Rezydujący przy torach tygodnik, umordowany promowaniem samorządowego aroganta i umorusany błotem, którym latami obrzucał konkurencję, dopuścił się prymitywnej prowokacji.
Za cel ataku obrano burmistrza Jerzego Wrębiaka. Nastąpiło odreagowanie, w imię zemsty za wyautowanie ich chlebodawcy, który po dwunastu latach lawirowania został zepchnięty z tłusto opłacanego stołka.
W publiczny obieg wprowadzono niejakiego Józefa Głowackiego, rzekomo zatroskanego pisowca, który przykuśtykał do dworcowej kanciapy ze skargą na burmistrza. Jako orędownik PiS-u zechciał wysmarkać się w rękaw tych, którzy ponoć nie publikują anonimów. Z tymi anonimami to jest dopiero jazda, styl godny dowcipnych inaczej. Twierdzenie, że w tym organie publikacje podpisuje się prawdziwymi nazwiskami, wywoła uśmiech nawet na kamiennym obliczu Bustera Keatona.
Józef Głowacki nawrzeszczał na burmistrza, usiłując wmówić, że tenże wstąpił w szeregi "platfusów".
Fakty są więcej niż prozaiczne. Jerzy Wrębiak - było nie było ojciec miasta - uścisnął prawicę urzędującego prezydenta RP, który po raz pierwszy przyjechał do Brzegu. Zrobił coś zwykłego: zachował się normalnie. Wmawianie, że wkomponował się w kampanię prezydencką to niedorzeczność. Tak kudłata myśl może się zrodzić jedynie pod zrytym beretem. Burmistrz przywitał gościa, prawdziwego VIP-a, wręczył album promujący miasto i niezwłocznie się oddalił. Tylko tyle. Nie uczestniczył w żadnym wiecu!
Józefowi Głowackiemu nie spodobała się burmistrzowska gościnność i postanowił wyżalić się ferajnie z dworca: „dyktując” obraźliwy w wymowie list.
Wypociny Głowackiego wydają się być dziełem znajomym. To nieśmieszny skecz - rodzaj sztuki uprawianej przez artystów, którzy de facto są publicystycznymi cyrkowcami. Józef Głowacki to gazeciany awanturnik pozbawiony moralnego pionu. Rodzi się pytanie: dlaczego nie zechciał opublicznić listu w innych mediach i z poślizgiem polazł na stację PKP?
Domyślamy się kim jest autor. Zdarza się mu obnosić po sądach - w jego naturalnym środowisku - w marynarce z naszytymi baretkami, które symbolizują medale za heroizm. Ma to być dowód sukcesów na zagranicznych misjach wojskowych. Fajnego mieliśmy ambasadora - nie ma co.
Stawiam litra macedońskiej lozovej rakiji przeciwko serbskiej šljivovicy (stamtąd właśnie wróciłem), że Józef Głowacki rzeźbi rownież pod innymi personaliami. W przydworcowym tygodniku nachlapał parę kleksów podpisując swoje farmazony, jako Marian Podgórski. Na naszym portalu trollował zaś pod nickiem Leon Nowak. Teraz przepoczwarzył się w Józefa Głowackiego żądającego od burmistrza... przeprosin.
Jak to idzie skwitować? Krótko. Ż-E-N-A-D-A.
Głowacki vel Podgórski legitymuje się dowodem osobistym w którym figuruje zupełnie inne nazwisko. To lokalny szczekacz, w swoich bieda-publikacjach nazywa obecnego prezydenta Bronkiem, natomiast b. premier to dla niego Donaldinio Tłusk. Zasłużoną, dziś już śp. Brzeżankę, swego czasu zrównał z Babą Jagą. Paraduje w masce dziewicy i podszywa się pod kogoś, kim nie jest. Nigdy nie wytłumaczył się z zarejestrowania domeny «www.krzysztofpuszczewicz.pl». Po co mu to było? Tym występkiem zajęła się brzeska prokuratura, wykazując, że takie działanie jest zwykłą niegodziwością.
Szanowny Panie Burmistrzu! Nie reagując na panoramiczną zagrywkę postąpił Pan roztropnie. Drani, którzy chcą wyłącznie dokopać, należy ignorować.
Puenta
W szemranym tygodniku pisywali już różni dziwacy, przybierali przy tym odjazdowe nazwiska: Zygmunt Stary, Sretum vel Toaletum, a teraz pojawił się nijaki Głowacki. Na szczęście nie Aleksander (w domyśle: Bolesław Prus).
Józef Głowacki to bynajmniej nie „Faraon”, prędzej panoramiczna „Katarynka”.