Chyba napiszę już post, żeby nie powtarzać się w komentarzach. Napiszę post o tym, że jestem głęboko przekonany, że lepiej jest robić coś, niż nie robić nic. A najmniejsze coś, to jest więcej niż nic.
Sytuacja wygląda tak, że są ludzie w strefie i jej pobliżu. I jesteśmy my tutaj, rozsiani po grupach, rodzinach, wspólnotach.
I jest sroga propaganda, narracja o wojnie rzekomo jaką mundur polski toczy z pociskami-ludźmi, w tym dziećmi i kobietami.
Jest też rzecznik praw dziecka, który mówi, żeby nie publikować wizerunków dzieci ze strefy, bo to narusza ich prawo do prywatności. A w ogóle to sami rodzice-uciekinierzy schładzają i głodzą dzieci, żeby na dziecko załapać się na opiekę międzynarodową.
Wielu ludzi naprawdę uważa, że Mariusze dwa działają w dobrej wierze i jakaś tam alkajda wysyłając do nas terrorystę w sposób oczywisty wgrałaby mu dla podniesienia morale w telefon sceny dekapitacji i inne smakołyki. Przecież wszystkie służby specjalne tak robią, nie?
I dlatego - widząc, że rodzi się jakaś, nie wiem na ile głęboka, wspólnota ludzi, którzy się na to okrucieństwo i kłamstwo w służbie okrucieństwa nie zgadzają - chciałem poddać pod rozwage taką myśl, że każde coś, nawet tak pogardzane "pisanie na fejsie" ma swój sens. Tak. Także lajkowanie, udostępnianie, komentowanie, bitwa na słowa.
Rozmawiałem z jedną z osób, które pracują dla tych na granicy, powiedzmy druga, trzecia linia, logistyka, zaopatrzenie. Pytałem - co zrobicie jak dostaniecie tyle a tyle pieniędzy, czy to ma znaczenie? Czy to robi różnicę? I zacytuję z pamięci, nieprecyzyjnie odpowiedź:
"- Za pieniądze możemy oczywiście zrobić konkret, zatrudnić prawnika, który zamiast prowadzić swoje sprawy przez jakiś czas będzie pod telefonem, żeby się szybko zjawić na miejscu, odebrać pełnomocnictwa i zażądać udziału w czynnościach prawnych. Jak dostaniemy powiedzmy 15 czy 20 tysięcy więcej to mamy taką odosbę do dyspozycji przez kilka tygodni. Ale - mówi osoba - powiem ci coś najważniejszego, co sie kryje za pieniędzmi, za tym gestem. Najważniejsze jest to, że rozumiemy z takiego gestu,
że nie jesteśmy sami przeciw wszystkim,
że ktoś za nami stoi, wspiera, że nam ufa
nawet tam daleko, w mieście, maisteczku, wsi kilkaset kilometrów od strefy. To tak naprawdę jest bezcenne."
Mamy starcie opowieści, pisze o tym do znudzenia i całkowitego zużycia paliczków w kościach obu dłoni. Nie ma mniej lub bardziej ważnych pól. Tam gdzie się odstąpi, tam się przegra. Wycofasz się z Fejsa, to ktoś tę przestrzeń zajmie, nie będzie czym równoważyć tej historii, o tym, że dzieci można wywalać do lasu nocą, albo jak nie dzieci to chociaż kobiety, a w ogóle to nie było żadnych dzieci i w ogóle być może nie było żadnych ludzi.
Nie wolno mówić na głos, ani nawet myśleć, że jesteś, jesteśmy, jestem bezradny. Każdy może coś.
Kiedy czytałem o tylu heroicznych bitwach, wydarzeniach, kiedy o tym pisałem, za mało może widziałem, rozumiałem, albo dawałem do zrozumienia, że na jeden bagnet w linii bezpośredniego starcia zawsze wypada jakaś chochla, lekarski kitel, szewskie kopyto, opaska pielęgniarki a nawet maszyna pisarza pułkowego. Ci, którzy w dziejach wygrywali bardzo często jedyne co mieli innego poza jakimś geniuszem manewru to rozumność, która mówiła, że ten na pierwszej linii musi mieć głębokie zaplecze. Musi mieć świadmość, że nikt go nidy nie zostawi na pastwę, że zawsze będzie miał szansę na leczenie, naprawę obuwia, zawsze dostanie jeść i tak dalej.
Z zupełnie innej strony - 30 lat bawię się w organizację pozarządową i widzę że zawsze jest jakoś tak, że 70-80% roboty robi 20-30% ludzi, a reszta - robi resztę. Ale też po kilkunastu latach zrozumiałem, że nie mam się co wykrzywiać, że jedni zasuwają jakby mieli dodatkowy etat, a reszta czasem przyłoży rękę jak trzeba wózek z błota wyciągnąć. Tak chyba jest i bez tych brakujących 20-30% energii rozproszonej w strukturach orbitalnych, satelickich grupy - nie da się funkcjonować. To jest też niezbędny wkład.
I ostatecznie nikt nie wie kiedy, gdzie, jak i dlaczego mur zaczyna pękać, tama zaczyna sie kruszyć, wielbłąd ugina się pod słomką.
Zdarzyło się przecież, że spory ruch społeczny zaczął się od tego, że władza, której wydawało się, że wszystko jej wolno i nikt jej nie podskoczy, władza niegodna i pozbawiona honoru - zwolniła o kilka osób z pracy za dużo.
A potem już jakoś poszło.
Wiele o tym rozmyślam.
fot. OKO.Press/ Joanna Wajs