piątek, 29 marca 2024
radek_wisniewskiW „Złotych Żniwach" Jan Tomasz Gross i Irena Grudzińska-Gross rzeczywiście w sposób zmuszający do reakcji zajmują się kwestiami ważnymi i co tu dużo mówić - wstydliwie przemilczanymi, kryjącymi się w nieciągłościach zbiorowej pamięci i narracji o Polsce i Polakach z czasów drugiej wojny światowej.




Sprawa jest ważna bowiem na tej narracji buduje się współczesna polska tożsamość, to z tej pożogi Polska wyszła już taka jaką nie była nigdy wcześniej, odmieniona a przed wojną była taka jaką już nigdy nie będzie. Nastąpiło zerwanie ciągłości. Trudno czas 1939-45 czy nawet dłużej, może do 1956, do odwilży, traktować inaczej niż jako katastrofę obejmującą swoim kręgiem coraz to nowe obszary życia społecznego. Katastrofa biologiczna - zagłada fizyczna całych grup ludności; wysiedlenia, przesiedlenia wielkie ucieczki; potem wojna domowa, czystki etniczne - sprzężona była z katastrofą moralną, chociaż tej ostatniej jakby nie było. Narracja Jana Tomasza Grossa idzie tutaj - począwszy od „Sąsiadów" aż po obecne „Złote Żniwa" - na przekór narracji powszechnie obowiązującej, która podkreślała heroizm, oraz triumf nie inny, wobec wszystkich innych klęsk - ale moralny właśnie. Być może dlatego książki Grossa są przyjmowane tak emocjonalnie. Burzą mit heroiczności i wskazują pośrednio na to, że ponieśliśmy jako społeczeństwo nie tylko klęskę materialną, polityczną, militarna ale także moralną.

zlote_zniwaWracając jednak do „Złotych Żniw" niespecjalnie dziwi mnie niższa temperatura - przynajmniej na razie - sporu wokół „Złotych Żniw". „Sąsiedzi" - to była konkretna książka o konkretnym miejscu i ludziach którzy dokonali konkretnej zbrodni. „Strach" opowiadał o zdarzeniach bardziej ogólnych - o tym jak Polacy prześladowali a nierzadko i zabijali Żydów już po wojnie. Konkretnie Polacy w konkretnym czasie i miejscu, przy czym centralne miejsce zajmował tutaj Pogrom Kielecki zaś emocjonalny charakter podkreślała rzekoma etykieta mającej pretensje do obiektywizacji pracy historycznej. Tymczasem w „Złotych Żniwach" pokazuje się znane fakty, przytacza i odtwarza dające się odtworzyć okoliczności, które pokazują nie triumf moralny ale moralną katastrofę jako regułę rządzącą latami 1939-1945 w której przypadki zwycięstwa były rzadkim odstępstwem od reguły. Rzecz nienowa i logiczna a jednak wyparta na margines myślenia o Polsce i Polakach czasu wojny. „Złote Żniwa" to książka objętościowo niewielka, nie ma pretensji do bycia w ścisłym sensie historyczną, jest bardziej esejem na temat. Autorzy wielokrotnie podkreślają, że grabież żydowskich majątków czy samych Żydów postawionych na krawędzi śmierci nie miałaby miejsca, gdyby najpierw ktoś siłą podległego mu aparatu opresji nie stworzył okazji do grabieży, to znaczy nie postanowił wymordować wszystkich europejskich Żydów - a tym kimś było ówczesne państwo Niemieckie. Nie Naziści - dodajmy - bo nie było wówczas innych Niemiec niż nazistowskie. Autorzy wskazują także, że opisują przypadki związane z Polską, jednak ta sama co w Polsce zasada, działała według nich w całej Europie. Co bynajmniej nie przynosi ulgi polskiemu czytelnikowi bowiem książka w znacznej mierze narusza mit heroiczności i wskazuje pośrednio na to, że ponieśliśmy jako społeczeństwo nie tylko klęskę materialną, polityczną, militarną ale także moralną.

treblinka_1945

Ta klęska moralna ma wiele aspektów i wiele nadal nieopisanych pozostałości w języku. Jej dziedzictwem jest bowiem także język kryjący rozmiary tej klęski. Nie zapomnę jak w ramach obchodów Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu, przypomnę z których ogromna część - bo 3,5 miliona była polskimi Żydami, obywatelami II RP - w ramach oficjalnych obchodów odczytano pewien list. Obchody miały miejsce w stolicy pewnego województwa na południu Polski. A list skierował marszałek tego województwa do uczestników uroczystości. List z tej okazji marszałek skierował na ręce przeora pobliskiego klasztoru, w całym liście ani razu nie padło słowo Żyd, nie zostali zauważeni Ocaleni, z których troje było obecnych na sali w trakcie odczytania listu, natomiast była mowa o setkach tysięcy Polaków ratujących z narażeniem życia ludzi, których życie było zagrożone. Do dzisiaj myślę, że ten list w całej swojej kuriozalności, znakomicie pokazuje cechy myślenia większości lub sporej części polskiego społeczeństwa o tych sprawach. O tych sprawach. Bo gdyby tych Polaków niosących heroicznie pomoc były setki tysięcy - to przecież jeżeli nawet Zagłada posuwała by się takim samym tempem, to jednak ocalono by zapewne dużo więcej Żydów i żyli by między nami do dzisiaj a tymczasem dzisiaj Żydów jak na lekarstwo w Polsce, wbrew spiskowym teoriom dziejów. Jan Tomasz Gross burzy ten ciepły sen języka. Nie tylko, że była obojętność, ale zdarzała się życzliwa okupantom neutralność, a bywała i satysfakcja. Zaś książki Grossa pokazują, że zdarzał się współudział i że był on na różnych planach zjawiskiem bardziej powszechnym niż pomoc i współczucie.

Zupełnie luźno chadzają za mną trzy oderwane refleksje na marginesie książki.

Po pierwsze - że Polacy okradają groby to nic nowego, dzieje się to co roku na licznych cmentarzach jak Polska długa i szeroka. Nie kupuje się przecież nic drogiego na grób bo ukradną. Kto? No nasi współobywatele drodzy. Nie wiem czy podobnie jest w innych krajach, wiem że tak jest u nas, teraz, tutaj. Dlatego jakoś relacje ze „Złotych Żniw" nie do końca mną wstrząsają, co jest wstrząsające, bo jest to tylko przedłużenie pewnej społecznej postawy i akceptacji tej postawy, tyle, że przeniesiona w czasy totalnej katastrofy.

Po drugie - jest jeszcze jedna nienapisana książka przez Jana Tomasza Grossa o wydarzeniach które nie miały miejsca - mianowicie o wszystkich akcjach polskiego potężnego ruchu oporu, który nie potrafił lub nie chciał przeszkadzać w eksterminacji Żydów. Jedyne zbrojne akcje przeciwko obozom śmierci, których lokalizacja była dobrze znana polskiemu podziemiu, była znana nawet samym Żydom jadącym na rzeź lub rzezią zagrożonym - że jedyne akcje to te, jakie przeprowadziły bezbronne załogi tych obozów. Bez pomocy z zewnątrz. Czy były takie plany? Czy były realizowane a jeżeli nie - to dlaczego? Chętnie przeczytałbym dobrze opracowaną książkę na ten temat.

Po trzecie wreszcie kiedy słucham tych, którzy zarzucają Grossowi antypolonizm i imputowanie mu zupełnie niepolskich odruchów nietolerancji wychodzę na miasto i czytam napisy na murach „Jude do gazu" albo - czemu nie „Strefa wolna od jebanych cyganów" by wreszcie trafić na kioskarza, który mówi „Panie, ale za jedno to Hitlerowi można by postawić pomnik, jaki był taki był, ale jedno zrobił dobrze..." i chyba nie chcę, żeby kioskarz kończył i wychodzę.

Radosław Wiśniewski



wisniewski na pasku