czwartek, 02 maja 2024

Andrzej Chciuk introW prezentowanym cyklu esejów przywołujemy pozostawione na Kresach miasta, miasteczka i wsie. Kolejnym miejscem, które chcę przedstawić, jest Drohobycz. To miasto rodzinne Kazimierza Wierzyńskiego, Brunona Schulza oraz Andrzeja i Tadeusza Chciuków.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Na zawsze związany z Drohobyczem

 

 

Drohobycz wraz z pobliskim Borysławiem i Truskawcem tworzyły trójmiasto o charakterze  zagłębia naftowego, a częściowo (ze względu na zdrojowe wody w Truskawcu) uzdrowiskowym.

 

Andrzej Chciuk

 

O Andrzeju Chciuku polski czytelnik dowiedział się długo po jego śmierci. Pisarz był w Polsce do niedawna zupełnie nieznany. Ten zakochany w Drohobyczu człowiek to twórca wszechstronny: poeta, pisarz, reportażysta, satyryk, dziennikarz, ale także osoba nietuzinkowa: żołnierz-ułan, jeniec, emigrant, działacz społeczny i kulturalny. Opuścił swoje rodzinne strony na początku 1940 r., uciekając przed restrykcjami ze strony rosyjskiego okupanta, który w tym czasie zaprowadzał na Kresach swoje porządki. II wojna światowa rozrzuciła po świecie ludzi z całej płonącej Europy. Po raz kolejny podzieliła Polaków na tych, co zostali w kraju, i na emigrantów. Andrzej Chciuk do 1951 r. przebywał na uchodźstwie we Francji, następnie – już do końca życia – w dalekiej Australii. Tam, aby utrzymać siebie i rodzinę, pracował fizycznie jako palacz śmieci, kucharz, przez jakiś czas jako kucharz na statkach, a w ostatnich latach życia jako nauczyciel, prowadząc jednocześnie działalność społeczną, kulturalno-oświatową i przede wszystkim twórczą. Pisanie było tym, co go najbardziej obchodziło, a wiązało się w przeważającej części z Drohobyczem: ludźmi, wydarzeniami, sprawami. Nazywał je pieszczotliwie małym, prześmiesznym, kochanym Drohobyczem. Takiej nazwy używał w wielu swoich dziełach, także w najpopularniejszej w Polsce książce – dylogii Atlantyda. Opowieść o Księstwie Bałaku i jej drugiej części  Ziemia Księżycowa. To właśnie ta książka otworzyła Andrzejowi Chciukowi drogę do polskiego czytelnika. 

 

ziemia ksiezycowa

 

Trudno dostępny w Polsce jest jego jedyny opublikowany zbiór wierszy. To właściwie zbiór nigdy niewydanych (z powodu braku pieniędzy) poezji. Część wierszy Chciuka zaginęła w drukarniach, oczekując na wydanie. Zdarzało się, że autorowi zwracano zdekompletowany rękopis. W efekcie mamy tylko dostęp do tomiku pt. Pamiętnik poetycki, wydanego w 1961 r. w Melbourne nakładem przyjaciół i prywatnych sponsorów. Ze wspomnianego wyżej zbioru pochodzi utwór O moim kochanym i śmiesznym Drohobyczu, znajdujący się w rozdziale Tamta Ziemia. Poemat składa się z czterech części. W pierwszej poeta snuje rozważania nad tym, jakie znaczenie ma tęsknota, która zamazuje to, co złe, i ubarwia obraz miasta we wspomnieniach każdego, kto tęskni do rodzinnych stron.

 

W natłoku spraw i w miarę upływającego czasu coraz trudniej pisać o tamtych stronach – zwierza się poeta. Im bardziej mija czas, zjawiający się nieustannie w snach Drohobycz staje się piękniejszy i lepszy, bo jest z kunsztem złotnika i rzeźbiarza wciąż bardziej zdobiony przez właściciela snów. W worku wspomnień, na dnie znajdują się błahe, pogubione i zapomniane sprawy, które wystarczy trącić pamięcią, a wypływają na wierzch, nabierając ostrości i barwy:

 

I taki drobiazg, szczegół, fragment

Z najgłębszych warstw spraw zapomnianych

I zatopionych już w przeszłości

…mi objawieniem błyśnie nagłym

i każe się znowu zachwycić

 tym moim śmiesznym Drohobyczem

Tym Drohobyczem ukochanym

I w myślach wracać znów do niego

Z niepowrotnego–przecież– brzegu!

 

To bardzo ludzkie – stwierdza poeta. Każdy człowiek jest do tego zdolny, gdy wraca do rodzinnych miejsc myślą i jak księżyc poprzez chmury / kroczy przez place, zakamarki / przez miejsca, ludzi, sprawy, których już nie ma, które umarły. W takich chwilach pod wpływem wspomnień „drgnie serce i przez ciało przechodzą ciepłe fale”. 

 

W następnych zwrotkach Chciuk wraca jakby do rzeczywistości, wspomnienia stają się bardziej realne. Drohobycz to zwykłe miasto, trochę brzydkie, trochę urocze. Jak każde miasto pełne jest zamętu i kontrastów. Tęsknota jest w stanie przyozdobić to, co brzydkie, zmienić w radość to, co było smutne, nawet ciężkim przeżyciom odjąć koszmaru. To podświadomość jest sprawcą takich zabiegów. Wolimy pamiętać to, co dobre, więc czas wygładza ostrość kantów, wycisza zgrzyt dysonansów. Poprzez wspomnienia czujemy się młodsi. Zdarza się, że po latach, podczas wspominania, nagle dostrzeżemy istotną prawdę. Dopiero wtedy!

 

W drugiej części poematu poeta zdaje sobie sprawę z tego, że wyolbrzymia walory miasta i – jakby w tej chwili opuściły go senne marzenia i zaczął stąpać po ziemi – dodaje, że Drohobycz to miasto prowincjonalne, cuchnące naftą i dymem z rafinerii, bo co tam było? Błoto? Nafta? Prowincjonalne życie? Nuda? Miasto bogaczy, nędzy i aferzystów. Tyśmienica – brudna rzeka? Rynek, który napawał dumą, ratusz z herbem i gniazdem wronim? To także krążący po ulicy tłum ludzi, którym kazano umierać. 

 

Dziś tłum widm krąży po ulicach

Tam, gdzie kazano im umierać…

Brunona Schulza widmo idzie

Nerwowa twarz. I smutny uśmiech.

Platfus. Wtem okrzyk: Jude! Żydzie!

I strzał. I cisza. Rechot tłuszczy.

 

Widzi swojego ulubionego nauczyciela Brunona Schulza, znajomych żydowskich kolegów, wpisanego w krajobraz miasta dorożkarza Zuckenberga, profesorów Blatta i Sternbacha, dyrektora Kaniowskiego, zmarłego w rosyjskim więzieniu. Wspomina kolegę Ukraińca Józefa Łobodycza, który ostrzegał go i nakłaniał do ucieczki, a sam zmarł męczeńską śmiercią w enkawudowskiej ciemnicy. Zmarli tragicznie podczas wojny znani poecie drohobyczanie są obecni w każdym śnie. Bez tych setek nazwisk, imion i przezwisk wspomnienia byłyby niekompletne, bez nich nie mógłby znów ujrzeć we śnie swego miasta: 

 

Chwałę prowincji najpoczciwszej

Chwałę młodości, chwałę domu,

Gdy żyli wszyscy nasi bliscy,

Gdy nie przeczuwał nikt z nas gromu.

Nie, nie ma domu. I nikogo.

Wszyscy pomarli. Albo w świecie

Po obcych stronach we śnie mogą 

Tylko usłyszeć głos: „Ach dzieci

Co z wami będzie? Tak się boję

Co z wami będzie, gdy mnie braknie?”

U okna ciągle jeszcze stoi

Jakby na warcie cień mej matki.

 

Przytoczone słowa matki są autentyczne, wielokrotnie cytowane w innych utworach przez Chciuka. Matka była autorytetem dla swoich dzieci, wymagającym i kochającym. W tym miejscu Chciuk oddaje pokłon wszystkim matkom. Na tle wyludnionego, pozbawionego bliskich mu ludzi, opustoszonych ulic miasta, gdzie stoi pusta dorożka przy latarni, z której nikt nie wysiada i gdzie nikt ciekawski nie zagląda do sąsiada:

 

Jeno przy oknie, u firanek

Przemknie się jakiś cień: to matka

One są zawsze niepokorne

I one trwały do ostatka.

 

Ostatnie wersy tej części mówią o zdziczałym krajobrazie, o pustce, jaką po sobie pozostawił Drohobycz z tamtych lat. Więc płaczę nad nim jak Jeremiasz przyznaje poeta.

Trzecia część jest poetyckim opisem pewnej osobliwej budowli Drohobycza, jaką jest  zabytkowa cerkiew przywieziona przez wiekami w częściach z Kijowa i ponownie zmontowana przez żupników. Jest kompletnie cała z drewna […] nawet kołki

tu zamiast gwoździ są drewniane… Przejeżdżający turyści dziwią się, że lampy nawet tu wiszą na kołeczkach

 

Osobliwością są również stare mszały wykupione z Carogrodu za drohobycką sól oraz scałowane do połowy przez wiernych ikony, natomiast w starych knihach figurują nazwiska polskie i ruskie. 

 

Tu w starych knihach są nazwiska 

polskie i ruskie, bowiem zgodnie

gdy trzeba było, to umieli

przeciw Tatarom oręż podnieść

 

Owa świątynia to cerkiew Świętego Jura. Tu spotykają się tłumy ludzi przypominające wezbrane ludzkie rzeki. 

 

Gdy zaś procesja wyjdzie z cerkwi

I świaszczennyki z Bazylianów

Od Spasa, Jura i od Krzyża

Śpiewają, wtedy targnie łanem

Ludzkim jak wiatrem. Uniesienie

Wszystkich zdławi z równą siły:

Hospody pomyłuj, pomyłuj,

Zmiłuj nad nami się już, zmiłuj!…

 

W ostatniej, czwartej części zawarte są wspomnienia o ukraińskim koledze ze szkolnej ławki Sławku Łobodyczu. Opisuje go Chciuk jako zakochanego w sztuce teatralnej, niezwykle wrażliwego młodzieńca, który – zauroczony spektaklem – nie potrafił długo opuścić sali Sokoła, w której wystawiano sztuki. Trwał na swoim miejscu jak urzeczony: Szeptał: Boże, olśniony swoim wielkim cudem, // i w transie trwał, aż wszyscy znikli, do domu poszli… Po owej sztuce wracali razem do domu, nie odezwał się ani razu, nawet kiedy się rozstawali, tylko z oddali, spod zapalonej latarni Sławek mi ręką kiwnął. Przebłysk / tej ręki, chwili i wspomnienia / dziś do mnie przyszedł z zapomnienia…

 

Sławek nie przeżył wojny, zginął pod Przemyślem.

 

Poemat kończy się swoistym przesłaniem. Najpierw poeta przedstawia swoje rozważania nad wspólnym dzieciństwem i młodością w wielonarodowościowym i wielokulturowym Drohobyczu – mieście które łączyło i jednocześnie dzieliło.

 

Ta sama ziemia nas zrodziła

Mnie oraz Sławka Łobodycza

jednako jedna, swoja, miła

Jednego w świecie Drohobycza

On kochał ją po ukraińsku

A ja po polsku ją kochałem

I tam spędziliśmy dzieciństwo

I pierwsze lata swe dojrzałe.

 

Następnie Chciuk przedstawia punkt widzenia ukraińskiego przyjaciela, który chciałby rozwiązać w jakiś sposób nawarstwiające się problemy społeczne i polityczne między żyjącymi obok siebie narodami.

 

Ten mój przyjaciel i rówieśnik

Nieraz mi mówił: Federacja

Nasze zbawienie jest i racja

I może nasze dwa narody

Choć poróżnione nieco wcześniej

Zrozumieć zechcą sens ugody

Hadziackiej. Może wreszcie przeszłość

Krwi obopólnej pełną skreślą

Wymażą z serca i od nowa

W zgodzie coś zaczną już budować…

I może mariaż ten z rozsądku

(a miłość – kto wie? – przyjdzie później)

Da czego brakło od początku

W naszej historii, w mojej, w twojej

Że się zacieśni to co luźne

Bo jak inaczej się ostoim?

 

chciuk atlantydachciuk pamietnik poetycki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drohobycz Schultz

Drohobycz wspolczesnosc

 

AAA Ludwika okragla

 

 

 

 

Ludwika Chojnacka na pasku