Spośród łajdaków i złoczyńców tego świata na szczególną uwagę zasługują ci, dla których ? by przywołać tu Szekspira ? cały świat jest sceną; sceną, na której mogli grać przed resztą ludzkości.
Słynny rewolwerowiec Jesse James, notoryczny socjopata Charles Bronson czy błaznujący wódz Benito Mussolini; wszyscy oni dzielili jedną wspólną cechę ? olbrzymie ego, które musiało znaleźć ujście w quasi ? aktorskich popisach, często zresztą niezwykle krwawych. Nie inaczej jest w przypadku słynnego terrorysty i zabójcy Carlosa, o którego życiu i eskscesach możemy się dowiedzieć z wchodzącego właśnie do kin obrazu pod tym samym tytułem.
Edgar Ramizer wcielił się tu w rolę młodego, pięknego wenezuelskiego rewolucjonisty, któremu ojciec, zagorzały marksista, nadał wdzięczne imię Illicza, na pamiątkę wodza rewolucji. Odebrawszy solidne, komunistyczne wychowanie, Carlos wraz z ojcowskim błogosławieństwem udał się na dalsze nauki do jednego z moskiewskich uniwersytetów, z którego zresztą został wydalony, po czym kontynuował edukację w obozie dla terrorystów Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. Reżyser Olivier Assayas bardzo sprawnie prowadzi nas przez najbardziej burzliwe lata drugiej połowy XX wieku, ukazując Carlosa jako awanturnika, rewolucjonistę a przede wszyskim egotycznego twórcę swojego własnego mitu. Carlos był bowiem showmenem, dla którego liczył się przede wszyskim telewizyjny image. Każdy zamach, każde porwanie i morderstwo było obliczone na przykucie uwagi mediów. Jego celem tylko pozornie była walka ze światowym syjonizmem i kapitalizmem, w rzeczywistości jednak chodziło o sławę i pieniądze. Podczas napadu na siedzibę OPEC we Wiedniu w grudniu 1975 roku, mając na głowie wzięcie ponad 60 zakładników, Carlos nie zapomniał, żeby wystąpić przed kamerami w skórzanej kurtce oraz berecie a la Che Guevara. Nigdy rozliczył się z towarzyszami z wypłaconego mu okupu w wysokości kilkudziesięciu milionów dolarów a uparta natura i niechęć do wykonywania rozkazów sprawiły, że został szybko wydalony z LFWP.
Oglądając ?Carlosa? mimowolnie porównujemy ten obraz z ?Baader Meinhof Komplex?, widzimy tę samą dozę pozerstwa, dezynwoltury i bezmyślnej przemocy, napędzanej przez młodzieńczy idealizm i kulturę masową. Lewicowi terroryści mogli się powoływać na wszystkich klasyków rewolucji razem wziętych, ale i tak wiadomo, że najbardziej ekscytująca część rewolucyjnej walki to nie lektura książek, ale bieganie z kałasznikowem i strzelanie do kapitalistów wypasionych na krwi proletariatu. Nie bez znaczenia jest tutaj również fakt, że w owym czasie miała miejsce rewolucja seksualna. Członkowie Baader Meinhof twierdzili, że ?strzelanie i pieprzenie? są od siebie nierozłączne. Sam Carlos doskonale wpisywał się w ten rozerotyzowany nurt społeczny: miał całe mnóstwo kochanek i nie cofnął się nawet przed bigamią.
Filmem ?Carlos? Olivier Assayas stworzył doskonały komentarz na temat współczesnego terroryzmu, zastanawiając się, co czyniło te ekstremistyczne ruchy tak niesłychanie popularnymi. Jedna z możliwych odpowiedzi jest następująca: były niesłychanie sexy.
Łukasz Ślipko