W pierwszym tygodniu wojny kolega pisał smsa, że trzeba jechać na granicę po znajomą znajomego. Miała jechać pociągami, autobusami gdzieś z lewego brzegu Dniepru. Potem niby dalej samochodem. Rwane informacje z trzeciej ręki. Smsy w środku nocy.
"Nas rozjebali zdies w gawno"
(rosyjska piosenka frontowa A.D. 2020)
The illegal and unprovoked invasion of Ukraine is continuing.
Trzy noce czekałem w napięciu, bo kolega miał samochód na warsztacie, mieliśmy jechać moim. Potem sms około jedenastej czwartego dnia, że są wiadomości.
Kobieta zakończyła podróż na jakiś blockpoście kacapów, gdzieś skręciła nie tam gdzie trzeba i wpadła na ruskie linie. Podobno samochód zabrali, mężczyzn wpakowali do autobusu i autobus ostrzelali z broni maszynowej.
Znajoma znajomego ubłagała ponoć na kolanach kacapskich mirotworców, bo miała dzieci, dlatego jej nie zabili tylko wywieźli w nieznanym kierunku.
Mój mózg nie przyjmował tej informacji, chociaż czytałem całe życie o tym jak świat nie mógł uwierzyć wiele lat wcześniej.
Mówiłem do Małgosi: - Ej, no jak z punktu A do punktu B jechała a wpadła tu i tam. A z tym autobusem może słyszała, może ktoś jej opowiedział. Albo kolejna racjonalizacja - że skoro jej nie zabili, to dlaczego zostawili jej telefon.
Takie proste samoobrony mózgu przed przerażeniem.
A przecież widzieliśmy wszyscy jak ruski transporter opancerzony miażdży samochód osobowy z człowiekiem w środku. Człowiek przeżył. Może dlatego też wyparłem.
Mimo, że pojawiały się informacje, że kacapski czołg rozjechał tam i tu samochód z rodziną w środku i niestety tym razem już nikt nie przeżył. Ale nie było zdjęć.
Tak samo nie było zdjęć z zasypanych podziemi teatru w Mariupolu.
A potem te zdjęcia z Buczy. I kolejne zdjęcia z Buczy.
Nie umiem się pozbierać, pewnie jak wielu i wiele z was po tym jak zobaczyłem te zdjęcia.
Bucza miała 36 tysięcy mieszkańców. Pomyślałem przez mgnienie oka - jak mój Brzeg. Też 36 tysięcy mieszkańców.
A zobaczyliśmy te zdjęcia tylko dlatego, że weszła tam armia ukraińska i to nie stało się raczej w ramach planowego odwrotu, bo gdyby tak było orki próbowałby zatrzeć ślady, najwyraźniej nie zdążyli.
Chociaż ciężko zrozumieć co tam się stało. Trudno to nazwać nawet egzekucją.
Ten człowiek na rowerze, tak po prostu leżący pod rowerem, którego nikt mu nawet nie zabrał.
Ilu takich miejsc nie poznamy, bo tam nie trafi żaden dziennikarz?
Czy kiedykolwiek ktoś ekshumuje gruzowiska Mariupola? Jeżeli Mariupol wpadnie w rosyjskie ręce czeka go los wielu innych miejsc takich jak Mariupol. Zaorają, wyrównają teren buldożerami i postawią jakiś nowy Mariupol. Może go nawet inaczej nazwą dla niepoznaki.
Czy kiedykolwiek gdzieś ktoś znajdzie autobus pełen rozstrzelanych ciał?
Mózg się przed tym broni. Wpadasz w stupor. Bo przerażenie bierze górę.
Ale jednak przypomnę kilka spraw.
Orki się wycofały z Buczy, bo nie były w stanie iść naprzód ani się utrzymać. Nie był to zbytek łaski. Po prostu musieli odejść. Nie wszędzie odchodzą sami. Czasem trzeba im pomagać.
Straty jakie ponieśli, wykluczają sukces na całej Ukrainie. Przypomnę, że niedawno stawką było w ogóle istnienie Ukrainy jako niepodległego państwa. To już raczej nie będzie przedmiotem negocjacji. To zostało obronione.
Między innymi dlatego, że Białoruś stała z bronią u nogi, Naddniestrze stało z bronią u nogi.
Teraz będą trwały krwawe targi o zakres terytorialny tego państwa.
O jego stan po wojnie.
Wielu z was mówi tak, ale pobór, Rosja ogłasza pobór.
Rosja ogłasza pobór co roku. Poborowych trzeba ubrać, uzbroić, wyszkolić, wstawić w jakieś wojskowe struktury. To zajmuje dużo czasu. Poza tym poborowi nie będą tak skuteczni jak wojskowi kontraktowi a jak wyglądają wojska kontraktowe i zawodowe Rosji to widzieliśmy ostatnie 6 tygodni.
I tak moim zdaniem pobór, może zamienić się w
pomór.
Niektórzy mówią, ale Rosja jest za wielka żeby przegrać.
Chciałem tylko skromnie przypomnieć, że ta wielka rosja przedupiła w swoich nowożytnych dziejach
- Wojnę Krymską w latach 1854-56,
- wojnę z Japonią w latach 1904-1905 i to tak koncertowo, że aż huczy,
- przejebała w zasadzie swój udział w pierwszej wojnie światowej w 1917 implodując jako państwo, żeby popaść w wieloletnią wojnę domową,
- przegrała wojnę z młodziutką II R.P. w latach 1919-21,
- nie umiała wygrać z w Finlandią w latach 1939-1940.
- no i na koniec - nie udało się też wielkiemu ZSRR pokonać Afganistanu przez 10 lat od 1979 do 1989.
Rozumiem, że po 1945 wielu ludzi na świecie uwierzyło w mit o niezwyciężonej armii sowieckiej, której bieda-spadkobierczynią miała by być armia rosyjsko-putlerowska, ale pokazuję tylko kilka przykładów na to, że ten mit ma wiele dziur i nieciągłości.
Chociażby takich, że Rosja owszem, przegrywała w dziejach wojny.
Szczególnie wtedy kiedy nie doceniała przeciwnika.
Nie ma zatem żadnych podstaw by nie miało się stać tak teraz, tym bardziej, że z wojskowego punktu widzenia putlerowcy niczym szczególnym nie zaskakują.
Na przykład - mija 40 dzień walk a lotnictwo putlerskie nie uzyskało panowania w powietrzu. A to akurat mogliby osiągnąć. Ale coś im nie wychodzi.
Ba, wyprawa dwóch ukraińskich śmigłowców do rosyjskiego Biełgorodu, żeby podpalić tam skład paliwa - pamiętacie to sprzed dwóch dni - mimo, że z wojskowego punktu widzenia nie ma może wielkiego znaczenia - jest ośmieszeniem rosyjskiej obrony przeciwlotniczej.
Podobnie jak trafienie, zapewne rakietą "Toczka-U" transportowca wojska w porcie w Bierdańsku.
I nie ma też żadnych powodów by sądzić, że Rosja przyjdzie do nas i nas zje.
Musiałaby się przebić przez całą Ukrainę. A właśnie się z północy Ukrainy wycofuje. I to nie dlatego, że okazuje łaskę cywilizowanemu światu, ale dlatego, że dostała tam wpierdol.
A cywilizowany świat ma teraz dużo większy kłopot z zamieceniem pod dywan czegokolwiek. Na przykład trupów cywilów z Buczy.
Pamiętam jak latami dyskutowało się o konieczności interwencji NATO w Bośni i Hercegowinie, pomocy dla Sarajewa. Gadało się, aż w końcu pocisk moździerzowy zabił na targowisku kilkadziesiąt osób. I skończyło się gadanie.
Ale jeszcze jedno, najważniejsze. W Ukrainie są dziewczyny i chłopaki, które nie widziały zdjęć z Buczy, ale po prostu widziały te Buczę na własne oczy. Albo Irpień.
Jak myślicie, co czują?
Nie chciałbym żeby mi się chociażby przyśniło w najbliższym czasie że jestem rosyjskim poborowym zamkniętym w blaszanym pudełku BWP i jadę na wojnę z Ukrainkami i Ukraińcami.
Wolałbym sobie w stopę strzelić albo zęby wybić - jak to bywało w wieku XIX, byle nie iść w ruskie kamasze.
Także walka trwa, a losy się ważą.
Bardziej niż kiedykolwiek
jesteśmy dłużnikami ukraińskiej odwagi
i ukraińskiej krwi.
Nie zapominajcie o tym.
I nie zapomnijcie nigdy o Buczy, Mariupola, Irpienia.
Na zdjęciu nieznany mi ukraiński żołnierz z kotkiem.
Ci którzy mnie trochę znają, wiedzą z kim i czym mi się kojarzy.
Слава Україні