Mimo dziejących się rzeczy ważnych i dużych ciągle
dzieją się rzeczy małe, drobne i istotne. Powiedzenie, że życie toczy się dalej
można odbierać jako okrutną drwinę, z tych dla których życie dalej już się nie
toczy.
1.
Najtrudniej jest zacząć zdanie,
wskazać miejsce początku. Jest późna noc, próbuję zebrać myśli do kilku słów o
zbiorze wierszy Przemysława Witkowskiego. Niezłe te wiersze, mają rytm nerwowy
i emocjonalny, trochę w nich sentymentalizmu, trochę rewolucyjnej złości, bo
Witkowski próbuje być zarazem uładzony i rewolucyjny, trochę mieszczański,
kiedy jakby wracał do krain dzieciństwa i próbował odtworzyć przeszłość,
poskładać z zachowanych drobin w tytułowe „Preparaty". Zarazem zrywa, poddaje
się rytmowi własnej poetyckiej mowy, może nawet daje się jej uwodzić, może ona
go uwodzi. Być może brzęczy w nim sporo znanych już monet, ale jego to nie
obchodzi. Jeżeli czegoś mi szkoda to tego, że jak na rewolucyjną poezję, która
chyba próbuje odbijać jakichś ruch idei na świat, tak niewiele w tych wierszach
kotwic, utwierdzenia w realu.
Kiedy się mieszka w małym
miasteczku, dojeżdża się do pracy polskimi kolejami, spędza wiele godzin na
powietrzu, to jednak od poezji wymaga się czegoś innego niż ostrej jazdy, to
musi czemuś służyć i za czymś głosować. Wiersz powinien być gestem, w miarę
możliwości dającym szansę na czytelność. Oczywiście czytelność osadzoną w
innych prawach niż czytelność publicystyczna.
W przypadku książki Przemysława
Witkowskiego „Preparaty" mam też do czynienia z pewną przewrotnością i
kontrapunktem między zawartością a tytułem. Preparat to coś co służy do
zimnego, zobiektywizowanego poznania, wyabstrahowane z danych zakłócających,
martwe fragmenty materii. Tymczasem o poezji Witkowskiego można powiedzieć
wiele, ale na pewno nie to, że jest zimną, zobiektywizowaną grą z czytelnikiem.
Co to - to nie.
To poezja gorąca, poezja
osobistego doświadczenia, pełna zaskakujących, emocjonalnych zwrotów. Oczywiście
podejmuje próby wyabstrahowania w lirycznym laboratorium stanów i zdarzeń,
szuka a właściwie skacze po formach i platformach rozlicznych poetyk, ale to
wszystko zdaje się przegrywać z jakąś autonomiczną siłą rozsadzającą te z
pozoru dobrze ułożone i grzeczne wiersze. Tak jakby wiersz Witkowskiemu się
mówił, miał własny napęd na cztery koła i do tego autopilota. Zasługą autora
jest to, że trzyma tę siłę w koleinie wiersza i trafia w korytarz podejściowy.
2.
Skąd to pisanie o cechach poezji
młodego autora z Wrocławia, debiutanta, gdy naokoło wielkie rzeczy, rwetes i
ogólna historia mieszająca się z histerią? Świat składa się z nieprzystawalnych
zjawisk i one współwystępują aczkolwiek ta nieprzyzwoitość jakoś się maskuje na
co dzień, przyjmuje mimikrę.
W dniu śmierci Papieża byliśmy na
weselu przyjaciół na Górze św. Anny. Wyszliśmy na chwilę zaczerpnąć powietrza
jak to się mówi, była pierwsza ciepła noc, czuć było w powietrzu jakby luz,
odpuszczenie po mrozach. Nagle ze wszystkich stron ludzie zaczęli zmierzać ku
klasztorowi. Wprost przez pola, przez zagajniki, jakby szturm, tyle że
atakujący w normalnych ubraniach i bez broni. Armia duchów. Jeszcze nie
rozumieliśmy że coś się stało, dopiero po powrocie do Domu Pielgrzyma kiedy
ujrzeliśmy że ludzie siedzą, a orkiestron nie gra.
Panna młoda, która była ateistką
i ślub brała konkordatowy chodziła zła i nabzdyczona to tu to tam. Mogłoby się
wydawać, że Karol Wojtyła zachował się wysoce nietaktownie schodząc zanim
wesele zdążyło się jeszcze porządnie rozkręcić. W tym momencie weszła starsza
siostra zakonna z obsługi przybytku i powiedziała chyba, że to nic nowego, że
zawsze jest tak, że ktoś umiera a w tym samym czasie ktoś inny ma wesele. Póki
co formalnie żałoby nie ma i nie ma też powodu żeby kończyć całą imprezę, kto
chce temu siostra otworzy kaplicę, może iść się pomodlić a kto nie - te niech
się bawi tak jak uznaje to za stosowne. W końcu sakrament, przyjazd wielu
ludzi, rodziny, znajomych - to także jest coś co domaga się szacunku i uznania.
Można przecież to zrobić nie zalewając się - nomen omen - w trupa. Pomiędzy
histeryczną żałobą a arogancją jest spora przestrzeń, w której można próbować
się układać z życiem. Bo kiedy przyjedzie śmierć to już ona sobie ułoży Ciebie
i mnie tak jak jej będzie pasowało.
3.
Mimo dziejących się rzeczy
ważnych i dużych ciągle dzieją się rzeczy małe, drobne i istotne. Powiedzenie,
że życie toczy się dalej można odbierać jako okrutną drwinę, z tych dla których
życie dalej już się nie toczy. Ale przy odrobinie dobrej woli można je czytać
jako rodzaj zobowiązania wobec tych, którzy chwilowo jak się wydaje, chwilowo -
mieli mniej szczęścia.
Uważna lektura wierszy w obliczu
apokalipsy może uchodzić za objaw obłąkania albo wykonanie gestu, zaświadczenie
postawy. Zagranie serenady księżycowej na pokładzie tonącego okrętu może być
aktem szaleństwa ale też odwagi. Bowiem zamiłowanie do rzeczy niekoniecznych i
drobnych są charakterystyczne dla udanych egzemplarzy homo sapiens.
Bruce Willis w „Pulp Fiction"
który cofa się po zegarek, który ojciec w obozie jenieckim przechowywał dla
niego w - jako rzecze scenarzysta - dupie, i pomimo tego, że to oczywista
drwina z amerykańskiego kina patryjotycznego - budzi mimo wszystko sympatię.
Prostak będzie parł w chwili zagrożenia przed siebie, tratując kobiety i
dzieci. Takich ludzkość nie wspomina żarliwie.
Nikt nie pamięta wprawdzie
brytyjskiego kapitana Roberta Solmonda dowódcy HMS „Birkenhead", który jako
pierwszy wydał rozkaz przy opuszczaniu statku „Kobiety i dzieci najpierw", ale
orkiestrę „Titanica" pamiętają i znają niemal wszyscy, być może właśnie
dlatego, że ów gest grania do końca, wydawał się być zbędny, niepraktyczny.
Zdolność do podejmowania takich gestów być może daje poczucie szczęścia,
kontroli a zarazem stawania ponad. Gdzieś między przymusem obnoszenia żałoby
czy wesela a całkowitą abnegacją jest pewnie miejsce na rzeczy drobne i
pozornie zbędne. Im warto ufać.
Radosław Wiśniewski
http://jurodiwy-pietruch.blog.pl
http://radek-kirschbaum.blog.pl