czwartek, 28 marca 2024
r.wisniewskiMimo dziejących się rzeczy ważnych i dużych ciągle dzieją się rzeczy małe, drobne i istotne. Powiedzenie, że życie toczy się dalej można odbierać jako okrutną drwinę, z tych dla których życie dalej już się nie toczy. 



1.

Najtrudniej jest zacząć zdanie, wskazać miejsce początku. Jest późna noc, próbuję zebrać myśli do kilku słów o zbiorze wierszy Przemysława Witkowskiego. Niezłe te wiersze, mają rytm nerwowy i emocjonalny, trochę w nich sentymentalizmu, trochę rewolucyjnej złości, bo Witkowski próbuje być zarazem uładzony i rewolucyjny, trochę mieszczański, kiedy jakby wracał do krain dzieciństwa i próbował odtworzyć przeszłość, poskładać z zachowanych drobin w tytułowe „Preparaty". Zarazem zrywa, poddaje się rytmowi własnej poetyckiej mowy, może nawet daje się jej uwodzić, może ona go uwodzi. Być może brzęczy w nim sporo znanych już monet, ale jego to nie obchodzi. Jeżeli czegoś mi szkoda to tego, że jak na rewolucyjną poezję, która chyba próbuje odbijać jakichś ruch idei na świat, tak niewiele w tych wierszach kotwic, utwierdzenia w realu.

Kiedy się mieszka w małym miasteczku, dojeżdża się do pracy polskimi kolejami, spędza wiele godzin na powietrzu, to jednak od poezji wymaga się czegoś innego niż ostrej jazdy, to musi czemuś służyć i za czymś głosować. Wiersz powinien być gestem, w miarę możliwości dającym szansę na czytelność. Oczywiście czytelność osadzoną w innych prawach niż czytelność publicystyczna.

W przypadku książki Przemysława Witkowskiego „Preparaty" mam też do czynienia z pewną przewrotnością i kontrapunktem między zawartością a tytułem. Preparat to coś co służy do zimnego, zobiektywizowanego poznania, wyabstrahowane z danych zakłócających, martwe fragmenty materii. Tymczasem o poezji Witkowskiego można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest zimną, zobiektywizowaną grą z czytelnikiem. Co to - to nie. To poezja gorąca, poezja osobistego doświadczenia, pełna zaskakujących, emocjonalnych zwrotów. Oczywiście podejmuje próby wyabstrahowania w lirycznym laboratorium stanów i zdarzeń, szuka a właściwie skacze po formach i platformach rozlicznych poetyk, ale to wszystko zdaje się przegrywać z jakąś autonomiczną siłą rozsadzającą te z pozoru dobrze ułożone i grzeczne wiersze. Tak jakby wiersz Witkowskiemu się mówił, miał własny napęd na cztery koła i do tego autopilota. Zasługą autora jest to, że trzyma tę siłę w koleinie wiersza i trafia w korytarz podejściowy.

 
2.

Skąd to pisanie o cechach poezji młodego autora z Wrocławia, debiutanta, gdy naokoło wielkie rzeczy, rwetes i ogólna historia mieszająca się z histerią? Świat składa się z nieprzystawalnych zjawisk i one współwystępują aczkolwiek ta nieprzyzwoitość jakoś się maskuje na co dzień, przyjmuje mimikrę.

W dniu śmierci Papieża byliśmy na weselu przyjaciół na Górze św. Anny. Wyszliśmy na chwilę zaczerpnąć powietrza jak to się mówi, była pierwsza ciepła noc, czuć było w powietrzu jakby luz, odpuszczenie po mrozach. Nagle ze wszystkich stron ludzie zaczęli zmierzać ku klasztorowi. Wprost przez pola, przez zagajniki, jakby szturm, tyle że atakujący w normalnych ubraniach i bez broni. Armia duchów. Jeszcze nie rozumieliśmy że coś się stało, dopiero po powrocie do Domu Pielgrzyma kiedy ujrzeliśmy że ludzie siedzą, a orkiestron nie gra.

Panna młoda, która była ateistką i ślub brała konkordatowy chodziła zła i nabzdyczona to tu to tam. Mogłoby się wydawać, że Karol Wojtyła zachował się wysoce nietaktownie schodząc zanim wesele zdążyło się jeszcze porządnie rozkręcić. W tym momencie weszła starsza siostra zakonna z obsługi przybytku i powiedziała chyba, że to nic nowego, że zawsze jest tak, że ktoś umiera a w tym samym czasie ktoś inny ma wesele. Póki co formalnie żałoby nie ma i nie ma też powodu żeby kończyć całą imprezę, kto chce temu siostra otworzy kaplicę, może iść się pomodlić a kto nie - te niech się bawi tak jak uznaje to za stosowne. W końcu sakrament, przyjazd wielu ludzi, rodziny, znajomych - to także jest coś co domaga się szacunku i uznania. Można przecież to zrobić nie zalewając się - nomen omen - w trupa. Pomiędzy histeryczną żałobą a arogancją jest spora przestrzeń, w której można próbować się układać z życiem. Bo kiedy przyjedzie śmierć to już ona sobie ułoży Ciebie i mnie tak jak jej będzie pasowało.

 
3.

Mimo dziejących się rzeczy ważnych i dużych ciągle dzieją się rzeczy małe, drobne i istotne. Powiedzenie, że życie toczy się dalej można odbierać jako okrutną drwinę, z tych dla których życie dalej już się nie toczy. Ale przy odrobinie dobrej woli można je czytać jako rodzaj zobowiązania wobec tych, którzy chwilowo jak się wydaje, chwilowo - mieli mniej szczęścia.

Uważna lektura wierszy w obliczu apokalipsy może uchodzić za objaw obłąkania albo wykonanie gestu, zaświadczenie postawy. Zagranie serenady księżycowej na pokładzie tonącego okrętu może być aktem szaleństwa ale też odwagi. Bowiem zamiłowanie do rzeczy niekoniecznych i drobnych są charakterystyczne dla udanych egzemplarzy homo sapiens.

Bruce Willis w „Pulp Fiction" który cofa się po zegarek, który ojciec w obozie jenieckim przechowywał dla niego w - jako rzecze scenarzysta - dupie, i pomimo tego, że to oczywista drwina z amerykańskiego kina patryjotycznego - budzi mimo wszystko sympatię. Prostak będzie parł w chwili zagrożenia przed siebie, tratując kobiety i dzieci. Takich ludzkość nie wspomina żarliwie.

Nikt nie pamięta wprawdzie brytyjskiego kapitana Roberta Solmonda dowódcy HMS „Birkenhead", który jako pierwszy wydał rozkaz przy opuszczaniu statku „Kobiety i dzieci najpierw", ale orkiestrę „Titanica" pamiętają i znają niemal wszyscy, być może właśnie dlatego, że ów gest grania do końca, wydawał się być zbędny, niepraktyczny. Zdolność do podejmowania takich gestów być może daje poczucie szczęścia, kontroli a zarazem stawania ponad. Gdzieś między przymusem obnoszenia żałoby czy wesela a całkowitą abnegacją jest pewnie miejsce na rzeczy drobne i pozornie zbędne. Im warto ufać.

Radosław Wiśniewski
http://jurodiwy-pietruch.blog.pl
http://radek-kirschbaum.blog.pl

wisniewski na pasku