sztucznych zbiorników wodnych świata Jezioro Nasera. Łodzią przeprawiamy się na nieodległą wyspę Agilkia, którą zajmuje zespół świątyń z ośrodkiem kultu Izydy. Wszystkie te budowle do lat 70. XX w. znajdowały się na innej wyspie - File, która została zalana przez wody Jeziora Nasera po utworzeniu tamy w latach 60. Z inicjatywy UNESCO świątynię otoczono wodoszczelną przegrodą, odpompowano wodę i kamienne budowle pocięto na ponumerowane kawałki i przeniesienie na nowe, wyższe miejsce. Czytałem o tym niezwykłymi dziele inżynierskim w młodości, jestem szczęśliwy, że miałem okazję zobaczyć jego efekt. Zachowano (chyba specjalnie) nawet numery na niektórych elementach, aby pamięć o tej pracy nie zanikła. Podobnie zrobiono w innym miejscu gdy przeniesiono świątynię w Abu Simbel. Tylko, ze tam zdążono ją przenieść przed zalaniem. W wodach jeziora znajduje się jeszcze kilkanaście zalanych świątyń, których nie udało się uratować.

 

Świątynia Izydy robi wrażenie swoją monumentalnością i bogactwem reliefów, zanikły jednak malowidła. Na pylonie wejściowym ma wykuty napis dokumentujący pobyt w tym miejscu żołnierzy napoleońskich podczas kampanii egipskiej. I jeszcze łatwo zauważamy ślady wandalizmu wczesnych chrześcijan, z początków naszej ery, którzy skuwali i wydrapywali twarze, ręce oraz nogi bogów egipskich. Każda nowa wiara nie lubi konkurencji!

 

Wreszcie udajemy się na koronę Wielkiej Tamy Asuanskiej. Ponad 100 m wysokości, ukończona w 1971 r., powstała z pomocą Związku Radzieckiego, co upamiętnia wielki pomnik przyjaźni egipsko-rosyjskiej. Tworzy go 5 wielkich smukłych ostrosłupów ułożonych na okręgu. Na tamie jest wiele tablic dokumentujących budowę i objaśniających jej szczegóły techniczne. Tama jest strzeżona przez liczne posterunki wojskowe (zakaz fotografowania).

 

Droga powrotna do hotelu, tą samą trasą przez absolutnie ciemną w nocy pustynię to również niezwykłe przeżycie.

 

Warto dodać, że przez całą wycieczkę towarzyszył nam milczący ochroniarz, w nienagannym czarnym garniturze z "ukrytą" pod marynarką bronią. Po drodze w wielu miejscach mijaliśmy policyjne punkty kontrolne, których nasz autobus zupełnie nie interesował.

 

 

AAA Tadek Jurek okragly

 

 

 

 

 

jurek na pasku